Pogoń tworzyła sporo. Ale to Jagiellonia strzelała

Tyle okazji i… nic. Pogoń Szczecin przegrała 1:2 z Jagiellonią Białystok. To nieskuteczność była głównym aktorem hitowego starcia na Stadionie Miejskim im. Floriana Krygiera. Portowcy oddali ponad trzydzieści strzałów, ale strzelili tylko jedną bramkę. Niewykorzystane okazje zemściły się w najgorszy sposób w doliczonym czasie gry.

Jagiellonia lepiej zaczęła, ale dała się przydusić

Dość spokojnie przebiegały pierwsze minuty. Pogoń, jak można było przewidzieć, oddała piłkę Jagiellonii. Czyhała na błędy, ale nic nie mogła sobie wypracować. Podobnie białostoczanie – przeprowadzili parę akcji prawą stroną, ale nie zdołała zaskoczyć dobrze zorganizowanych rywali. W 13. minucie wyprowadziła więc kontrę. Dusan Stojinović wypuścił Dimitrisa Rallisa. Grek wystartował spod linii środkowej boiska, przebiegł kilkadziesiąt metrów, wbiegł w pole karne i po zejściu ma prawą nogę pokonał Valentina Cojocaru. Zbyt asekuracyjnie zachował się przy tej akcji Danijel Loncar.

REKLAMA

Portowcy poprawnie zareagowali na straconego gola. Pod bramką bronioną przez Miłosza Piekutowskiego w końcu zaczęło się coś dziać. Bramkarz Jagi musiał wysilić się przy strzale Dimitriosa Keramitsisa. W innej z sytuacji ofiarnie zachował się Kamil Jóźwiak, który zdjął piłkę z głowy węgierskiego napastnika, ale przypłacił to bliskim spotkaniem z słupkiem. Skrzydłowy na szczęście szybko się pozbierał. Gospodarze dopięli swego w 27. minucie. Po szybkiej wymianie z Frederikiem Ulvestadem Adrian Przyborek asystował przy bramce Kamila Grosickiego. Futbolówka zatrzepotała w siatce po odbiciu się od słupka. Przyjezdni mogli sobie pruć w brodę, bo wcześniej mieli świetną okazję, którą zmarnował Jesus Imaz.

Szczecinianie nie chcieli zatrzymywać się na jednym trafieniu. Rozpoczęli ofensywną nawałę, przytłaczając przeciwników. Piłkarze Adriana Siemieńca zbyt często zaliczali straty w konstrukcji akcji, na czym korzystała drużyna Thomasa Thomasberga. Na bramkę Piekutowskiego leciały kolejne uderzenia z naprawdę dobrych sytuacji. Brakowało jednak wykończenia, a i bramkarz zanotował kolejne trzy interwencje. Gości uratował gwizdek kończący pierwszą połowę.

Pogoń otrzymała cios tuż przed końcowym gwizdkiem

Od razu po wznowieniu meczu Pogoń kontynuowała swój marsz po drugą bramkę. Niepojęte jest to, jakie okazje sobie tworzyła i jednocześnie marnowała. Na straży dzielnie stał niestrudzony Piekutowski. Tylko on zachowywał poziom – reszta drużyny była bierna, jakby głowami wróciła do Macedonii. Sytuację trochę odmieniło wejście Oskara Pietuszewskiego i Bartosza Mazurka na boisko. Młodzi zawodnicy ożywili poczynania swojego zespołu. Jaga trochę odrzuciła gospodarzy i potrafiła w końcu zrobić minimum zamieszania w ich polu karnym.

W kolejnych minutach spotkanie trochę się wyrównało, choć zachowało dynamikę. Raz próbowali jedni, raz drudzy, lecz wiele akcji dość szybko się rozbijało. Gospodarze nie byli już tak błyskotliwi, gdy atakowali. Również przyjezdni nie mogli znaleźć sposobu na strzelenie bramki. Przynajmniej uspokoiło się na ich tyłach.

Drużyna trenera Thomasberga przycisnęła raz jeszcze w ostatnim kwadransie. Ponownie brakowało jej wykończenia. Kontrataków szukała też Jagiellonia, jednak słabo je rozgrywała – niedokładne podania miały wpływ na płynność jej prób. W najważniejszym momencie białstoczanom udało się skarcić nieskutecznych Portowców. Tuż przed końcem spotkania Pietuszewski wykończył akcję, którą sam rozpoczął. Choć miał trochę szczęścia, bo piłka trafiła pod jego nogi po strzale Imaza w poprzeczkę.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    141,201FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ