Pogoń Szczecin robi to, czego polskie kluby dotychczas się bały

Pogoń Szczecin w letnim okienku transferowym przeprowadziła dwa ruchy, które śmiało można nazwać hitowymi. Piłkarzami Portowców zostali Sam Greenwood oraz Benjamin Mendy. Już pierwszy angaż wzbudził spore zainteresowanie w mediach, drugi rozgrzał środowisko piłkarskie do czerwoności i wywołał debatę – czy Pogoń osiągnęła spektakularny sukces, czy też dokonała kosztownej, sportowo wątpliwej fanaberii? Jedno jest pewne – działacze Portowców zyskali dokładnie to, co chcieli: rozgłos.

Na wstępie muszę zaznaczyć, że do mocarstwowych zapowiedzi obecnych władz Pogoni podchodziłem z dużym dystansem. Przez ostatnie ćwierć wieku widziałem już dziesiątki projektów, które miały wprowadzić polskie kluby na europejskie salony. W Wiśle Kraków kilka razy zapowiadano przybycie miliarderów z Bliskiego Wschodu. Górnik Zabrze przejmowało niemieckie przedsiębiorstwo ubezpieczeniowe, a swego czasu najbogatszy Polak planował wpompować dziesiątki milionów w Śląsk Wrocław. Legia Warszawa miała odjechać reszcie ligi dzięki pieniądzom z Ligi Mistrzów. Lech Poznań wedle zapowiedzi już dawno miał być etatowym uczestnikiem Champions League. Wszystkie te pięknie prezentujące się na slajdach projekty miały jednak zasadniczą wadę – słowa nie przekładały się na czyny.

REKLAMA

Gdy Pogoń Szczecin na starcie sezonu grała poniżej oczekiwań, a Robert Kolendowicz narzekał, że zamiast realnych wzmocnień słyszy tylko o głośnych zapowiedziach – miałem przeczucie, że i tym razem skończy się na pustych obietnicach. Marian Huja czy Paul Mukairu — z całym szacunkiem, to nie były angaże, które mogły rozgrzewać wyobraźnię kibiców. Tymczasem w końcówce okienka udało się sprowadzić Sama Greenwooda – 23-letniego Anglika, który regularnie grał w Championship – oraz 31-letniego Benjamina Mendy’ego, mistrza świata z 2018 roku. Miało być głośno i jest głośno. Do tego dorzucić można Rajmunda Molnára, który podobno kosztował 1,5 mln euro. Jego transfer nie wygenerował takich emocji jak dwa pozostałe, a przecież mowa o sporych jak na polskie realia pieniądzach.

Pogoń Szczecin podjęła ryzyko

Oba ruchy (Greenwood i Mendy) szybko doczekały się krytyki. W mediach spekulowano, że Anglik był proponowany wielu polskim klubom, które nie były nim zainteresowane. Zamiast początkowo sugerowanych 4 mln euro, miał być do wzięcia za darmo. Podobnie Mendy – według doniesień także był w zasięgu kilku klubów, ale tylko Pogoń zdecydowała się na zawodnika, który w ostatnich latach rzadko grał, a mimo to miał (podobno) spore oczekiwania finansowe.

Miałbym problem, gdyby klub przepalał na takie eksperymenty publiczne środki. Skoro jednak Greenwood i Mendy przyszli za prywatne pieniądze – to w czym problem? To dwa odważne angaże. Mogą okazać się świetnymi wzmocnieniami, ale równie dobrze totalnymi pomyłkami. W klubie z pewnością wiedzą, że ryzyko jest duże, ale zdecydowali się je podjąć. Pogoń nie zamartwiała się przesadnie negatywnymi konsekwencjami. Tym samym działacze uwiarygodnili wcześniejsze zapowiedzi – pokazali fantazję i odwagę, których od dawna brakowało w polskiej piłce klubowej. Przez lata władze wielu klubów bardziej interesowały się zielonymi tabelkami w excelu niż sportowym sukcesem.

Jeden ruch wywołuje kilka kolejnych

Lech Poznań i Legia Warszawa w jednym sezonie potrafiły zarobić na sprzedaży piłkarzy blisko 20 mln euro, a na wzmocnienia wydawały mniej niż 25% zysków (Legia 2019/20 i 2023/24, Lech Poznań 2020/21). Jestem przekonany, że gdyby nie aktywność Widzewa Łódź i odważne deklaracje ze Szczecina – Lech i Legia także latem poskąpiłyby na transfery. W wielu klubach budżety są podobne jak w poprzednich latach, ale pojawiła się odwaga, by inwestować w ciekawe ruchy. Rosną pensje i koszty angażu zawodników, co wbrew populistycznym opiniom — jest niezbędne, jeśli polska liga chce się rozwijać.

Benjamin Mendy stał się jednym z najgłośniejszych nazwisk, jakie kiedykolwiek trafiły na polskie boiska. Co ciekawe, po początkowej fali krytyki pojawiły się informacje, że jego pensja wcale nie sięgnie miliona euro. Klub dodatkowo zabezpieczył się, by wynagrodzenie zależało od jego gry. Pogoń podjęła więc ryzyko, które może nie okazać się aż tak obciążające, jak początkowo sądzono. Za to z pewnością sprawi, że Portowcy jeszcze długo będą na czołówkach portali sportowych. I chyba właśnie o to chodziło.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    137,355FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ