Niedawna porażka z Rakowem Częstochowa pokazała, że Pogoni Szczecin daleko jeszcze do perfekcji. Jednocześnie, ekipa Marka Papszuna przegrała w tej kolejce starcie przeciwko Cracovii, więc „Portowcy” stosunkowo szybko mogli odrobić stracone trzy punkty. Wystarczyło „tylko” pokonać nieprzewidywalną Koronę Kielce, która na swoim terenie zaliczyła odpowiednio porażkę, zwycięstwo i remis.
Trener Jens Gustafsson dokonał trzech zmian w stosunku do podstawowej jedenastki, która wybiegła na mecz z Rakowem. Szansę dostał m.in. Kacper Smoliński, który w 33. minucie wykorzystał podanie Kamila Grosickiego. Gracze Pogoni w kilka sekund przenieśli się spod własnej bramki pod pole karne rywala, ale bądźmy uczciwi. Piłkarze Korony Kielce po prostu przyglądali się całej akcji, unikając możliwości skasowania ataku.
Być może „Koroniarze” byli cały czas pod wrażeniem trafienia Damiana Dąbrowskiego z 5. minuty? Środkowy pomocnik efektownie przymierzył z rzutu wolnego, szybko wyprowadzając gości na prowadzenie. Dodając do tego gola Smolińskiego, mieliśmy 2:0 i pewne prowadzenie Pogoni. Po zmianie stron gola dołożył jeszcze Luka Zahovic, ale arbiter odgwizdał spalonego. Ku sporemu zdziwieniu, kielczanie poszukali swoich okazji, a Dawid Błanik zdołał strzelić bramkę kontaktową.
Podopieczni Jacka Ojrzyńskiego poczuli swoją szansę, w drugiej połowie długimi momentami przejmując inicjatywę. W spotkaniu brakowało jednak… celnych strzałów. Statystycznie, do 78. minuty każde kopnięcie piłki w światło bramki skutkowało golem.
Pogoń doskakuje do czołówki, ale niepotrzebnie narobiła sobie nerwów w meczu, który powinna szybko zamknąć. Korona? Obudziła się, gdy było już trudno ratować remis.