Są takie spotkania, których w żaden sposób nie trzeba reklamować. Wystarczą bowiem dwa słowa — Bayern i Bayer — by rozgrzać emocje do czerwoności. Obrońca tytułu mistrza Niemiec przeciwko aktualnemu liderowi Bundesligi i głównemu kandydatowi do mistrzostwa. Jamal Musiala kontra Florian Wirtz. Dwie drużyny, które spokojnie mogłyby zmierzyć się w finale Ligi Mistrzów, przystąpiły do ligowego w pojedynku, który zapowiadał się na kapitalne starcie.
Pojedynek na wysokiej intensywności
Vincent Kompany od początku pracy z Bayernem Monachium zapowiadał, że jego piłkarze mają dominować rywali. W sobotni wieczór przekonaliśmy się, że teza ta dotyczy także pojedynku z takim rywalem jak Bayer Leverkusen. Bawarczycy od początku do końca byli stroną prowadzącą grę. W pierwszej połowie gospodarze wypracowali 69% posiadania piłki, osiągając wizualną przewagę.
Obie strony nie zostawiały sobie wiele miejsce, a piłkarze Kompany’ego zakładali pressing wręcz w polu karnym Leverkusen. Lukas Hradecky nie mógł nawet rozgrywać piłki, bowiem za każdym razem naciskał na niego jeden z rywali. Bayern dominował, ale zarazem brakowało konkretów. To były piłkarskie szachy bez fajerwerków, za to na wysokim poziomie. Leverkusen cieszyło się z bezbramkowego remisu, aż w końcu po błędzie Aleksandara Pavlovicia piłka wyszła na rzut rożny. Ten został znakomicie rozegrany przez Bayer i zakończył się precyzyjnym strzałem Roberta Andricha. Bayern Monachium prowadził grę, gola strzelił Bayer Leverkusen.
Sytuacja wydawała się mocno niekorzystna dla gospodarzy, którzy mieli problemy z przebiciem się przed defensywę rywala. Skoro nie udawało się wprowadzać piłki w pole karne Bayeru Leverkusen, to kapitalnym uderzeniem z dystansu popisał się Pavlović. Hradecky nie zdołał zatrzymać uderzenia z około 25 metrów, a na tablicy świetlnej pojawił się remis. Bawarczycy grali bardzo dobre zawody, Leverkusen potrafiło przekuć swój moment na gola. Do przerwy 1:1.
Dużo walki, mniej konkretów
W drugiej połowie bohaterem powinien zostać Serge Gnabry. Reprezentant Niemiec w 48. minucie miał piłkę — a nawet dwie piłki meczowe. Najpierw uderzył w słupek, a następnie w poprzeczkę. Obaj trenerzy szukali sposobu na zaskoczenie rywala. Nikt nie odstawiał nogi, widać było, że piłkarze obu drużyn zostawiają sporo zdrowia na murawie. Kibice oglądający skróty pomeczowe będą jednak pewnie narzekać na brak ciekawych sytuacji bramkowych. W tym meczu działo się wiele, gra toczyła się bez przerw, a jednak rzadko akcje kończyły się oddawanymi strzałami.
Intensywność Bayernu — absolutna klasa światowa. Zaangażowanie Bayeru — fenomenalne. W końcówce obie drużyny starały się także szukać fauli, po których można sprokurować rzut karny. Nie doprowadziło to jednak do zmiany wyniku. Z remisu bardziej zadowoleni powinni być goście, którzy przez większość meczu skupili się na wybijaniu Bayernu z rytmu. Swój cel osiągnęli.