Arka Gdynia bardzo długo podejmuje decyzje w sprawie zastępstwa zwolnionego trenera Wojciecha Łobodzińskiego. O tym, co zadecydowało o rozstaniu, analizowaliśmy tutaj. Zastanówmy się jednak temu, co się wydarzyło w międzyczasie, a także temu, czego kibice mogą i powinni się spodziewać.
Zacznijmy od tego, że obecnie od prawie miesiąca Tomasz Grzegorczyk pełni obowiązki trenera pierwszego zespołu Arki Gdynia. Był on asystentem swojego poprzednika i jak sam wielokrotnie przyznawał na konferencjach prasowych, jest gotowy wypełniać każdą funkcję, którą powierzy mu klub. Działacze nie potwierdzili jednak póki co, czy zostanie on na tym stanowisku, czy jednak zatrudnią kogoś nowego.
OPCJA A – Arka koronuje Grzegorczyka królem (trenerem) klubu
Zacznijmy od tego, że dotychczasowa kariera nie broni Grzegorczyka. Nie przemawiają za nim zespoły, które prowadził wcześniej: Resovia, Górnik Polkowice oraz Olimpia Elbląg. Przed sezonem trener Łobodziński wspominał o zamiłowaniach swojego asystenta do Niemiec i bezpośredniej gry.
Jej świadkami byliśmy w starciu z Miedzią Legnica. Żółto-niebiescy zagrali wtedy bardzo nieprzekonująco i ledwo odnieśli zwycięstwo z rywalami. Później byliśmy świadkami efektownej wygranej 5:0 z Kotwicą Kołobrzeg przed własnymi kibicami. Problem jest jednak taki, że to rywale najzwyczajniej w świecie nie dojechali do Gdyni. Drużyna Ryszarda Tarasiewicza spisała się bardzo słabo, co też nie umniejsza postawie niektórych graczy Arki Gdynia jak Szymonowi Sobczakowi, Kike Hermoso czy Przemysławowi Stolcowi.
Oddzielić grubą kreską ten od poprzedniego sezonu
Wyniki go bronią: 6/6 punktów zdobytych. 5:0 z Kotwicą. Na flashscore postawa drużyny wygląda bardzo obiecująco. Dobrym pytaniem jest jednak to, czy Arka nie miała oddzielać się długą kreską od wyników z poprzedniego sezonu. O tym mówił przynajmniej dyrektor sportowy, Vejlko Nikitović. Żałuję on, że decyzji o rozstaniu z Łobodzińskim nie podjął jeszcze przed startem sezonu.
Poniekąd myśl tymczasowego szkoleniowca jest podobna do tej, która wkomponować chciał poprzedni. Sezon ze Stalą Rzeszów zaczęto od grania w formacji 4:4:2. Postawa zespołu, która w rezultacie przyniosła jej przegraną, nie napawała optymizmem. Szybko z niej zrezygnowano, ale w starciu z Miedzią i Kotwicą właśnie w niej drużyna wyszła na rywali. Przypomnijmy, w kadrze żółto-niebieskich jest tylko dwóch napastników. Gdy Karol Czubak i Szymon Sobczak wychodzą razem obok siebie, na ławce nie ma nikogo, kto by ich zastąpił.
W środku pola panuje zaś przepych. W kadrze jest aż 9 pomocników, w tym kilku niezwykle zdolnych i na pewno granie zaledwie dwoma od pierwszych minut nie pozwala im rozwinąć skrzydeł. W nim w obu spotkaniach wyszli Filip Kocaba i Michał Rzuchowski. Ten pierwszy w starciu w Legnicy był pozytywnym zaskoczeniem, ale jeszcze do niego przejdziemy. Były pomocnik Śląska Wrocław zaś póki co spisuje się w nowym klubie bardzo słabo. Podczas pojedynku z Kotwicą odcięło mu prąd i powinien szybko wylecieć z boiska za dwie żółte kartki. Szczęście wykorzystał trener i już w 28. minucie zdjął go z boiska, nie ryzykując gry w osłabieniu.
Zaryzykować dalszą współpracę czy nie?
Z jednej strony możemy chwalić trenera. Dostosował drużynę pod rywali, szybko reagował na boiskowe wydarzenia (zdjęcie Rzuchowskiego). Ustabilizował także defensywę drużyny. W bramce spisuje się świetnie Damian Węglarz (decyzja o przesunięcie Pawła Lenarcika bez formy na ławkę była podjęta jeszcze z Łobo). Kike Hermoso z Michałem Marcjanikiem, póki co wyglądają obiecująco. O Dawidzie Gojnym nie trzeba nic więcej pisać, ponieważ jest najlepszy na swojej pozycji w lidze. Na prawej stronie zaś wydaje się, że do wyjściowego składu może wrócić Stolc. Polski obrońca jest dużo bardziej stabilny w obronie niż Marc Navarro, który, póki co u Grzegorczyka rozegrał 75 minut. Hiszpan nie ma także oparcia wśród kibiców zespołu.
Wróćmy za to także do środka pola zespołu. Do klubu trafia Kocaba. Kilka dni później gra w wyjściowym składzie, będąc graczem tylko wypożyczonym i to bez opcji wykupu. Ogrywanie czyjegoś młodzieżowca? Nie jest to najlepsze rozwiązanie, zwłaszcza iż w klubie na jego pozycji są solidny na tym poziomie Borecki, kontuzjowany Janusz Gol i Jakub Staniszewski. Lepiej byłoby postawić na swojego wychowanka, który ostatnio mocno chowany do szafy.
Warto więc za kilka rzeczy docenić pracę Grzegorczyka w Gdyni. Trzeba jednak się zastanowić, czy nie lepiej byłoby postawić na kogoś, kto na dłuższą metę prezentowałby się lepiej. Kogoś, kto ma doświadczenie w 1 lidze, oraz wyznawałby podobną filozofię do dyrektora sportowego. A przy tym wykorzystywałby potencjał kadrowy, jaki ma w zespole.
Nasz faworyt – Adam Nocoń, człowiek, który wykręca wyniki ponad stan
Doskonale pamiętam, jak na konferencji prasowej po meczu barażowym do Ekstraklasy z Odrą Opole, większość dziennikarzy była w szoku. Trener Adam Nocoń żegnał się wtedy z drużyną, o czym wiedział już przed spotkaniem. Człowiek, który wykręcił ponad stan, był o dwa kroki od awansu do Ekstraklasy. Była to jedna z najdziwniejszych decyzji, jaka zapadła w 1 Lidze w ciągu ostatnich lat.
Co ciekawe był to drugi już taki przypadek w jego karierze. W Olimpii Elbląg także zaszedł z zespołem do baraży, po których klęsce pożegnał się z pracą.
Przede wszystkim jako trener jest on zwolennikiem formacji 4:2:3:1, czyli takiej, pod którą zbudowano kadrę Arki przed sezonem. Nocoń jest także szkoleniowcem od pracy na tu i teraz. Chce on szybko osiągać jak najwyższe wyniki, regularnie obserwujących drużynę. Postawiłby także na młodzież, czego wymaga Nikitović. Jak informuje Jacek Główczyński z trójmiasto.pl, dyrektor wymaga stawiania na zdolnych wychowanków. I nie, nie tylko tutaj mowa o tych, którzy mają status młodzieżowca.
Zadanie dla trenera – postawić na młodzież
W poprzednim sezonie Arka Gdynia zajęła swoje najgorsze miejsce w strukturach Pro Junior System od 3 lat. Ta różnica kosztowała klub stratę pół miliona złotych premii wypłacanej przez PZPN. Początek sezonu zwiastuje nam jednak jeszcze gorszy wynik. We wszystkich rozegranych spotkaniach trenerzy wystawiali od pierwszych minut tylko jednego, obowiązkowego młodzieżowca.
Szanse mają otrzymywać także gracze bez statusu, czyli Kacper Skóra i Kasjan Lipkowski. Pierwszy z nich w poprzednich latach grał dość regularnie. Obecnie jednak przegrywa rywalizację z Tornike Gaprindaszwilim. Lipa zaś jest głębokim, wszechstronnym zmiennikiem Gojnego. Mimo zainteresowania nim innych klubów nie puszczono go na wypożyczenie.
Na rynku trenerskim są nazwiska. Dyrektor sportowy nie może więc szukać wymówek
Na rynku trenerskim jest kilka ciekawych nazwisk. Nic więc nie usprawiedliwi pracy dyrektora sportowego Arki, jeśli nie znajdzie długo wyczekiwanego następcy dla Łobodzińskiego. Wśród nich są mi.n. dostępny Kamil Kiereś i zatrudniony w Polonii Bytom Łukasz Tomczyk. Ten pierwszy współpracował z Nikitoviciem już w poprzednim klubie. Tomczyk zas jest bardzo ciekawym, aspirującym szkoleniowcem. W obecnym sezonie II Ligi wygrał 7 spotkań i raz przegrał.
Podsumowując: nie ma tutaj prawa do wymówek. Kibice czekają już bardzo długo na jasną deklarację:
- A) Grzegorczyk jest następcą Łobodzińskiego.
- B) Szukamy/Znaleźliśmy nowego trenera.
Oczywiście, aby podjąć jak najlepszą decyzję, warto było toczyć negocjacje. Nie ma jednak na tyle czasu, aby przeciągać je w nieskończoność. Arka ma potencjał kadrowy na wygraną w lidze, a możliwy jest scenariusz, w którym po raz kolejny nie wróci na należne jej miejsce (do Ekstraklasy). Obecnie traci punkt do 5/6 ŁKS-u Łódź i Górnika Łęczna oraz ma kolejkę rozegraną więcej niż Ci drudzy.