Kolejna porażka Joana Laporty. FC Barcelona, będąca głównym celem Roberta Lewandowskiego, po raz kolejny udowodniła, że nie potrafi rozstać się z pewnymi piłkarzami. A pożegnanie takiego zawodnika jak Sergi Roberto byłoby na tym etapie naprawdę wskazane.
Reanimacja trupa
Nie ma co się oszukiwać. Sergi Roberto czasy swojej świetności ma już dawno za sobą. Ostatnie dwa sezony przebiegły bocznemu obrońcy Barcelony pod znakiem kontuzji. 30-letni Hiszpan nie był w stanie wrócić do swojej optymalnej dyspozycji. Kiedy już pojawiał się na murawie, jego występy rzadko kiedy wnosiły zauważalną wartość do gry zespołu. Wszystko wskazuje więc na to, że zarząd klubu nie potrafił znaleźć alternatywy dla Roberto. Laporta z braku laku postanowił dać mu jeszcze jedną, ostatnią szansę na wykazanie się i godne pożegnanie z drużyną. Stąd marketingowa zagrywka w postaci podwyższenia klauzuli wykupu do zawrotnych 400 mln euro, na zaledwie rocznej umowie do 30 czerwca 2023 roku. „Made in La Masia” – Sergi to nasz człowiek, więc potraktujemy go jak resztę naszych chłopaków.
No wszystko fajnie, tyle że kibice Barcy czekają na prawdziwą rewolucję. Gdzie te hucznie zapowiadane transfery, gdzie spełnienie obietnic? Zamiast oficjalnego potwierdzenia od dawna ogłaszanego przedłużenia umowy z Gavim, Cules dostają przypomnienie o słabości Dumy Katalonii z ostatnich lat, pod postacią Sergiego Roberto. Co na to sam Hiszpan?
„Last dance” Sergiego
Cóż, skoro Sergiego Roberto nie było stać na taki profesjonalizm jak chociażby Oscara Minguezę, który na prośbę Xaviego odejdzie z Barcelony latem, to trzeba będzie raz jeszcze uwierzyć w 30-latka. Nie będę robił sobie wielkich nadziei, na równą i wysoką formę Roberto przez cały sezon. Ale jeśli będzie w stanie wesprzeć drużynę w potrzebie. Dać choć jeden taki chwalebny moment jak pamiętny gol w rewanżu z PSG. To przynajmniej w części odpłaci się Barcy za tak ogromny kredyt zaufania, jakim obdarzył go klub z Katalonii. Klub, który dał mu pracę i rodzinę marzeń.