Zaliczyli najgorszy sezon od lat, a i tak dotarli do półfinału Ligi Mistrzów. To nadal jedna z najlepszych drużyn na świecie — powiedzą jedni. Wciąż popełniają nielogiczne błędy i na własne życzenie pakują się w problemy — zauważą drudzy. Bayern Monachium od dawna jest klubem przepełnionym sprzecznościami. Działacze bawarskiego giganta potrafili wyrwać Harry’ego Kane’a z Tottenhamu, a jednocześnie ich nielogiczna polityka transferowa doprowadziła do luki na prawej obronie. Skusili wyróżniające się postacie Premier League jak Michael Olise oraz João Palhinha, ale w tym samym czasie zaprezentowali tragikomedię z poszukiwaniami nowego trenera. Jakim klubem jest obecnie Bayern? Czy drużyna pod wodzą Vincenta Kompany’ego zdoła wrócić na szczyt?
Bayern zaczął od trenerskiej farsy
O poszukiwaniach następcy Thomasa Tuchela można napisać obfitą książkę. Dodajmy – byłaby to komedia omyłek. Działacze Bayernu Monachium wybrali kilku kandydatów, z których zamierzali wybrać nowego szkoleniowca. Nie będziemy w tym miejscu opisywać całego procesu poszukiwań, w który włączono kilkunastu trenerów. Kuriozum najlepiej podsumuje fakt, że po 3 miesiącach od decyzji o rozstaniu z Tuchelem, prowadzono rozmowy by… Tuchel pozostał na stanowisku. Szybko przekonaliśmy się, że w monachijskie ego utrudnia zdroworozsądkowe wybory. Działacze byli przekonani, że Xabi Alonso im nie odmówi. A nawet jeśli – to w każdej chwili mogą sięgnąć po Juliana Nagelsmanna. Tak było z kilkunastoma kolejnymi osobami, co z perspektywy czasu wydaje się abstrakcją. Lista kandydatów topniała z każdym tygodniem, bowiem kolejni trenerzy odrzucali „ofertę nie do odrzucenia”. Bayern zamiast konkretnych ruchów, prowadził bezowocne rozmowy, z których nic nie wynikało. Trenerzy mieli wątpliwości, ale czekano, że w końcu ulegną. Nie ulegali.
To była kompromitacja osób decyzyjnych. Udało się ją zamieść pod dywan zatrudnieniem Vincenta Kompany’ego. Belg ma swoje atuty (o których szczegółowo pisaliśmy w tym miejscu). Wielkość Bayernu została jednak poddana wątpliwości, gdy okazało się, że praca w Monachium nie jest szczytem marzeń i szkoleniowcy mogą preferować inne opcje. Kompany? To będzie jego życiowa szansa. Póki co nie robi problemów. Zauważmy, że od momentu objęcia posady trenera Bayernu nie zanotował ani jednej wyrazistej wypowiedzi. Nie odnosi się zbytnio do polityki transferowej, nie odnosi się do wyborów swoich przełożonych. To Max Eberl jest dziś głosem klubu, trener ma się skupić na prowadzeniu drużyny.
Dobry początek okienka i… Rozczarowujący koniec?
Letnie okienko transferowe miało być pokazem siły Bayernu. Niemieckie media zastanawiały się, gdzie sięga limit wydatków. W pewnym momencie wskazywano, że znajduje się on w okolicy 250 mln euro wydanych na wzmocnienia. Na początku lipca do drużyny dołączył João Palhinha i wydawało się, że bawarski gigant dopiero się rozkręca. Wcześniej do zespołu trafili Hiroki Ito oraz Michael Olise. Ta trójka kosztowała łącznie 127.5 mln euro. Na początku lipca stawiano jasne prognozy. Bayern sprzeda teraz kilku niepotrzebnych graczy, a jednocześnie sięgnie po Xaviego Simonsa, Daniego Olmo lub Désiré Doué. Może nawet po dwóch z tej trójki? Mieliśmy czekać na spektakularny hit.
Bawarczycy zaczęli bardzo dobrze, ale przez kolejne tygodnie czekali. Na co? No właśnie nie do końca wiadomo. Simons finalnie wybrał RB Lipsk. Doué postawił na PSG. Z Daniego Olmo Bayern sam zrezygnował, nie podejmując odważniejszych kroków i pozwalając, by zrobiła to FC Barcelona. Było wyczekiwanie na supertransfer, skończyło się na zapewnieniach Maxa Eberla, że kadra Bayernu jest piekielnie silna.
W Bawarii lubią czekać…
Sytuacja jest o tyle specyficzna, że Ito szybko doznał kontuzji (złamanie kości śródstopia) podobnie jak powracający z wypożyczenia do Bayeru Leverkusen Josip Stanisić (zerwanie więzadła pobocznego w prawym kolanie). Tym sposobem ze wzmocnień, z których Kompany będzie mógł korzystać na początku sezonu pozostają Olise oraz Palhinha. Oba transfery oceniamy jak najbardziej pozytywnie, ale mimo wszystko przebieg okienka nie był tak wyjątkowy jak zapowiadano.
Olmo, Simons, Doué a nawet Jonathan Tah. Wyglądało to tak, jakby na początku lipca działacze przekonani, że są skazani na sukces odpuścili walkę i uznali, że któryś z hitowych ruchów po prostu musi się udać. Gdzie taki Simons postawi Lipsk ponad Monachium, to musi być spektakularny transfer! A jednak nie… Czy powyższa sytuacja z czymś się Wam kojarzy? Oczywiście, z poszukiwaniami trenera. Kilka opcji, kilka luźnych ofert i czekanie na odpowiedź z wiarą, że Bawarczykom się nie odmawia, a następnie spore rozczarowanie.
Bayern sprzedawał na siłę
Żeby było dziwniej, Bawarczycy mimo braku finalizacji kilku oczekiwanych ruchów, postanowili sprzedać Matthijsa de Ligta oraz Noussaira Mazraouiego. Za obu Manchester United zapłacił łącznie 60 mln euro. Dojdą pewnie do tego środki z bonusów zapisanych w umowy. Obaj zostali jednak sprzedani poniżej wartości rynkowej. Drużyna, która w ubiegłym sezonie miała dziurawą obronę pozbyła się dwóch obrońców, a dwóch którzy dołączyli do drużyny leczy poważne urazy. Mimo to, Max Eberl robi dobrą minę i przekonuje, że wszystko dzieje się zgodnie z planem. Tymczasem dochodzi do tego, że Kompany w meczu sparingowym z Grasshoppers Club Zurych testuje na środku obrony Leona Goretzkę, który kilka dni wcześniej usłyszał, że nie jest już potrzebny. Przedziwna polityka.
Potencjał na mistrzostwo jest…
Bayern Monachium na starcie sezonu 2024/25 dysponuje kadrą zbliżoną do tej z ubiegłego sezonu. Oczekiwana rewolucja nie miała miejsca. Coman, Davis, Kimmich czy Goretzka nadal są w klubie mimo wielu plotek o nieuchronnym odejściu. Michael Olise oraz João Palhinha powinni być wartościowymi wzmocnieniami. Thomas Müller będzie pewnie alternatywą dla Harry’ego Kane’a w roli środkowego napastnika, co pokazał niedawny mecz Pucharu Niemiec.
Serwis transfermarkt wycenia kadrą Bayernu na 947.15 mln euro. To więcej niż FC Barcelona czy FC Liverpool. Vicent Kompany przejął maszynę, która ostatnio nie działała na 100% możliwości, ale nadal może efektywnie pracować. W Monachium mają problemy, które z naszej perspektywy wydają się czasem kuriozalne.
- Dlaczego sprzedano de Ligta, skoro teraz jest problem z obsadą środka obrony?
- Czemu deklaruje się rezygnację z Goretzki, by za chwilę przywracać go do gry?
- Co miało wnieść upublicznianie zainteresowania Olmo, skoro finalnie i tak nie złożono oferty?
Moglibyśmy wymienić kilkanaście podobnych wątpliwości. W Bawarii uznano, że kryzys z poprzedniego sezonu najlepiej będzie przeczekać. Nie robić pochopnych ruchów, nie szastać pieniędzmi na rynku transferowym (bilans między sprzedażą a kupnem graczy to ledwie 70 mln euro na minusie). Głosy krytyki udało się wyciszyć, chociaż błędy jak popełniano, tak dalej są popełniane. Na boisku powinniśmy jednak zobaczyć absolutnie topową drużynę, która jest faworytem do mistrzostwa Niemiec. Ostatecznie, wszystko weryfikuje boisko, a jeśli zespół będzie wygrywać mecze, kibice szybko zapomną o wyborach trenera i niespełnionych celach transferowych.