Marcową przerwę reprezentacyjną spędzali mając trzy punkty przewagi nad strefą spadkową. Co prawda, zajmowali 12. miejsce, jednak powoli zaczynało robić się niebezpiecznie. Po mundialu wygrali tylko jeden z 14 meczów, zdobywając w tym czasie zaledwie osiem „oczek”. Żadna drużyna w lidze w tym czasie nie punktowała gorzej. Kolejkę przed wyjazdem zawodników na zgrupowania reprezentacji zdecydowano się rozstać z dotychczasowym trenerem Patrickiem Vieirą. W trakcie przerwy od piłki klubowej włodarze Crystal Palace zdecydowali się na niepopularny ruch i misję utrzymania powierzyli Royowi Hodgsonowi.
Nieoczywisty wybór Crystal Palace
Już na samym początku decyzja ta wydawała się być co najmniej dziwna. Przecież to właśnie w miejsce Hodgsona na Selhurst Park przychodził Vieira niecałe dwa lata wcześniej. Ponadto od momentu odejścia z Crystal Palace Anglik podjął się jedynie pracy w Watfordzie, gdzie też przychodził ratować klub przed spadkiem z Premier League. Misja ta nie okazała się sukcesem. Hodgson nie miał pomysłu jak wyciągnąć zespół ze strefy spadkowej, w konsenwencji czego z hukiem spadł z ligi. Drużyna pod jego wodzą w 18 meczach zdobyła tylko dziewięć punktów. Kadencja 75-latka na Vicarage Road potrwała jedynie pięć miesięcy, gdyż z końcem sezonu wrócił on na emeryturę.
Trudno było nie odnieść wrażenia, że właścicel Crystal Palace Steve Parish zatrudniając Hodgsona kierował się głównie sentymentem. Co prawda, styl gry Orłów pod wodzą Anglika nie porywał, to przez cztery sezony spokojnie utrzymywał on klub w elicie. Mimo wszystko, powrót 75-latka na Selhurst Park był sygnałem, że w trakcie jego nieobecności coś poszło nie tak. Zespół miał wykonać krok do przodu w rozwoju, zerwać z defensywnym i zachowawczym stylem gry i mocniej postawić na młodzież. Tymczasem po niecałych dwóch latach na ławkę trenerską wrócił ten, z którym w tym celu się rozstano.
W dodatku jednym z powodów zwolnienia Particka Vieiry był zbyt defensywny styl gry. Do momentu jego zwolnienia tylko trzy zespoły strzeliły mniej goli i tylko dwa zanotowały niższy współczynnik xG (goli oczekiwanych) niż Crystal Palace. Licząc z kolei od powrotu na boiska po mistrzostwach świata w obu tych statystykach Orły zajmowały ostatnie miejsce. W tym okresie w żadnym z 14 meczów nie potrafili co najmniej dwa razy trafić do siatki. Co gorsza, w lidze strzelili w tym czasie tylko jednego gola z gry. Palace nie kreowało okazji, a jedyne zagrożenie, jakie stwarzali wiązało się głównie ze stałymi fragmentami gry.
Ofensywny Roy Hodgson
Przyjście Hodgsona okazało się być zbawienne. Doświadczony szkoleniowiec dał o wiele więcej swobody ofensywnym piłkarzom, a oni wreszcie zaczęli pokazywać swoje nieprzeciętne umiejętności. Już w pierwszym meczu przeciwko Leicester – wygranym 2:1 – Orły oddały aż 31 strzałów, z czego 20 w pierwszej połowie, co już wtedy dało najwyższy wynik w całym sezonie. Drugi mecz tylko to potwierdził. Palace rozbiło na Elland Road Leeds 5:1 i już po dwóch spotkaniach Hodgsona zdobyło tyle samo goli (7), co w 16 ostatnich Vieiry. Jednym z bohaterów początku kadencji nowego trenera okazał się być Eberechi Eze, który u Vieiry częściej zaczynał mecze na ławce rezerwowych niż w podstawowym składzie.
Z czterech meczów, w trwającej kampanii, w których Crystal Palace osiągneło najwyższy wskaźnik xG, w aż trzech prowadził ich Hodgson. Od momentu, kiedy Anglik pojawił się na Selhurst Park jego drużyna w sześciu spotkaniach strzeliła aż 13 goli. Tylko Newcastle, Manchester City, Liverpool i Brighton w tym czasie częściej trafiały do siatki rywali. Z drugiej strony jednak, według modelu xG Orły „powinny” zdobyć aż cztery gole mniej. Mimo wszystko, i tak daje im to 11. miejsce we wspomnianym okresie, co jest widoczną różnicą w porównaniu do kadencji poprzedniego trenera.
Kwestia terminarza Crystal Palace
Oczywiście pięć goli strzelonych Leeds czy cztery West Hamowi działa na wyobraźnię, jednak trzeba też wspomnieć, że ekipa Hodgsona rozgrywała mecze, w których miała problemy z dochodzenien do sytuacji strzeleckich. W trzech z sześciu spotkań ich współczynnik xG nie był wyższy niż 1. Niemniej jednak, w sześciu meczach pod batutą Hodgsona Crystal Palace zdobyło aż 13 punktów i oddaliło od siebie widmo spadku. Od marcowej przerwy reprezentacyjnej tylko cztery drużyny notują wyższą średnią punktów na mecz niż zespół 75-latka (2,17). Biorąc pod uwagę jedynie wyniki, zatrudnienie Hodgsona okazało się być strzałem w dziesiątkę.
Jak jednak często bywa w takich sytuacjach warto wziąć pod uwagę wszystkie inne czynniki. A tak się składa, że nowy menadżer niewątpliwie jest beneficjentem łatwiejszego terminarza. Jak dotąd we wszystkich sześciu starciach mierzył się on z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie. Z drugiej strony terminarz Palace po mistrzostwach świata aż do marcowej przerwy reprezentacyjnej nie był usłany różami. Z 14 spotkań tylko raz mierzyli się z przeciwnikiem znajdującym się obecnie w dolnej ósemce tabeli – Bournemouth. Było to właśnie jedyne zwycięstwo w tym okresie (2:0). Co prawda, Orły grały również m.in. z będącą w słabej formie Chelsea (0:1) czy u siebie z fatalnym na wyjazdach Liverpoolem (0:0), jednak trzeba oddać Vieirze, że terminarz ułożył się dla jego zespołu wyjątkowo niekorzystnie.
Wykorzystanie sprzyjających okoliczności
Oczywiście nie tłumaczy to w pełni tylko jednej wygranej w 14 meczach czy tak małej liczby strzelanych goli. Poprzedni szkoleniowiec popełniał błędy, przez co nie wykorzystywał w pełni ofensywnego potencjału swoich zawodników. Z pewnością jednak nie pomagali mu w tym rywale, z którymi musiał się mierzyć oraz coraz trudniejsza sytuacja w tabeli. Z tymi samymi drużynami, z którymi rywalizował Hodgson, jesienią Vieira zdobył dokładnie tyle samo punktów. Nie wiadomo, czy teraz byłby równie skuteczny, aczkolwiek można zakładać, że – podobnie jak Hodgson – nie miałby problemów z ostatecznym utrzymaniem zespołu w Premier League. I całkiem możliwe, że ofensywni piłkarze w łatwiejszych na papierze meczach dostaliby więcej swobody.
Teoretycznie więc Hodgson wcale nie wykonuje lepszej roboty niż Vieira w pierwszej części sezonu. W praktyce jednak ciężko nie docenić pracy, którą wykonał już 75-latek po objęciu sterów na Selhurst Park. Przychodził on do zespołu będącego w kryzysie, który znajdował się tylko trzy punkty nad strefą spadkową, a w mgnieniu oka odmienił jego sytuację. Na koniec kariery Anglik zerwał z łatką trenera pragmatycznego i zapewnił Crystal Palace utrzymanie stawiając na bardziej ofensywny futbol niż jego poprzednik. Nawet jeśli znaczący wpływ na sukces Anglika miał terminarz, to i tak należą mu się słowa uznania. W końcu sprzyjające okoliczności też trzeba umieć wykorzytać.