Już w styczniu, kiedy Newcastle dopinało jego przenosiny z Lyonu na St. James’ Park wielu fanów futbolu (w tym również my) chwytało się za głowę jakim cudem zespół walczący o utrzymanie wyjął takiego kozaka. Dziś największe kluby mogą pluć sobie w brodę, że nie starały się o niego mocniej. Bruno Guimaraes jest liderem Newcastle, podbija Premier League, a największe kluby patrzą w stronę Srok z zazdrością, że mają w swoich szeregach takiego zawodnika.
Powolne wprowadzanie do składu
Po oficjalnym potwierdzeniu transferu Bruno Guimaraesa fani Newcastle mogli być wniebowzięci. To dla nich miał być „statement signing” – pokazanie piłkarskiemu światu, że ich ambicje sięgają wysoko i są w stanie wygrać rywalizację z renomowanymi klubami o obiecujących piłkarzy. Początek Brazylijczyka kazał jednak stonować entuzjazm. Początkowo Bruno Guimaraes wchodził tylko na końcowe minuty spotkań. W pierwszych pięciu spotkaniach zagrał łącznie zaledwie 44 minuty za każdym razem wchodząc z ławki. Powodów do paniki jednak nie było. Oprócz klasycznego w takich przypadkach tłumaczenia, czyli przystosowanie się do nowej ligi, poznanie stylu gry zespołu czy metod pracy trenera był jeden czynnik, który bardzo utrudnił Bruno szybkie przebicie się do składu.
Zaraz po jego przyjściu na St. James’ Park, pod koniec stycznia mieliśmy nietypową przerwę reprezentacyjną. Kraje z Ameryki Południowej i Północnej odrabiały zaległości w eliminacjach do mundialu w Katarze, a w Afryce rozgrywano PNA. W Europie natomiast nie działo się nic, więc trenerzy mieli 2 tygodnie, aby solidnie popracować z zespołem na treningach. Podczas, gdy większość piłkarzy Newcastle została w ośrodku treningowym Bruno Guimaraes przebywał na zgrupowaniu reprezentacji Brazylii. A biorąc pod uwagę, że Eddie Howe objął klub niecałe 3 miesiące wcześniej i w zimie dostał pięciu nowych zawodników to ten zespół budował się od nowa. Ten czas był jak krótki okres przygotowawczy, który ominął Bruno Guimaraesa. Dlatego tak długo musiał czekać na swoją szansę.
Bruno Guimaraes – pomocnik trzy w jednym
Kiedy jednak już ją dostał i pojawił się w wyjściowym składzie to miejsca w nim nie oddał. Co więcej, nikt już nie wyobraża sobie podstawowej jedenastki Srok bez wszędobylskiego Brazylijczyka. Bruno Guimaraes w środku pola nie jest przypisany do konkretnych zadań. W poprzednim sezonie zaczynał grając jako pomocnik box-to-box, a za plecami miał Jonjo Shelveya. W obecnych rozgrywkach to Brazylijczyk teoretycznie jest defensywnym pomocnikiem w ustawieniu 4-3-3, jednak w praktyce jego boiskowa rola różni się od – przykładowo – Rodriego w Manchesterze City, Thomasa Parteya w Arsenalu czy Fabinho w Liverpoolu. Bruno ma licencję na podłączanie się do ataku, ponieważ w tercji ataku jest efektywny. W 22 meczach Premier League od 1. minuty strzelił 8 goli i zaliczył 3 asysty. Średnio w co drugim meczu ma bezpośredni udział przy golu.
Odkąd Bruno Guimaraes zadebiutował w barwach Newcastle wszelkie liczby grają na jego korzyść. Wygrane pojedynki, odbiory, odzyskane piłki, wywalczone faule, gole – Brazylijczyk przoduje w wielu statystykach w swoim zespole. Bruno to pomocnik, który w każdej fazie gry daje korzyści zespołowi. Jest świetny w rozegraniu. Nie boi się wziąć piłki na siebie, gra do przodu, zmienia ciężar gry i kreuje sytuacje. Wspomniane gole i asysty jasno wskazują, że trzeba docenić także jego udział w tercji ataku. Reprezentant Brazylii nie stroni również od ciężkiej pracy w defensywie. W obecnym sezonie żaden zawodnik Newcastle nie podjął większej liczby prób odbiorów od niego. Bruno Guimaraes to pomocnik trzy w jednym. Jest kluczowy dla zespołu w rozegraniu i w destrukcji, a ponadto dokłada liczby. A Eddie Howe – jak na dobrego trenera przystało – potrafił znaleźć rozwiązanie, aby wykorzystać każdy z jego atutów.
Bez Bruno jak bez ręki
O tym jak ważny jest Bruno Guimaraes dla Newcastle najlepiej mogliśmy przekonać się na przełomie sierpnia i września. Brazylijczyk opuścił trzy ligowe spotkania z powodu urazu uda i zespół Eddiego Howe’a nie wygrał żadnego z nich. Podzielił się punktami z Wolves (1:1) i Crystal Palace (0:0) oraz przegrał z Liverpoolem (1:2, jedyna porażka w tym sezonie). Bruno jest dziś dla Newcastle niezbędny i stał się idolem kibiców na St. James’ Park, a jego emocjonalne reakcje po golach czy zwycięstwach jeszcze wzmacniają więź pomiędzy nim, a trybunami. Fani wiedzą, że tej klasy zawodnika w klubie nie było od dawna i chłoną każde jego zagranie natomiast 24-latek zdaje sobie sprawę, że trafił do klubu, w którym buduje się naprawdę ekscytujący projekt oraz znajduje się pod skrzydłami trenera, który ma świetne oko do zawodników i potrafi ich rozwijać.
Dziś śmiało możemy debatować czy Bruno Guimaraes to najlepszy piłkarz Premier League spoza klubów big six. Szybko jednak może się to zmienić. Jeśli Brazylijczyk nadal będzie tak dobrze grał i pokaże się z dobrej strony na mundialu – wielkie marki zapewne ustawią się po niego w kolejce i Bruno znajdzie się w klubie z big six. Alternatywną drogą jest pozostanie na St. James’ Park i tam budowanie swojego pomnika. Bo niewykluczone, że Newcastle za niedługo termin big six zamieni w big seven.
***
Kibiców Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej