Nowa fala. Ekstraklasa otwiera się na młodych trenerów

Przez długie lata Ekstraklasa wykreowała profil polskiego trenera. Musiała być to osoba z całkiem niezłą przeszłością piłkarską, najlepiej doświadczona w swoim fachu. Ktoś, kto zna mityczny „zapach szatni” i wzbudzi autorytet u zawodników. Był to hermetyczny krąg, do którego trudno było się wbić. Nieprzypadkowo mówiliśmy o trenerskiej karuzeli – gdy dany trener tracił pracę w ekstraklasowym klubie to nie trudno było mu znaleźć zatrudnienie w innym. Ciągle zostawał na karuzeli. Teraz się to zmieniło.

REKLAMA

Ekstraklasa szerzej otworzyła drzwi dla młodych trenerów

Wydaje się, że dziś o wiele łatwiej, choć na chwilę, wskoczyć na karuzelę niż się później na niej utrzymać. Piotr Tworek, który w sezonie 2020/21 zrobił historyczny wynik z Wartą w następnym sezonie dostał szansę w Śląsku, ale gdy tam sobie nie poradził – wypadł z obiegu. Dariusz Banasik, architekt historycznego sukcesu Radomiaka przez prawie rok nie doczekał się kolejnego angażu w Ekstraklasie i musiał znów zejść szczebel niżej, do GKS-u Tychy.

Trenerzy z największym ekstraklasowym doświadczeniem również nie mają łatwo. Piotr Stokowiec po 11-miesięcznym bezrobociu wylądował w ŁKS-ie mocno narażając swoje CV na dopisanie w nim słowa „spadek”. Jan Urban wrócił do pracy po 9 miesiącach przerwy wrócił do pracy dzięki temu, że Górnik był w złej sytuacji finansowej, a on ciągle miał ważny kontrakt i klub tak czy inaczej musiałby wypłacać mu pensję. Marcin Brosz ponad pół roku pozostawał bez pracy aż zgłosił się po niego Polski Związek Piłki Nożnej oferując posadę selekcjonera kadry U-19. Od ponad roku żaden klub walczący o utrzymanie nie zgłasza się po Leszka Ojrzyńskiego. Mariusz Rumak progu Ekstraklasy nie przekroczył już od 6 lat. Tylko Waldemar Fornalik błyskawicznie po zwolnieniu (z Piasta) dogadał się z nowym klubem (Zagłębiem Lubin). To nie tak, że wszyscy doświadczeni szkoleniowcy wykonują złą pracę. Po prostu moda na nich przeminęła, a ich miejsce coraz częściej zajmują trenerzy z nowej fali.

Obecnie 13 z 18 klubów Ekstraklasy prowadzą polscy trenerzy. Pięciu z tej trzynastki rozpoczynało pracę w obecnym zespole jeszcze przed 40. urodzinami nie mając za sobą żadnego doświadczenia w roli pierwszego trenera klubu Ekstraklasy. Czterech nie ma za sobą bogatej piłkarskiej przeszłości. Choć nadal wiele prezesów woli stawiać na bezpieczne nazwiska, tak niektóre kluby szerzej otworzyły drzwi dla trenerów z potencjałem.

Zaczęło się od Warty i Dawida Szulczka

Klubem, który rozpoczął ten trend jest Warta Poznań. W listopadzie 2021 roku podjęli kontrowersyjną decyzję o zwolnieniu Piotra Tworka, którego kredyt zaufania wydawał się być znacznie większy. W walce o utrzymanie sięgnęli po 31-letniego wówczas Dawida Szulczka, który od sierpnia 2020 roku prowadził Wigry Suwałki, a wcześniej zbierał doświadczenie jako asystent w różnych klubach. Prowadząc Wigry Szulczek najbardziej zasłynął z ustawienia bramkarza w murze przy rzucie wolnym dla rywali. Trener później w różnych programach kilkukrotnie tłumaczył, że takie rozwiązanie sprawdzało się na treningach, a użycie tego w trakcie meczu zostawił w rękach zespołu.

screen: https://www.youtube.com/watch?v=tWGI2kE_nqo

Szulczek otrzymał szansę w klubie bardzo skromnym, którego celem z sezonu na sezon jest utrzymanie. Mimo jednej z najsłabszych kadr w lidze Warta pod wodzą Dawida Szulczka dotychczas nie miała z tym problemu. Trener Zielonych, właśnie ze względu na ograniczone możliwości zespołu, stawia na pragmatyczne podejście. Mecze Warty Poznań nie są przyjemne ani dla ich rywali, ani dla kibiców zasiadających przed telewizorami. Zespół Szulczka najczęściej ustawia się bardzo nisko i stosuje proste środki, co wielu osobom może się nie podobać, ale najważniejsze, że przynosi punkty. 33-latek lubi wsłuchiwać się w głos piłkarzy. Na samym początku przygotował dla piłkarzy anonimowe ankiety, aby lepiej poznać zespół. Wśród nich było np. pytanie o to którego zawodnika najbardziej chciałbyś mieć na boisku w końcówce meczu, gdy trzeba utrzymać korzystny wynik.

Druga była Jagiellonia powierzająca zespół Adrianowi Siemieńcowi

Dawid Szulczek swoją pracą robił świetną reklamę młodemu pokoleniu trenerów w Ekstraklasie. Na kolejnego przedstawiciela nowej generacji trzeba było jednak czekać aż 1,5 roku. Adrian Siemieniec, ówczesny trener drugiego zespołu Jagi, otrzymał pracę w podobnych okolicznościach, jak Dawid Szulczek (nawiasem mówiąc – obaj trenerzy są dobrymi kolegami). Jagiellonia również była w trudnym położeniu w ligowej tabeli i walczyła o uniknięcie degradacji, jednak Siemieniec miał znacznie mniej czasu, aby poukładać zespół, bo do końca sezonu zostało osiem kolejek. 31-latkowi udało się utrzymać Jagiellonię, ale prawdziwe oblicze tego zespołu oglądamy dopiero w tym sezonie.

Białostoczanie zajmują obecnie drugą pozycję w ligowej tabeli i – zwłaszcza na własnym stadionie – grają bardzo atrakcyjny futbol. Adrian Siemieniec pozbawionej wyrazu od wielu miesięcy drużynie nadał charakterystyczny styl. Nauczył zespół grać krótkimi podaniami. Jaga ma trzecie najwyższe średnie posiadanie piłki w tym sezonie, a pięciu zawodników (Dieguez, Romanczuk, Nene, Sacek i Wdowik) jest w czołowej 20-tce najczęściej podających. Struktura rozegrania z płasko ustawioną czwórką obrońców, dwoma schodzącymi pod grę pomocnikami oraz czterema piłkarzami ustawionymi wysoko wskazuje na inspiracje Brighton Roberto De Zerbiego. 31-letni szkoleniowiec zachęca swoich zawodników do odwagi i ryzyka w wyprowadzaniu piłki, a ewentualne indywidualne błędy bierze na siebie. W ten sposób wielu piłkarzy pod jego okiem zanotowało spory postęp. Próby wprowadzania tak odważnego stylu gry zazwyczaj w Ekstraklasie kończą się fiaskiem, więc Adrian Siemieniec tym bardziej zasługuje na uznanie.

Dawid Szwarga – skok na głęboką wodę

Zadanie najtrudniejsze, a zarazem takie, na którym najszybciej można było zyskać otrzymał Dawid Szwarga. Debiut w roli pierwszego trenera w meczu eliminacji Ligi Mistrzów to sytuacja bezprecedensowa. Michał Świerczewski nie kalkulował i uznał, że najlepszym kontynuatorem pracy Marka Papszuna będzie jego ostatni asystent. Dawid Szwarga już na starcie swojej trenerskiej kariery może pochwalić się sukcesem, których może zazdrościć zdecydowana większość doświadczonych polskich szkoleniowców – awansem do grupy Ligi Europy. 33-latek całkiem udanie łączy też grę w europejskich pucharach z rozgrywkami na krajowym podwórku, bo tak trzeba ocenić dorobek 27 „oczek” po 14 meczach ligowych.

Dawid Szwarga nie trafiłby do najbardziej dynamicznie rozwijającego się polskiego klubu w ostatnich latach przez przypadek. Obecny trener Rakowa jest współautorem projektu Deductor, który ma na celu zwiększyć rozumienie gry wśród społeczeństwa związanego z futbolem oraz pracuje też indywidualnie z zawodnikami. W swoich wypowiedziach – w ramach wywiadów czy na konferencjach prasowych – Dawid Szwarga udowadnia, że zna się na tym fachu. W Foot Trucku trener Rakowa mówił choćby, że przy okazji pojedynków w Lidze Europy stara się dowiedzieć czegoś od kolegów po fachu ich grupowych rywali (Sportingu, Atalanty i Sturmu Graz). Oprócz wiedzy czysto taktycznej 33-latek dba także o rozwijanie kompetencji miękkich. W tej samej rozmowie w Foot Trucku zaznaczał jak ważne są pierwsze słowa na odprawie przedmeczowej, aby od razu skupić uwagę zawodników.

REKLAMA

Ekstraklasa przywitała także Daniela Myśliwca

RTS w zasadzie wymienił młodego trenera na jeszcze młodszego. Na początku września z zespołem pożegnał się 41-letni Janusz Niedźwiedź, a zastąpił go o 3 lata młodszy Daniel Myśliwiec. 38-latek zapracował sobie na tą szansę w poprzednim sezonie wykonując bardzo dobrą pracę ze Stalą Rzeszów, którą wprowadził do baraży o awans. Już na konferencji przed debiutem głośnym echem odbiła się wypowiedź trenera Widzewa o dośrodkowaniach, którego jego zdaniem nie są efektywną metodą ataku, ponieważ – co potwierdza matematyka – istnieje małe prawdopodobieństwo zdobycia bramki.

Paradoksalnie jego Widzew pierwszą bramkę strzelił po dośrodkowaniu, ale trener zwracał uwagę w jaki sposób doszło do tej sytuacji – po wysokim pressingu, czyli sposobie, w jaki chcą grać. Szerzej o matematyce, statystykach i liczbach w futbolu – temacie, który w polskiej piłce wciąż jest dla wielu czarną magią – Daniel Myśliwiec mówił na zorganizowanej przez Widzew konferencji „Moneyball 2”. Kluczowe są dla niego krótkie podania, odbiory w tercji środkowej i atakującej, pierwsze podanie po przejęciu piłki do przodu oraz reakcja po stracie. 38-latek wrócił wspomnieniami także do ciekawej historii. Swego czasu w sztabie szkoleniowym był odpowiedzialny za przygotowanie stałych fragmentów gry. Pierwszy trener chciał tylko, aby było to rozwiązanie z dośrodkowaniem na bliższy słupek, ponieważ „w ten sposób pada najwięcej goli”. Daniel Myśliwiec sam przeanalizował wszystkie rzuty rożne wykonywane w edycji Ligi Mistrzów 2016/17 i doszedł do wniosku, że większe prawdopodobieństwo zdobycia bramki po kornerze jest jednak po wrzutce na dalszy słupek.

Nadzieja dla polskiej piłki?

Wyżej opisanych trenerów łączy jedno słowo – kompetencja. Z ich pracy, czy wypowiedzi jasno wynika, że znaleźli się w Ekstraklasie nie przez przypadek. To nowe pokolenie trenerów, które dorastało już w erze cyfryzacji i globalizacji. Pokolenie, które dzięki coraz łatwiejszej wymianie informacji i rozwoju technologii mogło czerpać wiedzę z zagranicy (czyli z Internetu). Choć ich wejście do polskiej piłki jest bardzo obiecujące, to z hipotezami o momencie przełomowym w rozwoju trenerów w naszym kraju trzeba się jeszcze wstrzymać. Niemniej jednak, warto mieć nadzieję. Być może po wielu latach wreszcie polscy trenerzy będą bardziej doceniani na rynku europejskim.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,646FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ