Nikt nie odpadł, choć do pełni szczęście trochę brakło [RAPORT Z PUCHARÓW]

W poprzednim raporcie chwaliliśmy Jagiellonię Białystok za to, że jako jedyna obroniła honor polskiej delegacji w Europie. Teraz to właśnie do ekipy z Białegostoku możemy mieć najwięcej żalu. Reszta albo stanęła na wysokości zadania, albo wyciągnęła, co się dało pod względem punktowy. W Warszawie i Belgradzie remontady nie było, lecz punkciki do rankingu zostały zainkasowane. Raków Częstochowa udowodnił zaś, że porażka w pierwszym meczu to tylko wypadek przy pracy. Więcej znajdziecie niżej, w naszym cotygodniowym raporcie z pucharów.

Najważniejszą informacją jest to, że wciąż jest szansa na komplet drużyn w europejskich pucharach. Jednej – Lecha Poznań – jesteśmy pewni już od przejścia islandzkiego Breidabliku. Pozostaje pytanie, czy Kolejorz przejdzie belgijski KRC Genk i zagra w Lidze Europy, czy trafi szczebel niżej. Pozostała trójka zagra dwumecze o Ligę Konferencji, a w każdej z par to polska drużyna jest faworytem. Najtrudniejszą przeprawę najprawdopodobniej będzie miała Legia, ale to dalej powinien być wygrany dwumecz.

REKLAMA

Liga Mistrzów jeszcze nie dla Polski

Do Belgradu Lech Poznań jechał z dwiema bramkami w plecy. Szanse na odwrócenie wyniku rywalizacji były, wiara także była, ale realnie trzeba było liczyć na jakiś cud. Mógł pomóc sędzia, gdyby bardziej dosadnie ocenił ostre wejście Bruno Duarte w nogi Antoniego Kozubala. Poznaniacy mogliby wtedy grać w przewadze nie od 58. minuty, tylko już od pierwszej połowy.

Widzieliśmy jednak, że nawet osłabiona Crvena zvezda nie dała się zmusić do rozpaczliwej obrony. Mikael Ishak dał radę strzelić gola na wagę remisu, jednakże dopiero w końcówce meczu. Wcześniej drużyna biła głową w mur i nie potrafiła wejść na odpowiedni poziom intensywności w ofensywie. Defensywa zaś sprezentowała gola rywalom, który znacząco utrudnił odwracanie wyniku. Nie można jednak powiedzieć, że to była porażka po słabym dwumeczu. Zvezda po prostu wykorzystała swoje możliwości i europejskie doświadczenie. Lechowi zabrakło jakości i sił, aby dwa razy po 90 minut rzucić rękawicę serbskiemu potentatowi.

Myślę, że obraz meczu trochę się zmienił, kiedy zaczęliśmy grać w przewadze jednego zawodnika. Oczywiście nasi przeciwnicy starali się kraść tyle czasu, ile to było możliwe i w ten sposób zabijać mecz. Rozumiem ich, ale to sprawiło nam trudność i nie mieliśmy wystarczająco dużo jakości, żeby wykreować sobie dość okazji strzeleckich. Zdobyliśmy jednego gola, ale to wciąż za mało. W dwóch meczach zagraliśmy przeciwko bardzo dobrej drużynie. Nie sądzę, że znacząco im ustępowaliśmy, ale byli odrobinę lepsi, niż my teraz – mówił po meczu trener poznaniaków Niels Frederiksen.

Jagiellonia łatwo oddała punkty

Tak jak pisałem we wstępie – do Jagiellonii Białystok można mieć żal. Białostoczanie grali u siebie i po 35 minutach prowadzili 2:0. Mecz był pod całkowitą kontrolą zespołu Adriana Siemieńca i nic nie zwiastowało, że coś jest w stanie temu wynikowi zagrozić. Może to było rozluźnienie, może brak koncentracji, ale Jaga w końcówce straciła dwa gole, a nasza liga punkty do rankingu. To może boleć. Skomentował to oczywiście sam trener po meczu – Kontrolowaliśmy piłkę w pierwszej połowie. Do przerwy prowadziliśmy w dwumeczu 3:0. Pod koniec pierwszej połowy było w nas mało pewności siebie. W drugiej części spotkania zabrakło nam zabicia meczu. Gol Silkeborga sprawił u nas brak pewności siebie, a rywali napędziło do gry. Drugi gol tym bardziej. Nie jesteśmy zadowoleni z końcówki tego spotkania, ale z dwumeczu jesteśmy zadowoleni. Bardzo się z tego cieszymy.

Kluczowym zawodnikiem meczu rewanżowego był Jesus Imaz – strzelec obu bramek dla polskiej drużyny. Hiszpan może i ma już swoje lata, ale wciąż dostarcza argumentów, aby nie chować go do szafy i wysyłać na emeryturę. W barwach podlaskiej drużyny gra już ósmy sezon i zapowiada się, że znów będzie jedną z głównych postaci ofensywnych.

Następnym rywalem Jagiellonii będzie albańska drużyna Dinamo Tirana. Algorytm jest niemalże pewny, że polska drużyna dwumecz wygra i zamelduje się w Lidze Konferencji. A tam pozostanie napisać historię podobną do tej, co sezon temu.

Ogromne kontrowersje na trybunach i awans na boisku

Zacznijmy od spraw pozaboiskowych – już przed meczem doszło do starcia między drużynami. Stało się to na treningu przedmeczowym, kiedy to piłkarze Maccabi Hajfa wciąż pozostawało na stadionie w Debreczynie, a Raków Częstochowa rozpoczynał swój trening. Doszło do małej przepychanki, zaś to było jednak tylko preludium do dużych kontrowersji. Te pojawiły się na trybunach, w postaci haniebnego baneru wywieszonego przez kibiców izraelskiej drużyny. Wzbudził on ogromne emocje i wywołał dyskusję na tyle poważną, że zaangażowali się w nią także politycy. Na ten moment nie wiemy, jakie kroki podejmie UEFA, natomiast Raków w swoim oświadczeniu wnioskuje m.in. o wykluczenie zespołu z europejskich pucharów.

Chociaż Maccabi nie zagra w nich przynajmniej w tym sezonie. A do tego doprowadziła ekipa z Częstochowy, która odwróciła przebieg rywalizacji, odrabiając jedną bramkę straty, a następnie dokładając drugą. W pierwszym meczu Medaliki były ekstremalnie nieskuteczne i przegrali trochę na własne życzenie. Opiekun zespołu – Marek Papszun – podkreślał to na konferencji pomeczowej, twierdząc, że mimo wygranej, to ten pierwszy mecz był lepszy.

REKLAMA

Nasza praca została dziś nagrodzona. Nie jest łatwo, przegrywając u siebie, wytrzymać taki mecz, który dużo ważył dla klubu. To jest proces. Same słowa przed meczem nie wystarczą. Codzienna praca i konsekwentne budowanie mentalu tej drużyny. Uważam, że jeszcze lepszy mecz rozegraliśmy w Częstochowie, tylko tam byliśmy ultra nieskuteczni. Już tam powinniśmy zapewnić sobie solidną zaliczkę.

Abstrahując już od ocen stylu, skupmy się na faktach. A te są takie, że w rozgrywanym na Węgrzech spotkaniu najpierw gola przed przerwą po biciu głową w mur wbił Peter Barath, a następnie awans dał Lamine Diaby-Fadiga. Rakowowi grało się w drugiej połowie znacznie łatwiej, gdyż rywal kończył mecz w dziesiątkę, natomiast Maccabi miało szanse na doprowadzenie do dogrywki. Kacper Trelowski stanął jednak na wysokości zadania i obronił groźny strzał głową, a następnie szybko zebrał się do poprawki z bliska. Dzięki temu zwycięstwu o fazę ligową europejskich pucharów częstochowska drużyna zagra z bułgarską Ardą Kyrdżali.

Dwa szybkie ciosy nie wystarczyły

Legię Warszawa na Łazienkowskiej czekało zadanie z gatunku arcytrudnych, lecz nie niemożliwych. Odrobić trzy bramki, aby doprowadzić do remisu, to była pierwsza część wyzwania. Drugą było przechylenie jeszcze wagi na swoją stronę. Przed meczem panowała atmosfera walki – piłkarze publikowali wpisy mówiące, że to jeszcze nie koniec. Że są w stanie to zrobić. Kibice także wierzyli, wszak AEK Larnaka na wyjazdach nie radzi sobie tak dobrze, jak w domu.

Nastawienie na sprawienie niespodzianki było też widać od pierwszego gwizdka. Ba, Legia po nieco ponad kwadransie była na kursie zwycięskim. Gole Jeana-Pierre’a Nsame i Milety Rajovicia wlały ogromną ilość wiary, że to faktycznie może się udać. Następnie anulowany gol Karola Angielskiego sprawił, że do przerwy było 2:0. A mogło być i więcej, ale warszawianie marnowali często sytuacje, o których można by było powiedzieć, że były doskonałe. Nie jest łatwo wygrać mecz i jednocześnie być smutnym. Jesteśmy nieszczęśliwi, bo wierzyliśmy, że może stać się cud. W pewnym momencie wierzyliśmy, że to może się udać. Mieliśmy świetną sytuację, by strzelić gola na 3:0. Schodząc na przerwę z takim wynikiem, wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej – mówił po meczu Edward Iordanescu.

Niestety, tak jak w pierwszym meczu, sił starczyło tylko na 45 minut. Tłumaczył to też rumuński szkoleniowiec – Zaczęliśmy się męczyć i traciliśmy energię. Rozegraliśmy w tym sezonie dwa razy więcej meczów niż AEK. Rywale mieli też pełen tydzień na przygotowania, my musieliśmy rozegrać mecz ligowy w miniony weekend. W tym aspekcie mieli nad nami przewagę. Po przerwie na 2:1 trafili rywale i nawet mimo gry w przewadze od 72. minuty, Wojskowym nie udało się już powalczyć o lepszy rezultat. Zamiast cudu, będzie gra ze szkockim Hibernian o Ligę Konferencji.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    111,853FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ