Przed startem ćwierćfinałowego starcia ze Słowenią, niewielu wierzyło w szanse naszych koszykarzy. Po dwóch kwartach mogliśmy jednak przecierać oczy ze zdumienia.
Wielki Luka Dončic przez długie minuty mógł jedynie bezradnie przyglądać się na koncertowo grających biało-czerwonych. Gwiazdor NBA był fizycznie stłamszony przez świetnie zorganizowanych Polaków, którzy prezentowali się nieprawdopodobnie dobrze. 58-39 po drugiej kwarcie było dosłownym nokautem na Słoweńcach. Wychodziło nam wszystko.
Na starcie trzeciej kwarty spotkanie odwróciło się
Tym razem Polakom kompletnie nic się nie udawało i zaczęli oddawać rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Z kolei Słowenia pewnie punktowała, co błyskawicznie zniwelowało przewagę. To był istny koszmar dla naszych koszykarzy. Po kapitalnych dwóch kwartach nadeszła trzecia — katastrofalna. Potężny chaos, mnóstwo strat, niska skuteczność. Słowenia przed startem czwartej kwarty przegrywała jednym punktem, ale miała przewagę psychiczną. Z łatwością zaliczali kolejne kosze, gdy biało-czerwoni bili rekordy nieskuteczności.
Słowenia w decydującej kwarcie wyszła na prowadzenie, a nadzieje wśród polskich fanów umierały śmiercią tragiczną. Dzięki dwóm akcjom Slaughtera i rzutowi Ponitki zdołaliśmy jednak znów odskoczyć na 79:76. Byliśmy w niebie, spadliśmy do piekła i znów zaczęliśmy sięgać niebios. W końcu za piąty faul boisko upuścić musiał Dončić. Ocknęliśmy się w ostatnim momencie, ale końcówka była prawdziwą wojną, w której każdy dał z siebie 200%. Nerwy trwały do samego końca, ale na szczęście udało się utrzymać przewagę.