Zeszłotygodniowe zdemolowanie Schalke uspokoiło atmosferę w Monachium. Bayern w końcu zaliczył pewne zwycięstwo, dając jasny sygnał — idziemy po tytuł i rozniesiemy każdego po drodze. Paradoksalnie jednak, w przeszłości tak efektowne zwycięstwa potrafiły usypiać czujność Bawarczyków. Piłkarze musieli zresetować swoje myśli i zapomnieć o tym co wydarzyło się w poprzedniej kolejce. Tym bardziej że dzisiejszym rywalem miał być nieprzewidywalny RB Lipsk. Z jednej strony topowy niemiecki zespół, z drugiej ekipa, która ostatnio częściej zawodzi, niż zachwyca (no może poza Pucharem Niemiec). Bez wątpienia, przeciwnik, który ma potencjał, by sprawić niespodziankę. Wielokrotnie pisaliśmy o tym na przestrzeni ostatnich dni, sugerując, że Bawarczycy zbyt lekceważąco podchodzą do meczu z Lipskiem. Wszystko miała jednak zweryfikować murawa…
Bayern zaczął pewnie
W tle walki o mistrzostwo Niemiec pojawił się jeszcze jeden wyścig. Serge Gnabry nabrał wielkiej ochoty, by powalczyć o koronę króla strzelców. Niemiec w trzech ostatnich kolejkach strzelił cztery gole i to właśnie on w 25. minucie przełamał defensywę Lipska, mierzonym strzałem pokonując Janisa Blaswicha. To był jego 14. gol w sezonie. W momencie, gdy Gnabry strzelał gola, RB Lipsk nie miał nawet jednego oddanego strzału. Teoretycznie — walka o mistrzostwo Niemiec wydawała się rozstrzygnięta. W praktyce — no cóż, futbol jest niesamowity.
Oto bowiem Bayern Monachium po strzelonym golu zwolnił tempo. Zespół Tuchela skupił się na ograniczaniu RB Lipsk, pozwalając im na wiele, ale jednocześnie kasując akcje w odpowiednim momencie. Bawarczycy zachowywali się wręcz lekceważąco, jakby nie zależało im na zamknięciu meczu drugim golem. Nie wierzyli, że w tym meczu może przydarzyć im się cokolwiek złego. Aż chce się napisać — dlaczego oni nie uczą się na błędach? Owszem, Lipsk długo wyglądał na zespół, który próbuje podjąć walkę, ale zwyczajnie tego nie potrafi. Bayern długo kontrolował wynik. Do czasu.
Laimer pogromcą swojego przyszłego klubu!
W 65. minucie Lipsk wyprowadził zabójczą kontrę, którą wykończył Konrad Laimer. Dokładnie ten, któremu za chwilę kończy się kontrakt w klubie i najprawdopodobniej ma już podpisaną umowę z… Bayernem Monachium. Bawarczycy poczuli, że ich oponent ma zbyt słaby cios, więc można walczyć z opuszczoną gardą. Uderzenie Laimera znokautowało piłkarzy Tuchela. Po tym golu na murawie był już tylko jeden zespół. RB Lipsk poczuło swoją siłę, wśród kibiców na Allianz Arenie z każdą minutą było coraz ciszej. W 76. minucie Lipsk wywalczył karnego, który wykorzystał Nkunku — sytuacja powtórzyła się w minucie 85., gdy jedenastkę na gola zamienił Szoboszlai. Po chwili widzowie zaczęli opuszczać trybuny.
Szok? Absolutnie nie! Bayern oszukał sam siebie wygraną nad Schalke, gdy to ekipa z Gelsenkirchen tak naprawdę zagrała fatalny mecz. Dziś Bawarczycy pokazali, że nie zasługują na mistrzostwo Niemiec. Jeśli Borussia Dortmund nie wykorzysta tej szansy (jutro mecz z Augsburgiem), najlepiej jakby tytuł nikomu nie został przyznany. Zwyczajnie, tak grający Bayern nie ma prawa zakończyć tego sezonu z mistrzostwem. Zamiast dobić Lipsk, który w pierwszej połowie wcale nie grał dobrze i szczerze rzecz ujmując, najprawdopodobniej nie wierzył, że może urwać punkty, na własne życzenie przegrali decydujące spotkanie. Jeśli ktoś wierzył, że najgorsze jest już za Bayernem, dziś dostał odpowiedź. Ten zespół mentalnie jest wrakiem. Można zrozumieć potknięcia, ale gry bez woli walki i zaangażowania nie sposób zaakceptować.