Borussia Dortmund, która na swoim terenie wygrała wszystkie mecze w sezonie 2024/25 kontra Bayern Monachium, który nie przegrał jeszcze ligowego spotkania aktualnych rozgrywkach i spogląda na resztę drużyn z pozycji lidera. Ostatni dzień listopada 2024 roku zwiastował kapitalne widowisko, o stawce zdecydowanie większej niż tylko 3 punkty.
Kibice Bawarczyków przeżyli spore zdziwienie jeszcze przed pierwszym gwizdkiem Svena Jablonskiego. Vincent Kompany, który dotychczas robił wszystko by uniknąć ryzykowanych zmian w składzie, postanowił wystawić w podstawowej jedenastce Mathysa Tela. Francuz w ostatnich dniach łączony był z zimowym wypożyczeniem do drużyny, w której mógłby liczyć na częstszą grę niż w Monachium, tymczasem teraz wybiegł od pierwszych minut przeciwko BVB. Uprzedzając fakty — jego występ był mocno anonimowy.
Dwie kontuzje, jeden gol
Zgodnie z przewidywaniami, od początku stroną prowadzącą grę był Bayern Monachium. Owa przewaga nie przekładała się jednak na sytuacje bramkowe. Czujność Gregora Kobela sprawdzał Leroy Sane, jednak szwajcarski bramkarz nie miał prawa przepuścić takiego uderzenia, jakie oddał Niemiec. Plany Borussii Dortmund skomplikowały się w 15. minucie, gdy Waldemar Anton nie był w stanie podnieść się z murawy, a po chwili musiał zostać zmieniony przez Niklasa Süle. Kibice zgromadzeni na Signal Iduna Park wyczekiwali na pierwszą poważniejszą sytuację bramkową w tym meczu. Takową wykonał Jamie Gittens, który pomknął skrzydłem wygrywając pojedynek biegowy z Konradem Laimerem, a następnie pokonując Manuela Neuera.
Bayern stracił gola, a niedługo później Harry’ego Kane’a. Angielski napastnik nie był w stanie kontynuować gry, co mocno komplikowało plany Kompany’ego. Bawarczycy musieli ruszyć do odrabiania strat, ale do przerwy nie byli w stanie pokazać, że strzelenie gola to tylko kwestia czasu. Co więcej, Manuel Neuer musiał zachować czujność przy próbuje Marcela Sabitzera. Wydawało się, że listopadowy, chłody wieczór może być gorącym świętem w Dortmundzie.
W drugiej połowie emocje jedynie wzrastały
Co ciekawe, obie ekipy miały swoje szanse. Thomas Müller potwierdził jednak, że nie jest egzekutorem pokroju Harry’ego Kane’a, a Jamal Musiala przy swojej okazji uderzał ze złej strony słupka. Trener Nuri Sahin wiedział, że przewaga jednego gola może zostać zniwelowana w każdej chwili, a za swoje zachowanie przy ławce otrzymał żółtą kartkę. Końcówka należała jednak do Bayernu. Po rzucie wolnym Joshuy Kimmicha i niedysponowanym Süle Musiala strzałem głową pokonał Kobela. Gospodarze prowadzili przez blisko godzinę, ale nie zdołali wywalczyć wygranej. Dodatkowo, w końcówce Sane mógł wywalczyć karny po przewinieniu Bensebainiego. Sędzie nie podyktował jednak jedenastki.
Borussia Dortmund witała się z trzema punktami i wydawało się, że jest bliska dowiezienia zwycięstwa. Remis nie jest złym wynikiem, ale mimo wszystko pozostawia spory niedosyt. Bayern Monachium uniknął porażki, ale ambicje Bawarczyków sprawiają, że trudno zachwycać się podziałem punktów.