Nie słyszeli o ataku pozycyjnym. Wnioski po Polonia – Puszcza

Remis po pierwszej połowie, remis po 90 minutach i rozstrzygnięcie dopiero po dogrywce. Tak wyrównany był przebieg ćwierćfinału Pucharu Polski, w którym Polonia Warszawa rywalizowała z Puszczą Niepołomice. Ostatecznie, po 120 minutach zaciętej walki o zwycięstwo, to Puszcza Niepołomice mogła cieszyć się z biletu do półfinału za sprawą wygranej 2:1. Wielu ciekawych wniosków dostarczył jednak również sam podstawowy czas gry, w którym oba zespoły mogły żałować pewnych niewykorzystanych okazji. Polonia nie była bowiem pozbawiona argumentów – wiele z nich (i nie tylko) opisuję w moim podsumowaniu tej rywalizacji.

1. Puszcza nie słyszała o ataku pozycyjnym

Oczywiście w każdym meczu najważniejszy jest wynik. Piłka nożna to jednak sport dla kibiców. Mają oni prawo wymagać od zawodników walki nie tylko o korzystne rezultaty, lecz także o estetykę gry. Puszcza Niepołomice w tym starciu była jednak absolutnym przeciwieństwem jakiejkolwiek estetyki. Antyfutbol prezentowany przez podopiecznych Tomasza Tułacza był naprawdę trudny do zniesienia.

REKLAMA

Oczywiście ekipa z Małopolski nie od dziś słynie z „boiskowego pragmatyzmu”, jak często eufemistycznie określają go jego zwolennicy. Pokazywanie go w aż tak jaskrawej odsłonie nawet w meczu z rywalem z niższego poziomu rozgrywkowego może jednak budzić niezrozumienie. Puszcza wcale nie zachowywała się bowiem jak choć delikatny faworyt. Zamiast tego od pierwszych minut celebrowała każdy stały fragment gry, kradnąc czas, tak jakby wciąż potrzebowała odpocząć, zwolnić grę lub sfrustrować przeciwników. Poza tym ekstraklasowy zespół nawet nie próbował zagrozić bramce Polonii kombinacyjnymi akcjami. Nie chodzi o piłkarską magię, bo jej raczej nie ma co oczekiwać od niepołomiczan. Ci nie wymieniali nawet wielu podań po ziemi, a zamiast tego szukali jak najszybszego przeniesienia jej pod pole karne przeciwników.

Rzut wolny z połowy boiska? Wiadomo że laga! Aut z podobnego miejsca? No to pół kilometra rozbiegu i również próba dorzucenia futbolówki w szesnastkę. Nawet jeśli czasem się udawało, to i tak żartobliwie powiedzieć można, że zapewne nikt tego nie widział. Wszyscy fani zgromadzeni na trybunach zasłaniali bowiem oczy, byle tylko nie patrzeć na to, jak brzydko grała Puszcza.

2. Polonia mogła prowadzić do przerwy

Tylko zwycięstwo, Polonio tylko zwycięstwo! – tak swoich ulubieńców do walki zagrzewali fani zgromadzeni na stadionie przy ulicy Konwiktorskiej 6. Piłkarze posłuchali motywacyjnego przekazu płynącego z trybun i faktycznie robili wszystko, by otworzyć wynik i faktycznie zapewnić sobie awans do półfinału Pucharu Polski. Nie można było odmówić im dobrych chęci, które doprowadziły do kilku groźnych sytuacji i problemów sprawianych Puszczy w defensywie. Dlatego też już sam bezbramkowy remis utrzymujący się do przerwy mógł być rozczarowujący dla Czarnych Koszul.

Faktem jest jednak, że Polonia mogła lepiej korzystać ze swoich szans w pierwszych 45 minutach, gdyby jej piłkarze byli nieco lepiej wyszkoleni technicznie. Zaangażowanie to bowiem jedno, a drugie to umiejętności, których momentami brakowało gospodarzom. To właśnie z tego powodu wiele bardziej wymagających podań było minimalnie niecelnych. Brakowało też na przykład udanego dryblingu. Gdyby ten element był silniejszą stroną grającego na lewym skrzydle İlkaya Durmuşa, mógłby on w wielu sytuacjach wchodzić w pojedynki indywidualne z rywalami, zamiast zwalniać akcje i szukać wycofania piłki do partnerów. To generalnie nie był dobry występ Turka, który psuł wiele podań, marnował wiele akcji i został słusznie zmieniony w 74. minucie meczu.

3. Poczobut architektem, Zjawiński żołnierzem

Opisane powyżej problemy to istotne mankamenty gry Polonii, ale ujawniały się one naprzemiennie z chwilami świetnej gry Dumy Stolicy. Architektem zespołu był Bartłomiej Poczobut, którego wizja gry i dobre odczytywanie intencji kolegów było dla Polonii wręcz bezcenne. Poczobut był mózgiem środka pola podopiecznych Mariusza Pawlaka. To właśnie on podejmował ważne decyzje, takie jak uruchomienie któregoś ze skrzydłowych czy zagranie piłki do grającego plecami do bramki Zjawińskiego. No właśnie, Zjawińskiego, który także udowodnił swoją ogromną wartość i wpływ na poczynania ofensywne swojej drużyny. Występ 23-latka jest jednym z przykładów sytuacji, w których nie można krytykować nominalnego snajpera za brak udziału przy bramkach swojej drużyny.

Łukasz Zjawiński wspierał bowiem swoich kolegów nawet, gdy w ofensywie Polonii wcale nie działo się dużo. Wspaniale grał plecami do bramki, pokazując się do dalekich podań, potrafiąc utrzymać się przy futbolówce i odgrywając ją do któregoś z partnerów. Do tego kilkukrotnie pokazał swoje umiejętności w dryblingu i ruchu bez piłki, gdy wywierał presję na rywalach. Tak o grze Zjawińskiego pisałem tydzień temu, gdy był on niekwestionowaną gwiazdą meczu z Górnikiem Łęczna. Żadne z tych pochwał nie straciły aktualności. Były piłkarz Lechii Gdańsk zwracał uwagę obrońców. Dzięki temu gwarantował więcej swobody swoim partnerom, a i sam potrafił uwolnić się od krycia lub zrobić coś pożytecznego z piłką nawet w gąszczu przeciwników.

Najbardziej wymiernym efektem jego nieustannej ciężkiej pracy była akcja bramkowa Polonii. To właśnie w niej Zjawiński bardzo dobrze wbiegł na bliższy słupek. Nie dostał piłki, lecz podążyli za nim obrońcy, którzy w związku z tym opuścili światło bramki. Właśnie dlatego po nieudanej interwencji bramkarza piłkę do siatki mógł skierować jego kolega, Krzysztof Koton.

Występ napastnika warszawskiego klubu mógł być oczywiście lepszy i zwieńczony trafieniem. Zabrakło odrobiny precyzji, a groźny strzał głową występującego z „dziewiątką” piłkarza przeleciał tuż obok słupka.

REKLAMA

4. Braki gospodarzy były decydujące w kluczowych momentach

W drugiej połowie warszawiakom oczywiście udało się otworzyć wynik, ale po zdobytej bramce we znaki dał się kolejny problem Polonii. Była nim zła reakcja na objęcie prowadzenia. Piłkarze ze stolicy dali się zepchnąć do obrony, i to obrony dość rozpaczliwej. Wcale nie musiało do tego dojść, bo przecież do momentu zdobycia bramki to oni byli zespołem lepszym i potrafiącym narzucić swoją wolę rywalom. Jednobramkowe prowadzenie sprawiło, że skupili się oni wyłącznie na defensywie. Była to zła decyzja, która zemściła się wyrównaniem przez Puszczę.

Widać było, że Polonii brakuje doświadczenia i spokoju, które w Pucharze Polski pokazuje większość drużyn ekstraklasowych. Właśnie to grało dzisiaj na niekorzyść Polonistów, którzy bardzo chcieli, ale jakby nie mogli ustrzec się pewnych problemów wynikających ze złego zarządzania meczem. Kosztowało ich to stratę gola, a konsekwencje mogły być nawet bardziej dotkliwe. Puszcza w ostatnim kwadransie zdobyła bowiem nawet bramkę na 1:2, ale ta została anulowana ze względu na wcześniejszego spalonego. Polonia mogła więc myśleć o czekającej ją dogrywce w kategoriach prezentu, którego osiągnięcie nie byłoby możliwe bez szczęścia, które było po stronie gospodarzy.

5. Polonia opadła z sił w dogrywce

Dodatkowe 30 minut gry było z pewnością trudne dla obu ekip, ale to goście lepiej poradzili sobie z dodatkowym obciążeniem fizycznym. To oni w dogrywce robili wszystko, by przechylić losy meczu na swoją korzyść. Ich kolejne ataki były zatrzymywane z dużymi trudnościami, gdyż Polonistom najzwyczajniej zaczynało brakować sił potrzebnych do odpierania ofensywy niepołomiczan. Ich obrona upadła w 108. minucie starcia, kiedy to Dawid Szymonowicz głową skierował piłkę do bramki. Później Polonia oczywiście starała się jeszcze wrócić do meczu, ale było to już ponad jej siły. Nie pomagali też zmiennicy – rozczarował między innymi Marcel Predenkiewicz, który nie wniósł praktycznie nic do ofensywy Czarnych Koszul. Polonia przegrała, ale naprawdę jest Dumą Stolicy – nie tylko z nazwy, ale i za sprawą dobrej postawy, która umożliwiła jej walkę jak równy z równym z zespołem z wyższej ligi.

6. Kibice udowodnili, że zasługują na nowy stadion

Poza spektaklem sportowym, kibice mieli jeszcze jeden, poboczny cel swojej obecności na meczu. Było nim domaganie się o nowy obiekt dla ich ukochanego klubu, który – pomimo wielu zapowiedzi ze strony władz samorządowych – wciąż jest tylko w sferze marzeń sympatyków Polonii. Trzaskowski = niespełnione obietnice. Gdzie jest stadion?! – to treść baneru, który wywieszono na Trybunie Kamiennej, na której zebrali się najgłośniejsi fani. Trzeba powiedzieć, że ich postawa była dowodem tego, że nowy stadion faktycznie służyłby Polonii. W ćwierćfinałowym starciu w ramach Pucharu Polski przez cały mecz wspierali oni piłkarzy dopingiem, który był głośny i kulturalny. Może i na trybunach widać było pojedyncze wolne krzesełka, ale kibice wynagrodzili to piękną oprawą. Jej zdjęcie otwierało ten artykuł.

Gdyby w przyszłości z podobną wyobraźnią sympatycy Polonii uświetnili mecz na nowym, większym obiekcie, to byłoby to jeszcze bardziej widowiskowe. Na razie jednak ich apele nie mają żadnej mocy sprawczej. Lepiej więc skupić się na tym, co zależy nie od władz, ale od samej Polonii, czyli na dobrych występach w Betclic 1 Lidze.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,783FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ