Po wrześniowej przerwie reprezentacyjnej zdobyli najwięcej punktów, strzelili najwięcej goli i stracili najmniej. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że od wspomnianego momentu Newcastle to jedna z najlepszych drużyn w całej lidze. W dziewięciu meczach zdobyli 25 punktów, tracąc tylko dwa na Old Trafford z Manchesterem United. W tym czasie pokonali Tottenham na wyjeździe 2:1 i Chelsea przed własną publicznością 1:0. Ponadto czterokrotnie strzelali co najmniej cztery bramki – z Fulham, Brentford, Aston Villą i Southampton. Nieważne czy Sroki skończą ten sezon w pierwszej czwórce. Tak czy inaczej ekipa Eddiego Howe’a przebiła szklany sufit szybciej niż się tego spodziewano.
Newcastle nie zwalnia tempa
Po mistrzostwach świata w Katarze Newcastle także nie zwalnia. Leicester, które pomiędzy wrześniową przerwą reprezentacyjną a mundialem miało najlepszą defensywę w całej lidze, już po nieco ponad 30 minutach przegrywało 0:3. Sroki potrzebowały trochę więcej niż pół godziny, aby trafić trzykrotnie do siatki Lisów. Dokładnie tyle samo, ile podopieczni Brendana Rodgersa stracili w ośmiu wcześniejszych meczach. I dwa więcej niż w sześciu ostatnich. Oczywiście patrząc całościowo, Leicester przed Boxing Day było siódmą najgorszą defensywą ligi i nawet ostatnia forma była nieco na wyrost. We wspomnianym okresie ich współczynnik goli oczekiwanych traconych (xGC) wyniósł ponad 8, co oznacza, że „powinni” stracić pięć bramek więcej niż w rzeczywistości.
Mimo wszystko, i tak był to trzeci najlepszy wynik w tym czasie. Newcastle pojechało na stadion zespołu, którego defensywy przed mundialem praktycznie nikt nie mógł przełamać i – jak gdyby nigdy nic – w pierwszej połowie urządziło sobie kanonadę. Gdyby w drugiej części spotkania nie wrzucili niższego biegu i dalej grali na najwyższych obrotach spokojnie mogliby dołożyć kolejne gole. W poprzednich dziewięciu kolejkach podopieczni Eddiego Howe’a zdobyli aż 24 bramki, co daje średnio 2,67 na mecz. Gdyby wyłączyć starcia z zespołami z Big Six, okaże się że w sześciu takich spotkaniach Sroki trafiły do siatki aż 21 razy, co daje średnio 3,5 gola na mecz. Jedynym zespołem, który uniknął kompromitacji w tym czasie był Everton (0:1). Reszta przegrywała co najmniej trzema golami.
Czas na pracę z zespołem
Jeżeli ktoś myślał, że Newcastle wyhamuje po mundialu, to szybko dostał odpowiedź, że prawdopodobnie tak nie będzie. Zresztą takie twierdzenie było raczej wynikiem braku wiary w zespół, który przecież kadrowo nie pasuje do czołówki. Bo o tym jaką pracę wykonuje Eddie Howe na St. James’ Park najlepiej świadczy właśnie to, jak Newcastle spisuje się po dłuższych przerwach. Angielski szkoleniowiec ma wówczas więcej czasu na pracę z piłkarzami, dzięki czemu może wyćwiczyć różnego rodzaju schematy i zgrać zespół.
Do pierwszej przerwy reprezentacyjnej w trwających rozgrywkach Sroki wygrały tylko jeden mecz – w pierwszej kolejce z Nottingham (2:0). Co prawda, był także remis 3:3 z Manchesterem City, jeden z najlepszych występów Srok w tym sezonie. Niemniej jednak w pierwszych siedmiu spotkaniach zdobyli tylko osiem punktów. Nie potrafili pokonać Wolves (1:1), Crystal Palace (0:0) czy Bournemouth (1:1). Co stało się po przerwie? Newcastle wróciło na dobre tory, wygrało siedem z ośmiu spotkań i awansowało na trzecie miejsce w tabeli.
Podobnie było w poprzednim sezonie. Wówczas momentem przełomowym była styczniowa przerwa reprezentacyjna. Mimo, że Sroki już wcześniej zaczęły wygrzebywać się ze strefy spadkowej (w trzech wcześniejszych spotkaniach zdobyły pięć punktów), to właśnie od lutego, kiedy Howe wkomponował do pierwszego składu Bruno Guimaraesa, zaczęły punktować na poziomie zespołów walczących o pierwszą czwórkę. W tym czasie zdobyli 34 punkty w 17 meczach. Więcej zgarnęły jedynie Liverpool, Manchester City i Tottenham. Wyraźnie widać, że ekipa Howe’a na dłuższych przerwach jedynie zyskuje. Dlatego też nie może dziwić tak dobre rozpoczęcie drugiej części sezonu w ich wykonaniu.
Ciągły rozwój
Od kiedy były trener m.in. Bournemouth objął stery na St. James’ Park, zespół krok po kroku wykonuje postępy. Howe zaczął od ustabilizowania defensywy. W poprzedniej kampanii, po wspomnianej styczniowej przerwie kadrowej, Newcastle w 17 meczach dało sobie wbić tylko 19 goli. W tym czasie mniej bramek średnio na mecz traciły jedynie Liverpool, Manchester City, Crystal Palace, Chelsea i Tottenham. Dla porównania w pierwszych 21 kolejkach Newcastle straciło aż 43 gole i nikt pod tym względem nie był gorszy. Z kolei w obecnym sezonie Sroki są najlepszą defensywą. W 16 spotkaniach rywale tylko 11 razy trafiali do siatki.
Mimo, że Newcastle w drugiej połowie poprzednich rozgrywek znacznie poprawiło wyniki, to w ofensywie nadal wyglądali przeciętnie. W ostatnich 17 kolejkach strzelili 23 gole, co daje średnio 1,35 gola na mecz. Skoro w ubiegłym sezonie usprawnili grę w obronie, to w tym trzeba było dodać więcej polotu w ofensywie. Sroki w 16 spotkaniach obecnych rozgrywek zdobyły 32 bramki, co daje średnio dwie na spotkanie. Co więcej, ciężar zdobywania goli biorą na siebie zupełnie nieoczywiści piłkarze. Miguel Almiron czy Joelinton przed przyjściem Howe’a do klubu, byli uważani za dwa największe niewypały transferowe. Tymczasem pod okiem Anglika obaj stali się kluczowymi elementami wyjściowej jedenastki.
Newcastle – klub budowany z głową
Zresztą piłkarzy, których odrestaurował Eddie Howe jest znacznie więcej, jak choćby Sean Longstaff, Joe Willock czy Fabian Schar. Owszem, za jego kadencji Newcastle pozyskało wielu nowych zawodników, wydając przy tym sporo gotówki. Niemniej pod względem potencjału kadrowego nadal nie mogą równać się z ekipami z Big Six. Miejsce, na którym obecnie się znajdują to nie efekt bogatych właścicieli oraz szastania pieniędzmi na prawo i lewo, a mądrego zarządzania i zatrudnienia właściwego trenera. Howe maksymalnie wykorzystał potencjał piłkarzy, których ma w składzie, tworząc z nich kolektyw bazujący na zrozumieniu i współpracy. W grze Newcastle już widać rękę trenera, a przecież pracuje on tam dopiero nieco ponad rok.
Drużyna z St. James’ Park to idealny przykład dla innych zespołów z czołówki, jak mądrze działać na rynku transferowym. Nawet jeżeli Srokom w tym sezonie nie uda się utrzymać miejsca w pierwszej czwórce i zagwarantować gry w Lidze Mistrzów, to i tak przebili oni szklany sufit wcześniej niż wszyscy się tego spodziewali. Pomimo, że stać ich niemal na wszystko, to wielu już się przekonało, że sukcesu nie da się kupić. Trzeba go mądrze zaplanować i realizować krok po kroku. Dokładnie tak jak robi to Newcastle od momentu przejęcia klubu przez Saudyjczyków.