6 kwietnia, na siedem kolejek przed końcem sezonu Southampton straciło już matematyczne szanse na utrzymanie w Premier League. Dotychczas żaden zespół nie spadł z tej ligi na tak wczesnym etapie sezonu. Święci nadal mają jednak o co walczyć, ponieważ – jak zapowiada ich trener, Ivan Juric – nie chcą zostać najgorszą drużyną w historii Premier League. Do przebicia wyniku punktowego Derby County z sezonu 2007/08 (11 pkt) brakuje im dwóch „oczek”, a do wyrównania – jednego. Dlaczego Southampton odbiło się od najwyższej klasy rozgrywkowej?
Powrót po roku przerwy
Brutalne zderzenie z Premier League mogło być dla Southampton o tyle zaskakujące, że to przecież zespół, który ma spore doświadczenie z gry w tej lidze. W ostatniej dekadzie tylko jeden sezon spędził poza Premier League. Były to oczywiście poprzednie rozgrywki, gdy zaraz po spadku wrócili na najwyższy poziom rozgrywkowy.
Niemniej jednak, jak to z reguły bywa, zrobili to w mocno zmienionym składzie personalnym w porównaniu do zespołu, który nie utrzymał się w najwyższej dywizji. Święci po spadku sprzedali kilku kluczowych piłkarzy. Romeo Lavia odszedł do Chelsea. Po Tino Livramento sięgnęło Newcastle. James Ward-Prowse również znalazł zatrudnienie w Premier League, przechodząc do West Hamu. Nathan Tella trafił do Bayeru Leverkusen, a Mohammed Salisu do Monaco. Zimą natomiast do Juventusu odszedł Carlos Alcaraz. Każdy z nich trafił do klubów, które grały lub mają ambicje występować w europejskich pucharach. Southampton spadło z wieloma piłkarzami, którzy byli za dobrzy, aby grać w Championship, a awansowali już bez nich.
🚨📉 Southampton have officially been relegated from Premier League to the Championship.
— Fabrizio Romano (@FabrizioRomano) April 6, 2025
10 points in 31 games. pic.twitter.com/wmZmkn5HYy
Ostatnie lata pokazują również, że łatwiej awansować do Premier League niż później się w niej utrzymać. W poprzednim sezonie z elitą pożegnał się komplet beniaminków i w obecnnych rozgrywkach – jeśli nie wydarzy się cud – będziemy mieli powtórkę z rozrywki. Poziom średnich zespołów w Premier League poszedł bardzo mocno w górę, o czym najlepiej świadczą miejsca w tabeli Tottenhamu i Manchesteru United. Zaliczyć miękkie lądowanie w Premier League jako beniaminek jest bardzo trudno. Można zaryzykować i bardzo mocno zainwestować na rynku transferowym (jak Nottingham Forest), liczyć na elastyczność trenera, który dostosuje sposób gry do wymagań Premier League (udało się to Thomasowi Frankowi w Brentford oraz Marco Silvie w Fulham) lub nastawić się na fizyczny futbol chcąc zrekompensować w ten sposób braki w przygotowaniu technicznym (taką strategię przyjęło rok temu Luton, ale się nie powiodła).
Southampton podążyło drogą Norwich
Beniaminkowie często zmagają się z problemem stylu gry. Będąc jednym z najlepszych kadrowo zespołów w słabszej lidze najbardziej efektywnym sposobem na wygrywanie jest nastawienie na dominację przeciwników przez utrzymywanie się przy piłce na ich połowie. Po awansie na wyższy szczebel rozgrywkowy zespół nagle staje się jednym z najsłabszych w lidze i kontynuowanie gry według tego samego modelu jest niemożliwe, a wszelkie próby prowadzą tylko do ułatwiania życia przeciwnikom. W ostatnich latach typowym przykładem takiego klubu, który był za silny na Championship, a za słaby na Premier League i nie potrafił dostosować się do najwyższego poziomu było Norwich. Mieliśmy także przypadki Burnley Vincenta Kompany’ego (w poprzednim sezonie) czy też Fulham, w którym dopiero Marco Silva znalazł receptę jak przebić ten szklany sufit. W tym roku rola takiego beniaminka przypadła Southampton.
🔴🗣️ Southampton manager Ivan Juric: "We have the goal to not be the worst team in the history of the Premier League. Let’s see what we will do." (@AlfieHouseEcho) pic.twitter.com/Z6OENd8IAq
— EuroFoot (@eurofootcom) April 2, 2025
Po spadku z Premier League na St. Mary’s Stadium zatrudnili Russella Martina, wyznawcę filozofii gry pozycyjnej. W Championship do spółki z Leicester prowadzonym przez Enzo Marescę dominowali w statystykach posiadania piłki oraz liczby wymienionych podań. Martin naiwnie jednak wierzył, że grając w ten sposób jego zespół poradzi sobie także w Premier League. Weryfikacja przyszła jednak bardzo szybko. W szesnastu meczach Święci zdobyli 5 punktów, wygrywając tylko jeden mecz, więc działacze postanowili zakończyć współpracę z 39-latkiem. Zespół pod jego wodzą miał średnie posiadanie piłki powyżej 50%. W momencie zwolnienia Russella Martina wymienił trzecią najwyższą liczbę podań i miał drugi najwyższy wskaźnik celności zagrań. Grali zgodnie z własną filozofią, ale co z tego skoro byli liderem w niechlubnej statystyce błędów prowadzących do gola, tracili najwięcej goli i zajmowali ostatnie miejsce w tabeli?
Ivan Juric na ratunek
Władze Southampton misję niemal niemożliwą do wykonania powierzyły Ivanowi Juriciowi. Trenerowi, który znacznie większą wagę przywiązuje do organizacji gry bez piłki i stawia na pressing. O ile jeszcze za kadencji Russella Martina Święci mieli mecze, w których wizualnie sprawiali dobre wrażenie, a płynność konstruowania akcji sugerowała, że jest w tym zespole potencjał (porażka 2:3 z Liverpoolem czy remis 1:1 z Brighton), tak przyjście Juricia zamiast tchnąć w ten zespół nowe życie jeszcze bardziej obniżyło morale. Jedynym spotkaniem, które może utkwić na dłużej w pamięci kibiców w pozytywny sposób jest starcie z Manchesterem United, które i tak przegrali. Zmiana trenera okazała się chybionym pomysłem. Wprawdzie Juric zdobył tyle samo punktów co jego poprzednik w dwóch meczach mniej, natomiast z Russellem Martinem u sterów klub byłby przynajmniej spokojny o miękkie lądowanie w Championship.
"The change from Russell Martin in December just hasn't worked."@GeoffShreeves breaks down how Southampton’s season unraveled and led to the Premier League’s quickest relegation 💔 pic.twitter.com/6XsGb7YfL5
— CBS Sports Golazo ⚽️ (@CBSSportsGolazo) April 6, 2025
Grzechem obu szkoleniowców był również brak stabilizacji w składzie. W tym sezonie Premier League w barwach Southampton wystąpiło aż 34 piłkarzy, co jest najwyższym wynikiem w lidze. Zarówno Russell Martin, jak i Ivan Juric nieustannie szukali najlepszego zestawienia personalnego, nie byli również zdecydowani odnośnie do formacji, w jakiej ma grać zespół. W Southampton panował bałagan, który może tylko przeszkadzać w zdobywaniu punktów.
Southampton nie było gotowe na powrót do Premier League
Premier League to niezwykle wymagające rozgrywki i chcąc się utrzymać w tej lidze, musisz się odpowiednio przygotować. Southampton próbowało wzmocnić się na rynku transferowym, ale z wieloma nabytkami po prostu przestrzeliło. Dobrym wzmocnieniem okazał się 20-letni Matheus Fernandes ze Sportingu, jeszcze bardziej udało się wypromować dwa lata młodszego wychowanka, Tylera Diblinga, natomiast wiele ruchów nie było udanych. Ani Cameron Archer, ani Ben Brereton Diaz nie trafili regularnie do siatki. Aaron Ramsdale nie nawiązał do formy z Arsenalu, a raczej przypominał bramkarza, który spadał z ligi z Sheffield i Bournemouth. Southampton miało też jeden z najmłodszych zespołów w Premier League (średnia wieku wyjściowej jedenastki 25,3 lat; szósta najniższa w lidze). Powierzając młody zespół młodemu trenerowi rozgrywki Premier League okazały się zbyt wysokimi progami dla Świętych.