Na Norweżki w piłce ręcznej nie ma mocnych

Na ostatnich mistrzostwach Europy ziścił się najbardziej prawdopodobny scenariusz. Największe faworytki i jednocześnie obrończynie tytułu Norweżki do swojej kolekcji dołożyły kolejną złotą tarczę. Zwycięstwo na Euro 2024 był dla nich trzecim z rzędu triumfem w najważniejszych rozgrywkach Starego Kontynentu. I wydaje się, że spośród wszystkich trzech ten osiągnięty na halach w Austrii (Norwegia rozgrywała swoje mecze tylko w tym kraju) okazał się najłatwiejszy do sfinalizowania. Zwłaszcza wiedeńska runda finałowa pokazała, że trudno wskazać potencjalnego pretendenta, który w końcu odbierze Håndballjentene europejski prym.

Niezachwiane drugie połowy

Na swojej drodze do finału Euro 2024 Norweżki praktycznie nie miały za bardzo przed sobą większych wyzwań. W fazie wstępnej przewidywalnie rozjechały konkurencje, z której tylko Słowenii udało się nie przegrać aż tak wysoko, bo „tylko” siedmioma golami. W głównej rundzie trafiły na prawdziwe wyzwanie w postaci zespołu Danii, któremu na przestrzeni całego spotkania udawało się trzymać się blisko przeciwniczek. Dunki chociaż przegrały, to udowodniły, że potrafią wrócić do walki z obrończyniami tytułu nawet po mocnym nokaucie. W drugiej połowie podniosły się, kiedy Norwegia prowadziła już 12:17 i wraz z kolejnymi akcjami zniwelowały dystans na 20:21 (sam mecz zakończył się rezultatem Dania 24:27 Norwegia).

REKLAMA

W półfinale drużyna ze Skandynawii trafiła na reprezentację Węgier. Współgospodynie były na tym turnieju powiewem świeżości i największą rewelacją rozgrywek. I na pewno nie można było ich skreślać w pojedynku z tytankami z północy. Zwłaszcza że wspierało je najliczniejsze grono kibiców zebrane w Wiedniu. Jednak już pierwsze minuty z lekka odbierały nadzieje na urzeczywistnienie niespodzianki. Norwegia bardzo szybko zbudowała kilkubramkową przewagę. Węgierkom udało się jeszcze w pierwszej połowie powalczyć (na przerwę schodziły przy wyniku 11:13), lecz wraz z gwizdkiem wznawiającym grę kompletnie im się sytuacja na hali posypała. Nie radziły sobie w defensywie z kolejnymi szarżami Norwegii, a do tego same nie umiały celnie odpowiadać i do tego często były powstrzymywane przez legendarną czterdziestoczteroletnią bramkarkę Katrine Lunde.

Można było śmiało powiedzieć, że zwycięzca był już teoretycznie znany tak na około dwadzieścia minut przed końcem. Jednak mało kto zakładałby, że dość podobny scenariusz będzie miał miejsce w starciu finałowym. Zwłaszcza że pragnące rewanżu Dunki dobrze rozpoczęły spotkanie i dopiero w ostatnich pierwszej części straciły bramkową inicjatywę (12:13). W drugiej natomiast Dania się posypała. Często traciła piłki po niecelnych podaniach, nie finalizowała skutecznie ataków. A do tego od czterdziestej trzeciej minuty musiała grać o jedną zawodniczkę mniej po tym jak Rikke Iversen otrzymała czerwoną kartkę. Wtedy i tak już wszystko wydawało się być praktycznie przesądzone, bowiem Norwegia w momencie przyznania kary Iversen prowadziła już 21:15 i spokojnie zmierzała w kierunku złota.

Dominacji ciąg dalszy

Norwegia wygrywała na Starym Kontynencie aż dziesięciokrotnie. Żadna inna nacja nie jest nawet blisko tej liczby (druga w tabeli wszech czasów Dania ma trzy na koncie). Dodatkowo wydawałoby się, że trzeci tytuł mistrzostw Europy zdobyty pod rząd będzie świeżym wyczynem. Pierwszym w historii kobiecego szczypiorniaka. Jednak w dziejach piłki ręcznej zdarzył się przypadek, w którym jedna reprezentacja zanotowała nieprzerwaną kolejkę aż czterech czempionatów. Tym krajem była… również Norwegia. I udało jej tego dokonać nie aż tak dawno, bo od 2004 do 2010 roku bez pauzy. Zatem za dwa lata staną one przed szansą wyrównania wyniku sprzed lat. Szanse będzie miała bardzo duże. Tym bardziej że ekip, którym mogłaby się udać misja detronizacji, nie jest tak wiele.

Od razu można wymienić Dunki, ale te prawie za każdym razem ponoszą porażki w starciach z Norweżkami. Zawsze istnieje szansa na przełamanie złej serii. Aczkolwiek suche statystyki nie przemawiają za nią. Francja co turniej kręci się wokół trofeów. Do tego na ostatnim Euro nie trafiły na Norwegię. Daje to pola do dyskusji, co by było gdyby Norwegia na Trójkolorowe się natknęła. Paliwa do argumentów za sukcesem Francuzek w bezpośrednim starciu dodaje wynik finału ostatniego mundialu. To właśnie one odebrały norweskim szczypiornistkom złoto mistrzostw świata. Dalej już trudniej kogoś wyłonić jako pretendenta do europejskiego tronu. W ostatnich trzech edycjach Euro do spoza już wymienionej trójki do finałowych gier awansowała drużyna niespodzianka (Węgry, Czarnogóra, Chorwacja). Być może ktoś najmniej spodziewany okaże się bohaterem, który poskromi skandynawską bestię.

Za dwa lata kadra Norwegii będzie oczywiście starsza. Gdyby przełożyć całą kadrę z niedawno rozegranego Euro, to w składzie byłyby tylko cztery zawodniczki poniżej trzydziestego roku życia. Oczywiście jeszcze dużo może się zmienić i trenerowi Thorirowi Hergeirssonowi uda się skompletować nowe perełki do składu. Jego zdolnościom budowniczym trudno wiele zarzucać. Mowa bowiem o człowieku, który zgarnął sześć mistrzostw Europy, trzy mistrzostwa świata i dwa złota olimpijskie. A jeśli nawet nie znajdzie nikogo nowego do drużyny, to raczej też nie będzie tragedii. Specyfika piłki ręcznej pozwala zawodnikom długo zachowywać wysoki poziom pomimo starzenia się. I pewnie szczypiornistkom z Norwegii dodane dwójki specjalnie przeszkadzać nie będą.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,772FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ