Reprezentacja USA po dwóch meczach fazy grupowej ma 2 punkty i aby awansować do fazy pucharowej będą musieli wygrać z Iranem. Ewentualny powrót z Kataru już po fazie grupowej nie będzie jednak przyjęty w kraju jako rozczarowanie. Dla zespołu Gregga Berhaltera obecny mundial ma być przetarciem przed Mistrzostwami Świata w 2026 roku, który Amerykanie zorganizują wspólnie z Kanadą i Meksykiem. To na ten rok docelowo jest budowana reprezentacja. I na razie jest na dobrej drodze.
Młodość
Reprezentacja USA przywiozła do Kataru drugą najmłodszą kadrę ze wszystkich uczestników. Niższą średnią wieku od Amerykanów (25,2 lata) ma tylko Ghana (24,7 lat), która – swoją drogą – od lat wyróżnia się właśnie w tym aspekcie (na MŚ 2018 ich nie było, ale w 2014 byli drugą najmłodszą drużyną, a w 2010 i 2006 – najmłodszą). Średnia wieku wyjściowej jedenastki na mecz z Walią oraz Anglią wynosiła dokładnie 25 lat (była jedna zmiana, ale 22-letniego Sargenta zastąpił 22-letni Wright, więc na średnią wieku nie miało to wpływu). O sile USA stanowią 24-letni Christian Pulisic i Weston McKennie, 23-letni Tyler Adams czy 22-letni Serginio Dest. Średnią wieku zawyża zdecydowanie natomiast 35-letni stoper Tim Ream, a także jego partner ze środka obrony – 29-letni Walker Zimmerman i 28-letni bramkarz Matt Turner.
Teoretycznie 9 z 11 zawodników, którzy na obecny moment tworzą podstawowy skład znajdą się w swoim prime-time podczas mundialu, na którym USA będzie gospodarzem (zakładając, że bramkarze swój najlepszy czas w karierze osiągają później Turner też się tu kwalifikuje). Co więcej, w odwodzie pozostaje sporo perspektywicznych zawodników, co zapewni rywalizację w zespole. W Leeds rozwija się 22-letni Brenden Aaronson, a kilka sezonów ogrania na poziomie seniorskim w Borussi Dortmund ma już 20-letni Giovanni Reyna. W bramce o miejsce będzie z kolei walczył dobrze znany nam Gabriel Slonina. Jedynym problemem może być obsada środka obrony, który już teraz jest wiekowy. Warto obserwować więc rozwój Camerona Cartera-Vickersa, który obecnie gra w Celticu, a ma przeszłość w młodzieżowych drużynach Tottenhamu. Drugim środkowym obrońcą, który ma szansę stać się ważnym ogniwem kadry USA jest Auston Trusty. 24-latka w poprzednim zimowym okienku kupił Arsenal, ale na razie zbiera on doświadczenie w Birmingham.
USA jest zespołem grającym nowocześnie
Perspektywy dotyczące składu to jedno, postawa zespołu na boisku – drugie. A na obecnym mundialu Stany Zjednoczone zaskakują pozytywnie. Z Walią zaimponowali wysokim pressingiem i intensywnością w grze dominując w pierwszej połowie. Pokazali, że potrafią płynnie operować piłką i momentalnie reagować po stracie agresywnie doskakując do rywala. W drugiej połowie Walia wyrównała, ponieważ podopiecznym Berhaltera nie starczyło sił do grania na tak wysokim poziomie intensywności przez cały mecz. Z Anglią pokazali nieco inną twarz. Podchodzili wysoko, ale nie chcieli jak najszybciej odebrać piłki, a skupili się na odcinaniu opcji do zagrania środkowym obrońcom. W efekcie Anglia bardzo rzadko grała przez centrum boiska. Środkowi obrońcy Stones i Maguire łącznie zaliczyli dokładnie dwa razy więcej kontaktów z piłką od dwóch „8-ek” – Mounta i Bellinghama.
Amerykanie są jednym z niewielu zespołów na obecnym mundialu, które w fazie defensywy nie boją się podejść wysokim pressingiem. Piłka reprezentacyjna rozwija się nieco wolniej od tej klubowej, więc możemy spróbować przewidzieć przyszłe trendy. Zakładamy więc, że na następnych Mistrzostwach Świata nacisk na wysoki pressing i rozgrywanie piłki od tyłu będzie już większy. Reprezentacja USA powinna być do tego dobrze przygotowana, ponieważ już teraz gra w dość nowoczesnym stylu. Ponadto wielu zawodników gra w mocnych, europejskich klubach, a krajowa liga MLS starannie przygotowuje kolejnych piłkarzy do wyjazdu za granicę pod kątem intensywności.
Mądry trener
Choć dla selekcjonerów czas nie płynie tak szybko, jak dla trenerów klubowych to nie można teraz z przekonaniem zakładać, że Gregg Berhalter poprowadzi reprezentację USA na MŚ 2026. Niemniej jednak, praca 49-latka wygląda obiecująco. Jego zespół w dwóch dotychczasowych meczach mundialu potrafił zagrać z innym nastawieniem (o czym pisaliśmy już wcześniej) i w obu przypadkach był chwalony przez obserwatorów. Gregg Berhalter dostosował też ustawienie do rywala. O ile z Walią zakładali pressing w systemie 4-3-3, tak z Anglią przeszli na 4-4-2, gdzie Weah dołączał do Wrighta w pierwszej linii, a McKennie przesuwał się na prawy bok pomocy.
W fazie posiadania piłki również widać rękę trenera. Prawy obrońca Sergino Dest odpowiada za rozegranie zostając głębiej, a po drugiej stronie wysoko gra Antonee Robinson, któremu korytarz przy linii tworzy schodzący do środka Christian Pulisic. Oglądając Amerykanów można odnieść wrażenie, że takie role sprzyjają poszczególnym zawodnikom. USA ma więc wiele czynników, aby do Mistrzostw Świata na własnym terenie podchodzić jako o wiele silniejszy zespół. Perspektywiczny skład, który za 4 lata będzie w sile wieku, coraz więcej zawodników grających na wysokim poziomie i mądry selekcjoner. Kadra USA zmierza w dobrym kierunku, w szybkim tempie i ma spore możliwości. W kraju mogą z optymizmem wyczekiwać na kolejny mundial.