Jak oceniać letnie okienko transferowe w wykonaniu Bayernu Monachium? Na bieżąco analizowaliśmy je przez kilka ostatnich tygodni. Z Bawarczykami łączono kilkudziesięciu piłkarzy, pojawiły się setki plotek wskazujących na potencjalne transfery. Ostatecznie Thomas Tuchel dostał ciekawe grono znaczących wzmocnień, pożegnał także kilka znanych twarzy. Czy udało się spełnić postawione cele? Co można było zrobić lepiej, a za co Bayern możemy dzisiaj chwalić?
Cel nr 1 – zrealizowany!
Oczywistym celem Bayernu było sprowadzenie klasowego środkowego napastnika. Stosunkowo wcześnie uznano, że najlepszym rozwiązaniem będzie Harry Kane. Negocjacje nie były łatwe, ale zakończyły się na pozyskaniu jednego z najlepszych snajperów świata. 100 milionów euro to kwota, którą od początku wskazywano jako granica, którą należy osiągnąć, by Tottenham zgodził się na sprzedaż Anglika. Rozmowy były o tyle kuriozalne, że każda ze stron doskonale zdawała sobie sprawę z oczekiwań drugiej. Mimo to marnowano czas na propozycje z miejsca odrzucane przez Daniela Levy’ego. Bayern miał zapłacić 100 milionów euro i… tyle właśnie zapłacił. To, co było oczywiste od początku, zaskakująco rozwlekano przez długie tygodnie.
Dlaczego akurat Kane? Wydaje się, że Bawarczycy nie tylko zamierzali sprowadzić klasowego snajpera, ale dać sygnał reszcie świata — stać nas na czołowego piłkarza planety. W ostatnich sezonach coraz częściej przedstawiano Bayern jako wielki klub, ale nie tak wielki jak Real Madryt czy Barcelona. Piłkarze tacy jak David Alaba czy Robert Lewandowski cieszyli się świetnymi kontraktami w Monachium, ale chcieli czegoś więcej. Wizerunek monachijczyków mocno na tym ucierpiał i trzeba go było poprawić. Bayern musiał pokazać, że może równać się z hiszpańskimi gigantami — płacąc kwotę, która przekraczała wcześniejszą „spokojną” politykę transferową. Pamiętamy przecież, że w czasach koronawirusa przedstawiciele klubu nierzadko szydzili z angielskich czy hiszpańskich klubów, wyśmiewając ich nielogiczne i przepłacone transfery. Dziś sami poszli „po bandzie” kontraktując Kane’a, mimo że za 12 miesięcy mogli go przejąć za darmo.
50 milionów euro kosztował Min-jae Kim. Zakup Koreańczyka oceniamy bardzo pozytywnie, chociaż na starcie sezonu nie wygląda tak dobrze jak mogliśmy się tego spodziewać. Warto jednak poczekać jak będzie prezentować się, gdy złapie rytm meczowy. Trzecim (i ostatnim) transferem gotówkowym jest Daniel Peretz – młody izraelski golkiper. Te trzy wzmocnienia kosztowały łącznie 155 milionów euro. Na sprzedanych zawodnikach zarobiono z kolei… 173.25 miliona euro!
Z innych transferów – w klubie pojawili się również Konrad Laimer oraz Raphaël Guerreiro. Ten drugi nie jest jeszcze gotowy do gry, Laimer zaś coraz bardziej zbliża się do szufladki z napisem „zapchajdziura”. Niemieckie media wskazują, że środkowy pomocnik z konieczności może nawet wylądować na prawej obronie.
Finansowo udało się wszystko doskonale spiąć
Paradoksalnie taki scenariusz przewidywaliśmy jeszcze w końcówce ubiegłego sezonu. Niemieckie media wielokrotnie sugerowały, że Bayern wyda tyle ile zdoła zarobić. W klubie nie blokowano sprzedaży żadnego z graczy, którzy preferowali zmianę otoczenia, finalnie godząc się na odejście Pavarda, Gravenbercha czy Hernandeza. Polityka „nikogo nie zatrzymujemy na siłę” nie jest zła, szczególnie że dała potężne środki do budżetu. Nie musimy długo analizować, by stwierdzić, że Harry Kane będzie bardziej przydatny niż Lucas Hernandez sprzedany do PSG.
Tuchel chciał zmian i zmiany dostał. Nie było to jednak szaleństwo na zasadzie „rzucamy 150 milionów euro na transfery”. Bayern rzeczywiście wydał dużo, ALE jeszcze więcej zarobił. Z ekonomicznego punktu widzenia, plan został idealnie zrealizowany. Monachijczycy jednocześnie rozbili bank, ale i zapanowali nad właściwym bilansem zysków i strat.
Nie udało się sprowadzić prawego obrońcy oraz środkowego pomocnika, a przynajmniej takie jest odczucie po nieszczęsnym finiszu okienka. Brak transferu Palhinhi to mieszanka pecha i braku szybszego działania ze strony Bayernu. Czekając do ostatnich godzin okienka transferowego, można przecież spodziewać się, że coś może się posypać. Tak właśnie stało się w tym przypadku. Dodajmy jednak, że gdyby Bawarczycy wydali 50-60 milionów euro na sprowadzenie Portugalczyka, bilans finansowy byłby ujemny, ale też nie możemy mówić o dużej różnicy. Wydaje się jednak, że decyzja o pozyskaniu 28-latka z Fulham zamknęła rozmowy o transferze prawego obrońcy.
Bella-Kotchap? Nie, to była historia, która żyła głównie w doniesieniach medialnych. Nie żartujmy sobie, że PSV Eindhoven wywalczyło lepsze warunki i pokonało w negocjacjach Bayern Monachium. Gdyby Bawarczykom naprawdę zależało – znaleźliby odpowiednie rozwiązanie. To tak jak z kwestią znalezienia nowego bramkarza. Czy rzeczywiście musieli zostawać z samym Svenem Ulreichem i mocno anonimowym Peretzem? Naszym zdaniem to była jedynie pozorowana nieroztropność. Bayern wiedział co robi. Nie bił się o pozyskanie prawego obrońcy „za wszelką cenę” i tak samo wybrał jedynie zmiennika dla Ulreicha „po taniości”.
Młodzież przeganiana z klubu
Na duży minus zapisujemy brak pomysłu na młodzież. Bawarczycy jednego dnia wychwalają golkiperów z zespołów młodzieżowych, drugiego sprowadzają bramkarza z Maccabi Tel Aviv. Powtarzają, że Paul Wanner i Arijon Ibrahimović to wielkie talenty, a następnie odsyłają na wypożyczenia. Gdy trenerem zespołu był jeszcze Hansi Flick, proponowano koncepcję wprowadzania jednego prospekta co sezon. Obecny selekcjoner kadry Niemiec odważył się postawić na Jamala Musialę – i był to strzał w dziesiątkę. Gdyby dziś Jamal miał przebijać się do składu, pewnie najpierw byłby oddany na wypożyczenie. Oczywiście, nie każdy młodziak nadaje się do wielkiego futbolu, ale ci „młodzi, wielce utalentowani” zazwyczaj w ogóle nie są traktowani poważnie. Tak na marginesie, jedynie Peretz jest piłkarzem poniżej 26 roku życia, który latem trafił do Monachium. Thomas Tuchel dostał doraźne wzmocnienia, bowiem 30-letni Kane nie ma przed sobą kolejnej dekady gry w piłkę.
Bawarczycy zrealizowali większość założeń
Zarobili ile się dało na zawodnikach, którzy i tak chcieli odejść. Mają nową „9”, sprowadzili „najlepszego obrońcę Serie A”. Wielka letnia rewolucja nie była tak wielka jak zapowiadano, ale to akurat dobrze dla zespołu Thomasa Tuchela. Nie postawiono na radykalne zmiany, a wzmocnienie najbardziej newralgicznych pozycji. Wysypał się transfer Palhinhi, który miał zamknąć okienko. Z drugiej strony – Bayern miał w tej sytuacji pecha, a szczęście uśmiechnęło się do nich, gdy Tottenham odpuścił blokowanie sprzedaży Kane’a. W futbolu nie wszystko można przewidzieć i oba transfery mogły potoczyć się zupełnie inaczej.
Inna kwestia, że letnie okienko nie jest rozwiązaniem wszystkich niejasnych kwestii. Niektórzy zawodnicy dostali drugie szanse, nawet Manuel Neuer otrzymał kredyt zaufania, który przejawił się brakiem transferu mocniejszego golkipera. Tuchel przewietrzył skład, ale bez drastycznych cięć. To może się udać — jeśli Kane i Kim zostaną dobrze wkomponowani w resztę składu. Pamiętajmy przecież o tym, że Bawarczycy do momentu rozstania z Julianem Nagelsmannem uchodzili za jednego z murowanych kandydatów do wygrania Champions League. Rolą Tuchela powinna być więc ewolucja, a nie bezmyślna rewolucja. Letnie okienko zdaje się to potwierdzać.