Bianconeri mieli za sobą fatalną passę pięciu kolejnych meczów bez zwycięstwa. Juve odzyskało niedawno utracone wcześniej na rzecz kary 15 punktów, dzięki czemu klub z Turynu znów liczy się w walce o Ligę Mistrzów. Ligowa konkurencja jednak nie śpi, a chociaż walka o LM we Włoszech przypomina nieco bardziej wyścig żółwi, Juventus musiał dziś wygrać, jeśli chciał chociaż na chwilę odetchnąć z ulgą.
Bardzo dobra pierwsza połowa
Obie drużyny od samego początku nie zamierzały grać w piłkarskie szachy. Lecce trafiło do siatki rywali już w 3. minucie, ale po analizie VAR bramka Ceesaya nie została uznana, gdyż gracz był na minimalnym spalonym. Juve dostało zatem cios ostrzegawczy, który musiał wybudzić ich z początkowej śpiączki. To podziałało na gospodarzy, którzy powoli zaczęli łapać swój rytm.
Już w 15. minucie gola na 1:0 dla Juve zdobył Paredes. Zawodnik przez pierwszy kwadrans grał bardzo niepewnie, ale piękna bramka z rzutu wolnego dodała mu sporo pewności siebie. Chwilę później bramkę po pięknej akcji zdobył Miretti, ale i tym razem interweniował VAR, który cofnął drugą bramkę zawodników Allegriego. Biało-czarni kontrolowali przebieg meczu, a nic nie wskazywało na to, żeby coś miało się zmienić.
Niespodziewanie w 36. minucie goście otrzymali prezent w postaci rzutu karnego. Wojtek Szczęsny zdołał wyczuć intencje strzelca, ale Ceesay uderzył za mocno, przez co na tablicy wyników znów widniał remis. Ten nie utrzymywał się za długo, gdyż ledwie sześć minut później na ponowne prowadzenie gospodarzy wyprowadził Vlahović. Do końca pierwszej połowy nic się już nie działo, a Juve mogło schodzić do szatni znacznie spokojniejsze.
Niewykorzystane sytuacje (nie)lubią się mścić
Mimo prowadzenia, gospodarze bardzo średnio weszli w drugą połowę. Lecce powoli łapało wiatr w żagle, a dobry wynik przez długą część spotkania Juventus zawdzięczał szczęściu, oraz bardzo dobrej dyspozycji Wojciecha Szczęsnego. Sam Ceesay, strzelec bramki dla gości zmarnował co najmniej dwie świetnie okazje do wyrównania stanu rywalizacji. Gospodarze próbowali się odgryzać wyprowadzając groźne kontry, ale przez zdecydowaną większość czasu grali na trybie ekonomicznym. Gdyby Lecce wyrównało, pretensje mogliby mieć tylko do siebie.
Tak się jednak nie stało, a mimo sporej liczby sytuacji oraz zdecydowanej przewadze gości w końcowym fragmencie meczu, kibice zebrani na Allianz Stadium nie oglądali więcej bramek. Juventus dociągnął korzystny wynik do końca, dzięki czemu ze spokojem będzie mógł oglądać resztę wydarzeń 33. kolejki Serie A. Dla polskich kibiców warty do odnotowania jest również fakt, że Arkadiusz Milik mimo bramki w ostatnim starciu z Bologną dziś nawet nie podniósł się z ławki rezerwowych.
Z przebiegu pojedynku Lecce wcale nie zasługiwało na porażkę, ale piłka nożna nie zawsze jest w stu procentach sprawiedliwa. Juventus wykorzystał swoje sytuacje i nie pozwolił wbić swoim rywalom drugiej bramki, dzięki czemu przełamał bardzo niekorzystną dla siebie passę. Goście mają aktualnie cztery punkty przewagi nad strefą spadkową, ale utrzymanie we włoskiej elicie wcale nie jest dla nich pewne. Na koniec sezonu ewentualnych punktów po tak solidnie rozegranych spotkaniach może im zabraknąć.