Rok 2024 reprezentacja Polski zakończyła w smutnych nastrojach. Podczas listopadowego zgrupowania najpierw przegraliśmy na wyjeździe z Portugalią 1:5, a w kluczowym meczu dającym przepustkę do barażu o utrzymanie w dywizji A Ligi Narodów przegraliśmy na Stadionie Narodowym ze Szkocją (1:2) osuwając się na ostatnie miejsce w grupie i spadając bezpośrednio do niższej dywizji. Co dwa kolejne spotkania powiedziały nam o kadrze? Czy Michał Probierz wie dokąd zmierza jego zespół?
Łukasz Skorupski powinien być pierwszym bramkarzem w eliminacjach Mistrzostw Świata
Po zakończeniu kariery przez Wojciecha Szczęsnego na jego następcę szykowano Łukasza Skorupskiego. To on był „dwójką” w reprezentacji od odejścia Łukasza Fabiańskiego. To on dostał szansę w meczu z Francją na EURO, gdy nie mieliśmy już szans na wyjście z grupy i spisał się świetnie. Michał Probierz uznał jednak, że Liga Narodów to dobry okres, aby wyłonić podstawowego golkipera kadry na podstawie kilku spotkań. Połowę meczów w wyjściowym składzie zagrał Skorupski, a połowę – Marcin Bułka.
Łukasz Skorupski 👏 Gdyby nie on, Szkoci mogliby prowadzić już wcześniej… pic.twitter.com/quRffWF7DA
— TVP SPORT (@sport_tvppl) November 18, 2024
Jeśli mamy ocenić, który z golkiperów spisał się lepiej w meczach Ligi Narodów to bez wahania wskazujemy na gracza Bolognii. Skorupski bronił na wysokim poziomie, do którego przyzwyczaił w czasie nielicznych meczów, w których dostawał okazję do gry jeszcze w erze Wojciecha Szczęsnego. Bułka między słupkami spisywał się natomiast trochę gorzej. W przeciwieństwie do „Skorupa” – trudno przypomnieć sobie jego interwencje, którymi ratował nas przed stratą bramki. Przeciwko Szkocji w pierwszym meczu Ligi Narodów był niepewny, a w meczach z Chorwacją i Portugalią zdarzały się bramki, przy których mógł zrobić więcej. Zdziwimy się, jeśli Łukasz Skorupski nie będzie „jedynką” w meczach eliminacyjnych Mistrzostw Świata.
Nie możemy grać bez nominalnego defensywnego pomocnika
Poszukiwanie defensywnego pomocnika do reprezentacji Polski to proces trwający już od zakończenia Mistrzostw Świata w Katarze. Michał Probierz testował wiele nazwisk, a w tej edycji Ligi Narodów w czterech meczach postanowił ustawiać na pozycji nr 6 zawodnika o charakterystyce bardziej ofensywnej. Na wrześniowym zgrupowaniu sprawdzany był tam Piotr Zieliński. W październiku z Chorwacją na „6-tce” zagrał Jakub Moder i ten wariant selekcjoner powtórzył w poniedziałkowym meczu ze Szkocją, natomiast wycofał się z niego po 45 minutach wprowadzając w miejsce pomocnika Brighton Bartosza Slisza.
Dlaczego Jakub Moder nie powinien grać na szóstce?
— Pilox (@PiloxLP) November 18, 2024
Dlatego:#POLSCO pic.twitter.com/AXcNKdkEUr
Listopadowe zgrupowanie było kolejnym dowodem, że lepiej na pozycji defensywnego pomocnika mieć piłkarza o mniejszym potencjale, ale rozumiejącego tę rolę niż zawodnika z większymi umiejętnościami, który nie jest przyzwyczajony do gry na „6-tce”. W meczu z Portugalią bardzo dobrze – zwłaszcza w pierwszej połowie zanim zmieniliśmy ustawienie – zadania oczekiwane od piłkarza na tej pozycji wypełniał Taras Romanczuk i prawdopodobnie pomocnik Jagiellonii zagrałby również ze Szkocją, gdyby nie uraz. Reprezentacja Polski musi mieć nominalnego defensywnego pomocnika, aby balans pomiędzy atakiem, a obroną nie był za bardzo zaburzony.
Michał Probierz zaburzył balans pomiędzy ofensywą, a defensywą
Płynnie przechodzimy do kolejnego wniosku, który dotyczy wspomnianej wyżej równowagi pomiędzy działaniami ofensywnymi, a defensywnymi. W poprzednich latach – zwłaszcza za kadencji innych polskich selekcjonerów, Jerzego Brzęczka i Czesława Michniewicza – opinia publiczna narzekała na zbyt defensywną i bojaźliwą grę. Michał Probierz, trochę wbrew swojej naturze, postanowił to zmienić. Patrząc na charakterystykę graczy, którzy stanowią teraz o sile reprezentacji Polski (Zieliński, Lewandowski, Szymański, Zalewski czy Urbański) jest to decyzja zrozumiała, natomiast selekcjoner w swojej ofensywnej wizji poszedł naszym zdaniem o krok za daleko.
Gdy po meczu z Portugalią nasiliły się głosy, że nastawienie jest za bardzo ofensywne, Probierz na mecz, który wystarczyło zremisować, a ewentualne zwycięstwo nie dałoby nam nic więcej w tabeli zestawił zespół jeszcze bardziej ofensywnie. Gdyby dziesięciu zawodników z pola podzielić na „bardziej ofensywnych” i „bardziej defensywnych” to do tej drugiej grupy zaliczylibyśmy tylko środkowych obrońców – Walukiewicza, Piątkowskiego i Kiwiora. Obserwując grę reprezentacji Polski bardzo dobrze widać zmianę podejścia. Trudno przypomnieć sobie kiedy reprezentacja Polski ostatni raz miała taką łatwość w tworzeniu sytuacji lub wprowadzaniu piłki w pole karne przeciwnika w ataku pozycyjnym, ale zarazem trzeba daleko wracać pamięcią, aby osadzić w czasie okres, w którym broniliśmy gorzej niż obecnie. W tym przypadku tworzenie sytuacji kosztem gorszej defensywy nie jest warte świeczki.
Reprezentacja Polski płaci najwyższą cenę za momenty, kiedy brakuje im odwagi
Odwaga to jedno z najczęściej odmienianych przez przypadki słów w kontekście reprezentacji Michała Probierza. Selekcjoner od początku chce, aby jego piłkarze grali odważnie i zaczęło się to nawet przekładać na boisko. Można jednak odnieść wrażenie, jakby selekcjoner w trakcie spotkania cały czas bił się z myślami czy tak ryzykowny sposób gry jest na pewno odpowiedni dla kadry, a z tyłu głowy jego natura podpowiadałaby mu, że najważniejszą posadę w polskim futbolu otrzymał będąc trenerem, który kosztem odwagi wpajał piłkarzom odpowiedzialność i unikanie błędów.
Są we mnie dwa wilki.
— Michał Zachodny (@mzachodny) November 18, 2024
Jeden mówi, że ostatni kwadrans bez naszej gry i zejście do niskiej obrony to wyraz braku odwagi, a drugi, że przy takiej grze w obronie to oddanie się jej, liczenie na efekt było wręcz brawurową odwagą.
Najgorsze momenty kadry Michała Probierza to te, w których piłkarzom tej odwagi zaczyna brakować. Selekcjoner nie może w tym przypadku zrzucać winy na zawodników i ich brak wiary, ponieważ w spotkaniu z Portugalią sam dokonał zmiany, która miała zneutralizować najmocniejszą stronę przeciwnika jednocześnie nastawiając zespół na obniżenie ustawienia bliżej własnej bramki. W drugiej połowie na Estadio do Dragao zabrakło nam odwagi i dobra pierwsza odsłona poszła w zapomnienie. W meczu ze Szkocją o odwadze zapomnieliśmy pod koniec spotkania, a sposób, w jaki straciliśmy decydującego gola w doliczonym czasie gry tylko to potwierdzał. Zespół Michała Probierza rozsądnie cofnął się na własną połowę, aby dowieźć remis do końca, ale że bronić nie potrafi to misja zakończyła się niepowodzeniem. Reprezentacja Polski potrafi grać odważnie, ale selekcjoner musi nauczyć tą drużynę grać także rozważnie.
Michał Probierz musi poprawić zarządzanie meczem
W obu listopadowych meczach reprezentacja Polski miała niezłe fragmenty, ale wraz z upływającym czasem mogliśmy być coraz mniej zadowoleni z gry naszego zespołu. Zmiany Michała Probierza zamiast pomagać to pogarszały grę reprezentacji Polski. Z Portugalią po dobrej pierwszej połowie selekcjoner zmienił ustawienie na 5-4-1 wprowadzając Dominika Marczuka za Mateusza Bogusza, przez co oddaliśmy rywalom kontrolę nad meczem. Następnie Michał Probierz testował jeszcze ustawienia z czwórką obrońców (4-4-2 i 4-5-1), co wprowadziło jeszcze większy chaos w szeregi drużyny.
W meczu z Portugalią Michał Probierz zastosował aż cztery różne ustawienia w defensywie. Jakie dokładnie i w których fragmentach meczu je zmieniał? Uporzadkujmy to, bo media trochę wprowadzają w błąd w tym temacie.
— Football Info (@football_inf0) November 17, 2024
▪️ Ustawienie 5-3-2
W ten sposób rozpoczęliśmy mecz i graliśmy… pic.twitter.com/StT08nKdRi
W spotkaniu ze Szkocją nasza kadra stwarzała sporo sytuacji, ale przestała to robić, gdy z boiska zszedł Jakub Kamiński. Po strzelonym golu Kamila Piątkowskiego można było odnieść wrażenie, że na tym nie chcemy poprzestać, natomaist zmiana w 63. minucie ograniczyła nasze możliwości ofensywne. Kamiński musiał zejść z boiska, ponieważ – jak sam mówił w rozmowie z TVP – „poczuł mięsień dwugłowy”. Za niego wszedł Tymoteusz Puchacz, a Nicola Zalewski został przesunięty na prawe wahadło (choć kilka minut wcześniej już zamienili się stronami z Kamińskim). Wahadłowi do momentu zmiany byli wyróżniającymi się postaciami na boisku. Obaj zanotowali po cztery udane dryblingi (najwięcej z naszego zespołu), natomiast po zmianach – łącznie żadnego. Puchacz nie potrafił dodać jakości w ofensywie, a Zalewski nie czuł się komfortowo na prawej flance. W efekcie po tej zmianie oddaliśmy tylko jeden strzał – w 65. minucie. Przez ostatnie pół godziny ani razu nie spróbowaliśmy pokonać bramkarza Szkotów, Craiga Gordona.