Wokół Matty’ego Casha zrobiła się naprawdę duża, wyimaginowana bańka. Polacy kochają upatrywać idealny scenariusz, by następnie trochę ponarzekać, gdy jednak coś nie pójdzie po ich pierowtnej myśli. Pompowanie balonika? Tak naprawdę od pierwszej informacji o tym, że Cash chce grać z orzełkiem na piersi. W końcu mówimy o zawodniku z angielskiej Premier League, który zdaniem wielu musi być czołową postacią, tuż obok Lewandowskiego, w kadrze. Otóż nie, wcale nie musi i nie jest powiedziane, że będzie.
Nie zrozumcie mnie źle. Sam byłem i dalej jestem zwolennikiem pomysłu, w którym Matty Cash wybiega na Stadion Narodowy w biało-czerwonych barwach. Problem w tym, że niektórzy zdążyli już odlecieć w stan nieważkości, mimo że chłopak nawet nie zadebiutował. No bo po co podchodzić do tematu z pokorą?
Matty Cash w tym sezonie rozegrał 12 na 13 możliwych spotkań, co może napawać sporym optymizmem. Gra wszystko od deski do deski. Udało mu się nawet zdobyć fantastycznego gola, który był już prezentowany w każdym serwisie piłkarskim w tym kraju. Wiecie, coś z rodzaju — tak strzela przyszły reprezentant Polski.
Stawiany w jak najlepszym świetle. Mimo wszystko w ten sposób bym to właśnie ujął. Wiem, jest to dość niepopularna opinia, ale dziennikarstwo nigdy nie ograniczało się do rzucania populizmami na prawo i na lewo czy bezmyślnego podążania za tłumem. Prócz wyżej przedstawionej bramki (która była świetna i musimy mu to oddać) oraz regularnej gry w Premier League — prawda jest taka, że Matty Cash nie zachwyca w obecnym sezonie aż tak bardzo, jak niektórzy próbują nam to usilnie wmówić. Prawda jest taka, że jest daleki od wymarzonej formy, podobnie jego klub, który plasuje się tuż nad strefą spadkową. Mam wrażenie, że o tym już się z kolei nie mówi. Do czego zmierzam…
Najzwyczajniej w świecie nie wierzę w wizję, w której Cash ot tak wskoczy do reprezentacji Polski i zacznie grać w niej pierwsze skrzypce. Może okazać się ważną częścią tej drużyny, gdy zgra się z nowymi kolegami oraz odnajdzie w taktyce Paulo Sousy. Tylko nie oczekujmy od niego nie wiadomo czego. Przecież gdyby gość był aż tak genialny, to przynajmniej wystąpiłaby propozycja powołania od trenera Anglików, a owej nigdy nie było. Nie zdziwi mnie sytuacja, w której jego debiut nie okaże się tym z rodzaju perfekcyjnych historii, a na początku będzie przegrywał rywalizację np. z Bartkiem Bereszyńskim.
Szczerze, Matty wydaje się w porządku facetem z dystansem do siebie. Ma umiejętności, które potrafi pokazać nie tylko na treningach. Czego więc się obawiam? To proste — że przestanie być tolerowany, tak szybko, jak zaczął być kochany. Droga z czołowej pozycji do tej straconej jest bardzo krótka, zwłaszcza gdy mówimy o polskiej mentalności, a na ten moment mało kto stąpa twardo po ziemi z myślami o dyspozycji Casha.