MAMY TO! POLSCY SIATKARZE MISTRZAMI EUROPY!

O drugie mistrzostwo Europy w historii przyszło nam zmierzyć się z Włochami. Nie będzie raczej kontrowersji jeśli napiszę, że spotkały się nie tylko najlepsze drużyny w Europie, ale i na świecie. Przecież w końcu rok temu na naszej ziemi Polacy przegrali z Włochami 3:1. Różnie w ostatnim czasie toczyły się starcia obu tych zespołów. W Lidze Narodów górą byli biało-czerwoni. W Memoriale Huberta Wagnera to Włosi odnieśli zwycięstwo. Chcieliśmy zrewanżować się Włochom za zeszłoroczny finał mistrzostw świata rozgrywany na naszej ziemi. Pragnęliśmy zemsty, a okazję mieliśmy tym pikantniejszą, ponieważ finał odbywał się w Rzymie.

REKLAMA

Mistrzowski spokój

Od samego początku spotkania można było odnieść wrażenie, że Włosi są bardzo zestresowani. Nie potrafili przyjąć naszej zagrywki. Uciekały im łatwe punkty. Często zderzali się z naszym blokiem, a słabe przyjęcie skutkowało graniem sytuacyjnych piłek. Pierwszy set był partią kontrolowaną przez Polaków od początku do końca. Udało nam się odskoczyć na kilka punktów dzięki zagrywkom Norberta Hubera czy Wilfredo Leona. Nie dawaliśmy Włochom wytchnienia i graliśmy swoją siatkówkę. Widać było w naszym graniu spokój połączony z luzem. Wychodziło nam niemal wszystko, a nasze braki jak chociażby słabszy dzień Łukasza Kaczmarka potrafiliśmy świetnie zamaskować. Górował w naszej grze blok i zagrywka, czyli tak naprawdę fundamenty, bez których nie da się wygrać meczu.

Prezentowaliśmy się bardzo dobrze. Byliśmy skoncentrowani na każdej piłce. Włosi w drugim secie grali trochę inaczej niż na początku spotkania. Robili wszystko, żeby nie udało nam się uciec. Udało im się tylko do połowy seta. Osiągnęliśmy w połowie seta przewagę trzech/czterech punktów co jak najbardziej wystarcza na takim poziomie. W końcówce obu setów mogliśmy sobie pozwolić na lekkie obniżenie lotów. Włosi nie byli w stanie nas dogonić. Wyłączaliśmy ich największe atuty, a sami sobie nie pomagali. Marnowali wiele zagrywek oraz popełniali proste błędy. Gubili się w najprostszych akcjach, a my to znakomicie wykorzystywaliśmy. Szliśmy jak po swoje i postawiliśmy swoich rywali pod ścianą. Prowadziliśmy 2:0 i jedyne co nam pozostawało to domknąć całą rywalizację. Dodatkowo mieliśmy bufor bezpieczeństwa. Złoto mistrzostw Europy po dwóch wygranych setach było już na wyciągnięcie ręki.

Mamy to!

Włosi w trzecim secie rzucili wszystko na szalę, co mieli najlepszego. Wiedzieli, że nie mają już tak naprawdę nic do stracenia. Od samego początku trzeciego seta wrzucili wyższy bieg i próbowali się odgryzać. Jednak po serii kilku ciosów z ich strony obudziliśmy się ze snu i robiliśmy wszystko, aby pierw odrobić straty, a następnie zamknąć ten mecz w trzech setach. Ciągle graliśmy swoje. Szliśmy na całość w ataku i przede wszystkim w zagrywce. Zaczął się przebudzać Łukasz Kaczmarek. A Włosi również szli na 100% w elemencie zagrywki, lecz nie robiły one takiej przewagi co u nas. Dalej wyglądali w kluczowych momentach na spiętych. Naszym zadaniem w tym trzecim secie, aby nie pozwolić Włochom uwierzyć, że mogą oni do tego spotkania wrócić. Jeśli dalibyśmy im tlen, moglibyśmy sobie narobić tylko niepotrzebnych kłopotów.

Wygraliśmy to swoją jakością, spokojem i wyrachowaniem. Byliśmy w tym meczu lepsi w każdym elemencie. Nie wyszliśmy na mecz spięci jak Włosi. Funkcjonowaliśmy świetnie w zagrywce i bloku. Trzymaliśmy przyjęcie i znakomicie niwelowaliśmy jakiekolwiek atuty swoich rywali, wyłączając z ich grania jakąkolwiek pewność siebie, przez co popełniali momentami szkolne błędy. W wielu momentach tego spotkania pogrążaliśmy swoich rywali. Byliśmy po prostu lepsi, co pokazuje wynik tego spotkania.

Zdobyliśmy drugie w historii mistrzostwo Europy, pierwsze od 14 lat. I to na włoskiej ziemi! Wzięliśmy rewanż za finał ostatnich mistrzostw świata. Cytując klasyka „Mamy to!”. Sami sobie to wyrwaliśmy i możemy z wielką radością wykrzyczeć: JESTEŚMY MISTRZAMI EUROPY.

Włochy — Polska 0:3 (20:25, 21:25, 23:25)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,609FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ