Jestem ambitnym Trenerem i za cel postawiłem sobie awans do play-offów. Na ten moment plany mocno komplikuje kontuzja Jeana Carlosa, który był absolutnie kluczową postacią drużyny. Nie będzie łatwo go zastąpić, ale naszym celem pozostaje miejsce w pierwszej ósemce. Mam ambitną drużynę, która na parkiecie będzie chciała udowodnić swoją wartość. – tak przed rozpoczęciem obecnych rozgrywek FOGO Futsal Ekstraklasy Maciej Karczyński wypowiadał się w rozmowie z Łukaszem Abramczykiem. Szybko okazało się jednak, że rzeczywistość jest brutalna, a prowadzony przez niego klub – AZS UW DARKOMP Wilanów – zamiast o awans do play-offów, walczy o utrzymanie. W rozmowie z trenerem AZS-u, a także wieloletnim Prezesem założonej przez niego Pogoni 04′ Szczecin, byłym Prezesem Futsal Ekstraklasy i rzecznikiem prasowym Policji, ABW czy Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska nie zabrakło pytań o aktualną sytuację klubu, powrotów do przeszłości, a także planów na sportową i osobistą przyszłość.
FILIP BUJAKOWSKI: Nie sposób nie zacząć od tego, jak do tej pory wygląda sezon 2024/2025 dla AZS-u UW DARKOMP Wilanów. 14 meczów, zaledwie 4 punkty i bilans bramek -45. Nie tak to miało wyglądać, narracja i oczekiwania były zupełnie inne.
MACIEJ KARCZYŃSKI: Jestem tymi wynikami zaskoczony, ponieważ można powiedzieć że od 10 lat pracy w AZS-ie mam najlepszą kadrę, złożoną także z piłkarzy zagranicznych. Niestety życie pokazuje, że jest brutalne. Kontuzja Jeana Carlosa – motoru tego samochodu, który miał pędzić ku górze tabeli – oraz uraz Moustaphy Diakite to główne powody, dla których teraz borykamy się z tymi problemami. Można powiedzieć, że sprawdza się dla nas najczarniejszy scenariusz. Mamy najmłodszą kadrę w całej FOGO Futsal Ekstraklasie. Mamy w naszej ekipie fajnych chłopaków, ale to gracze z niższych lig. Brakuje im doświadczenia i często po prostu sobie z tym nie radzą. Ja też nie ukrywam, że sam sobie z tą sytuacją nie radzę, i to z kilku powodów. Brakuje mi takiego playmakera, lidera, który pociągnie ten zespół. Dochodzą do tego bariery językowe, a także wartość dzisiejszej Ekstraklasy, która jest bardzo wysoka. Na tym tle po prostu wypadamy słabo.
Wspomniał Pan o tych dwóch kontuzjach, które pokrzyżowały Wam plany. Gdy zabrakło Carlosa i Diakite, ich brak okazał się ogromnym ciosem dla zespołu. Czy dało się temu zapobiec i nie uzależniać się od ich obecności w składzie?
Wydaje mi się że największą stratą jest brak Jeana Carlosa. Futsal jest niewdzięczną dyscypliną, bo gramy tylko w czwórkę graczy w polu. Jak z boiska piłkarskiego zdejmiemy nawet Messiego, to jego brak nie będzie aż tak zauważalny, jak absencja ważnego zawodnika w futsalu. Uważam jednak, że to nie jest do końca dobre wytłumaczenie. Sport jest bowiem kontuzjogenny i z potencjalnymi urazami zawsze trzeba się liczyć. Zaskoczyło mnie raczej to, że nasi nowi zawodnicy z zagranicy nie udźwignęli spoczywającej na nich odpowiedzialności. Żeby była jasność, widzę też problem w sobie. W przeszłości odnosiłem jednak mnóstwo sukcesów nawet w mniej sprzyjających warunkach, a teraz coś zdecydowanie nie idzie.
Uważam że gramy fajnie, ale to nie jazda figurowa. Nikt nie daje punktów za styl, liczy się to co w sieci. My obecnie strzelamy mało bramek, mamy też braki w obronie. Muszę też powiedzieć z przykrością, że także nasi bramkarze nie są dla nas obecnie niesamowitą wartością dodaną. Do tej pory nie mogliśmy na to narzekać, ale ostatnio w kluczowych sytuacjach to bramkarze rywali bronią o jedną czy dwie kluczowe sytuacje więcej.
Efektem ubocznym sprowadzania do AZS-u zawodników z zagranicy jest mniej szans dla młodych graczy, w tym tych związanych z Uniwersytetem Warszawskim. Traktuje ich Pan jako ofiary tych zmian?
Nie, to po prostu sól sportu. Ekstraklasa jest dzisiaj bardzo silną ligą. Polscy piłkarze nie są głównym czynnikiem stanowiącym o poziomie rozgrywek. Najlepsze drużyny, takie jak Piast Gliwice, Constract Lubawa czy Eurobus Przemyśl to ekipy opierające się na obcokrajowcach. Wiem jednak, o czym Pan mówi. Ja także chcę, żeby najzdolniejsi, obiecujący zawodnicy mieli u nas szansę gry. Taką szansę dostają np. Oskar Dmochewicz, Marcin Mianowicz (nasz drugi bramkarz), Dawid Wasążnik, Sylwester Wielgat, Oliwier Jagielski czy Kuba Górzyński. Ich też trapiły jednak kontuzje. Staram się na nich stawiać, ale to nie oni na ten moment stanowią o sile naszego zespołu. Nie mogę stawiać na nich w najważniejszych meczach w Ekstraklasie. To nie oni mają ciągnąć wózek, ale zamiast tego zdobywać bezcenną wiedzę podczas treningów i podczas pojedynczych, krótkich szans na grę.
Z drugiej strony ci zagraniczni zawodnicy AZS-u to też tylko tacy gracze, na których nas stać. To często ludzie z doświadczeniem tylko na drugim czy trzecim poziomie rozgrywkowym w innych krajach, gdzie poziom wcale nie jest bardzo wysoki. Jesteśmy klubem bardzo słabym pod względem finansowym, tylko na to możemy sobie pozwolić.
Czy właśnie z problemów finansowych wynika na przykład łączenie przez kapitana drużyny, Radosława Marcinkowskiego, funkcji zawodnika i Dyrektora Sportowego?
Futsal to trudna dyscyplina. AZS funkcjonuje także dzięki wsparciu moich znajomych przedsiębiorców, bez tego byłoby bardzo ciężko. Faktycznie Radek Marcinkowski łączy te dwie funkcje, ale nic z tym nie zrobimy. Próbujemy nieustannie się rozwijać. W tym sezonie bardzo trudno będzie nam jednak utrzymać się w Ekstraklasie. Jesteśmy najbiedniejszym klubem w całej lidze. Bolesne jest przede wszystkim to, że jesteśmy jedynym klubem w Warszawie, który występuje w jakościowych rozgrywkach, a nie ma wsparcia od żadnej spółki miejskiej. Legia, różne jej sekcje, Projekt czy Polonia mają taką pomoc, a nam bardzo jej brakuje. Bez pieniędzy nie będzie Ekstraklasy i trzeba się z tym liczyć.
Jak wyglądają pozasportowe cele AZS-u?
Staramy się rozwijać marketingowo. Staramy się przyciągnąć na nasze mecze jak największą liczbę kibiców. Próbujemy zbudować coś, co można będzie nazwać modelem biznesowym, a jednocześnie ważna jest dla nas aktywność lokalna. Chodzi mi przede wszystkim o obecność na lekcjach wf-u w szkołach czy na dzielnicowych eventach sportowych. Dzięki takim i innym działaniom Wilanów zaczyna interesować się futsalem. To zainteresowanie nie osłabło także po tym, jak wprowadziliśmy płatne bilety. Widać potrzebę i chęć oglądania naszego zespołu wśród mieszkańców Wilanowa, choć nadal jednak trybuny nie są raczej zapełnione.
„Kibicowanie AZS-owi wcale nie jest stresujące.”
— AZS UW DARKOMP Wilanów futsal (@azsuwwilanow) December 1, 2024
Mariusz, kibic z AZS UW Darkomp Wilanów, 31 lat. pic.twitter.com/gEG8Fowrhe
Ale są to też trybuny naprawdę duże. Ktoś, kto nie zna realiów AZS-u mógłby pogardliwie powiedzieć, że gracie mecze na szkolnej hali, ale to zdecydowanie nie jest prowizoryczny obiekt, odstający od standardów Ekstraklasy. Patrząc na całą ligę naprawdę nie ma wstydu, bo niektóre hale innych zespołów wciąż bywają obskurne. Do tego dochodzą słabej jakości transmisje, a także małe zainteresowanie mediów futsalem. Czy w takich warunkach, gdy wiele rzeczy wciąż dopiero raczkuje, FOGO Futsal Ekstraklasa ma w ogóle szansę na rozwój?
Wie Pan co, przez 6 lat byłem Prezesem tej instytucji.
Dlatego Pana o to pytam.
Po dwóch kadencjach i sześciu latach pracy na rzecz spółki Futsal Ekstraklasa ze stanowiskiem prezesa żegna się Maciej Karczyński 🙋♂️ Dziękujemy za wszystko 👏 To był dobry okres dla polskiego futsalu❗ #CzasNaFutsal pic.twitter.com/r2n6HaLNPj
— FOGO Futsal Ekstraklasa (@FutsalEkstra) June 30, 2022
Nie chcę w tej chwili oceniać tego typu rzeczy. Oceniać mogą kibice czy dziennikarze, tak jak Pan zrobił to przed chwilą. Nie lubię krytykować, zamiast tego wolę pracować. Uważam, że ja bronię się moją pracą i to jest dla mnie najważniejsze. Chciałbym jednak jeszcze na moment zatrzymać się przy temacie naszej hali. Zakładając futsalowy AZS, szukałem dla niego dobrego miejsca. A że jestem zakochany w Wilanowie, który jest piękną dzielnicą, a do tego jest w nim tak fajna hala, nie było innej opcji. Na naszym obiekcie można poczuć się bardzo nowocześnie, a do tego Wilanów jest dzielnicą Warszawy pełną młodych ludzi, rodzin z dziećmi i osób lubiących aktywnie spędzać czas wolny. Jeśli to wszystko połączymy z lokalizacją naszej hali tuż przy Pałacu króla Jana III Sobieskiego, robi nam się bardzo ciekawe połączenie. Od 6 lat, przez które gramy właśnie tutaj, Wilanów stał się rozpoznawalny w całym środowisku futsalowym.
Rozpoznawalność to jedno, a drugie to pozycja w tabeli i widmo spadku z Ekstraklasy, które zagląda wam w oczy. Za ile lat moglibyśmy ponownie zobaczyć AZS w Ekstraklasie, jeśli klub rzeczywiście spadnie po tym sezonie?
Zacznę moją odpowiedź pozornie niezwiązaną z tym sytuacją, która wydarzyła się jeszcze w czasie, gdy tworzyłem od podstaw klub Pogoń 04’ Szczecin. Pamiętam rozmowę z Prezesem Rekordu Bielsko-Biała, który mógł spaść z Ekstraklasy. Usłyszałem od niego, że czasami warto spaść, żeby potem móc się podnieść i zrobić krok do przodu. Oni spadli, my utrzymaliśmy się w lidze. Po latach jednak to oni są pięciokrotnymi mistrzami Polski, a Pogoni 04’ Szczecin nie ma już w ogóle.
Czyli będziecie jak Rekord: spadniecie, by wrócić silniejszymi?
Nie wiem czy w ogóle wrócimy. To tylko sport, nie wszystko jest do przewidzenia. 1. liga, czyli drugi poziom rozgrywkowy, też jest teraz naprawdę silny. Futsal zaczyna wchodzić do mniejszych miast. Myślę na przykład o Świeciu czy Pułtusku. To lokalne kluby, które dynamicznie się rozwijają i właśnie za ich sprawą nie będzie nam łatwo. Na pewno po ewentualnym spadku bardzo trudno będzie natychmiast wrócić do Ekstraklasy. Jeszcze powalczymy o utrzymanie, ale jeśli spadniemy, to też nic wielkiego się nie stanie. Chcemy budować perspektywiczny projekt na lata. Skreślić coś i rozwalić to może małe dziecko. My chcemy zamiast tego wyciągnąć wnioski, a w 1. lidze zawsze będziemy mogli na przykład w większym stopniu stawiać na młodzież. Przed nami jednak są jeszcze ważne mecze, a nadzieja umiera ostatnia. No a co by nie było, to zatrudnienie nowego trenera także wiązałoby się z wydatkami (śmiech).
Rozmawiamy już od dłuższego czasu, a ja słyszę u Pana dużo dystansu i samokrytyki.
Trzeba być samokrytycznym. Umiejętność wzięcia na siebie odpowiedzialności jest dla mnie ważną wartością. Przeliczyłem się, myślałem że nowi gracze przychodzą do zespołu z większymi umiejętnościami. Z drugiej strony, zawodzi także taktyka, do której oni nie mogą się dostosować, a to już kwestia mojego warsztatu trenerskiego.
Problem tkwi w taktyce czy w graczach, którzy nie potrafią wcielić jej w życie?
Wie Pan, trener może zrobić wszystko, ale na boisko nie wejdzie, tam są tylko i wyłącznie zawodnicy. Brakuje im i umiejętności, i doświadczenia. Kolejnym problemem jest niezrozumienie polskiego futsalu.
“Wody w wino nie zmienimy”, dobrze to rozumiem?
Wody w wino nie zmienimy. Do tej pory miałem piłkarzy walecznych i bohaterskich. Teraz okazuje się, że w Polsce dla niektórych jest źle, za zimno, za ciemno… Do tego dochodzi mój kłopot z językiem angielskim. Skoro jednak przyszli zawodnicy, z którymi nie dogadam się po polsku czy po rosyjsku, błyskawicznie zacząłem naukę angielskiego i opanowałem go w stopniu podstawowym. Część moich chłopców nie rozumie jednak nawet angielskiego! Cierpi na tym komunikacja. Oczywiście mamy tłumacza. Taktykę im więc przekażemy, ale tu chodzi też o komunikowanie swoich emocji, o pewien przekaz psychologiczny.
Ten przekaz psychologiczny i zgranie są dla Pana ważne?
Zdecydowanie.
Obserwując Pana pracę z trybun widzę Pana indywidualne podejście do zawodników i wsparcie dla młodszych piłkarzy. Z drugiej strony, pojawia się sporo nerwów i krzyków. Czy jest tak, że wprowadza Pan do drużyny taki policyjny rygor? Pytam o to, bo ma Pan przecież ogromne doświadczenie pracy w służbach mundurowych.
Wywodzę się z ulicy. Sport to stres i umiejętność radzenia sobie z nim. Taki styl prowadzenia zespołu jest dla mnie naturalny i nie ma nic wspólnego z pracą w policji. Rozumiem oczywiście metaforę, której Pan użył, można to tak postrzegać. Tam, gdzie jest dyscyplina i zadaniowość, tam jest też porządek. Myślę, że do tej pory to zdawało egzamin i przynosiło efekty. Jestem przecież trzykrotnym akademickim mistrzem Polski, a studenci, z którymi osiągałem te sukcesy, nie mieli ze mną lekko. Sport jest jednak brutalny. Jeżeli to komuś przeszkadza, to oznacza to, że zwyczajnie nie radzi sobie ze stresem.
Oczywiście nie jestem bezrefleksyjny, a w obecnym sezonie jestem znacznie spokojniejszy w trakcie meczów niż w poprzednich latach. Moim celem nie jest jednak rezygnacja z komunikowania się z zawodnikami. Jeżeli na przykład krzyczę “press, press”, wywieram też presję na przeciwniku. Trener musi być z zespołem, nie może być “mdły”, musi dużo mówić i być zaangażowany.
A ta charyzma i dyscyplina to jakaś poza, którą przyjmuje Pan z wiarą, że pomoże to zespołowi, czy to po prostu Pana charakter i Pana naturalne usposobienie?
Tu nie ma żadnej pozy. Na boisku jestem mężczyzną, przywódcą grupy, która ma wygrać. Taka jest rola trenera. Można porównać ją do zadania kierowcy autobusu. Jeśli ma on pojechać, musi być jedna osoba siedząca za kółkiem, taki głównodowodzący.
Czyli trener Maciej Karczyński to przywódca i kierowca, ale jak jest taka potrzeba, to wcieli się Pan także w rolę ojca, opiekuna, mentora?
Rola opiekuńcza jest bardzo ważna. Spotykam się z zawodnikami, rozmawiam, analizuję. Staram się być dobrym człowiekiem, uważam że pomogłem w życiu bardzo wielu ludziom. To, co widzą ludzie, to mecz. Ale drużyna żyje w całym cyklu przygotowawczym. Tam jesteśmy jak rodzina. Musimy sobie pomagać i faktycznie to robimy. Dlatego też myślę, że to co widzą osoby z zewnątrz, ten rygor, to tylko część prawdy. Ludzie źle mnie odbierają. A poza tym bardzo wielu ludzi mi zazdrości.
Czy atmosfera w tej “rodzinie” AZS-u uległa zmianie po dołączeniu do drużyny wielu zawodników z zagranicy?
Nie generalizowałbym. Wielu zawodników bardzo mnie szanuje, czuję z nimi nić porozumienia. Są jednak i tacy, którzy na boisku wcale nie pokazują wiele, a myślą, że dużo znaczą. Wtedy często relacje faktycznie nie są najlepsze, bo ja wymagam od nich jakości, a oni nie radzą sobie z tym mentalnie.
Właśnie ci zawodnicy to jedni z tych ludzi, o których przed chwilą powiedział Pan, że Panu zazdroszczą?
Nie, ta zazdrość wynika z wielu rzeczy. Chodzi mi na przykład o wrogość związaną z moją policyjną przeszłością. Czasem słyszę więc na meczach hasła takie jak “futsal bez policji”. Poza tym jestem człowiekiem, który nosi markowe ciuchy, występuje w telewizji, ma silną osobowość.
Silna osobowość zawsze budzi także silne emocje.
Dokładnie. Mnie się albo kocha, albo nienawidzi.
Na pewno można czuć podziw, patrząc na Pana futsalowe osiągnięcia. Stworzenie od zera klubu Pogoń 04’ Szczecin, 6 lat pracy jako Prezes Futsal Ekstraklasy, awans z AZS-em do elity, a także akademickie mistrzostwa Polski. Czy będąc tak ważną postacią dla tej dyscypliny sportu, widzi Pan siebie za kilka lat dalej w AZS-ie?
Tak, bo futsal to moja pasja, AZS to moja drużyna, a Warszawa to moje miasto, w którym niesamowicie się zakochałem. Na meczu jestem w swoim żywiole. To moja gra, mój czas, to spektakl, który jest częścią mnie. A do tego czuję, że ten futsal jest czymś, w czym jestem naprawdę dobry, patrząc na moją całą przygodę z futsalem. Nie wiem co będzie za te kilka lat, ale bardzo bym chciał wciąż być wtedy częścią AZS-u UW DARKOMP Wilanów.
A jak zadzwoni do Pana Rekord Bielsko-Biała albo PZPN z ofertą pracy w reprezentacji, to AZS dalej będzie Pana drużyną, czy coś się zmieni?
To jest pytanie, na które jako znawca PR-u nie powinienem odpowiadać (śmiech). Oczywiście marzeniem każdego trenera jest praca w takich miejscach. Ja też mam swoje marzenia.
Największe z nich to?
Mistrzostwo Polski z AZS-em. Zapytał Pan o marzenia, a moje sportowe marzenia chciałbym dalej spełniać właśnie z AZS-em.
A najambitniejszy racjonalny plan na przyszłość?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Jestem już trochę zmęczony futsalem. Jestem w tym sporcie już od 20 lat, AZS-em zajmuję się od dekady. Ta praca to ciągła walka, ciągła presja. Dla mnie w tej chwili najważniejsze są rodzina i zdrowie, muszę o nie zadbać. Praca w klubie powoduje, że harmonogram normalnej rodziny jest trochę zaburzony. Pewnie nie odejdę ze sportu całkowicie, ale nie wiem co będzie. Na razie chciałbym powalczyć jeszcze o utrzymanie w Ekstraklasie, a jeśli spadniemy, chciałbym żeby nie był to duży cios dla klubu, żeby ludzie się od nas nie odwrócili. A to wszystko, jeśli się uda, mogłoby prowadzić do spełnienia mojego marzenia, czyli mistrzostwa z AZS-em. Nie wiem czy jest to marzenie realne, ale i tak warto marzyć.
A może to po prostu stara dobra taktyka pt. „podpuścić i skasować”? 😜
— AZS UW DARKOMP Wilanów futsal (@azsuwwilanow) September 30, 2024
Spokojnie, admin wierzy, że sprawimy kilka niespodzianek w tym sezonie 😎 pic.twitter.com/PS74YW0vMm