M jak Mistrz, M jak Morishita! Wnioski po meczu Legia – Pogoń

Legia Warszawa zdobywcą Pucharu Polski w sezonie 2024/2025! Zwieńczeniem całej przygody w rozgrywkach było pokonanie Pogoni Szczecin 4:3 w finale rozgrywanym na PGE Narodowym w Warszawie. O bohaterach, pomyłkach i emocjach związanych z tym meczem piszemy w naszych wnioskach po tej rywalizacji.

1. Największy błąd Feio: zaufanie Gualowi

Gonçalo Feio postawił na dość przewidywalny skład, ale podjął jedną decyzję, która kompletnie się nie opłaciła. Szkoleniowiec Legii postawił na Marca Guala, który znalazł się w wyjściowej jedenastce Wojskowych kosztem Ilji Szkurina. Hiszpan nie dał jednak żadnych argumentów przemawiających za tym, że zasłużył na grę w finale od pierwszej minuty. Sprawiał wrażenie, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej, dreptał po murawie, nie wykazywał żadnej aktywności. Popełniał też sporo charakterystycznych dla siebie błędów, takich jak bierne oczekiwanie na piłkę zamiast wykonania ruchu w jej kierunku. Z tego powodu przytrafiało się mu wiele strat i złych wyborów. Kulminacją fatalnego występu był zmarnowany rzut karny, którego chyba nie dało się wykonać gorzej. Gual uderzył tak lekko i blisko środka bramki, że Valentin Cojocaru musiał już tylko dobrze odczytać jego intencje, co mu się udało.

REKLAMA

Napastnik warszawskiej drużyny później znów nie stanął na wysokości zadania, gdy musiał uznać wyższość bramkarza w akcji sam na sam. De facto zabrał więc gole swojej drużynie, a w zamian nie dał absolutnie nic. Legia ma więc ogromne szczęście, że pomimo posiadania w swoim składzie tak słabego ogniwa zdołała wygrać z Pogonią. Dobrze się stało, że Gual zszedł z boiska po około godzinie gry. Szkurin nie potrzebował wiele czasu, by strzelić gola i wysłać jasny sygnał, że to on jest lepszy od swojego kolegi z drużyny.

2. Grosicki jest nie do zatrzymania

Jednym z najważniejszych zadań defensywy Legii było zatrzymanie Kamila Grosickiego. Były reprezentant Polski jest gwiazdą Pogoni i jednym z najlepszych zawodników w całej Ekstraklasie. Nie zrobiło to jednak wrażenia na Pawle Wszołku, który w pierwszej połowie świetnie radził sobie ze swoim rywalem. Skoro Grosik nie miał zbyt dużej swobody podczas rajdów czy dryblingów, to pomógł swojej drużynie w inny sposób. Zanotował bowiem asystę przy pierwszym trafieniu Portowców, świetnie dośrodkowując z rzutu wolnego.

Po przerwie 36-latek miał już nieco więcej przestrzeni. Nie zawsze podejmował dobre wybory, ale i tak był jedną z najważniejszych postaci szczecińskiej ofensywy. Nie zawsze był najbardziej widoczny, ale swoją boiskową mądrością potrafił pomóc drużynie także z drugiego planu. Było tak chociażby przy drugim golu Pogoni, kiedy to Grosicki znajdował się akurat nie na skrzydle, lecz na szpicy. Co prawda to nie on finalizował całą akcję, ale jego dynamiczne wbiegnięcie pod bramkę odwróciło uwagę obrońców Legii. Ci skupili się tylko na Grosickim, tworząc wolną przestrzeń na podanie do Kolourisa. Cała akcja zakończyła się powodzeniem, a poza strzelającym Kolourisem i asystującym Koutrisem należy za nią pochwalić także Grosika.

3. M jak Mistrz, M jak Morishita!

Legia także miała jednak swojego bohatera, który zrobił dla niej jeszcze więcej dobrego, niż jego odpowiednim pod stronie Dumy Pomorza. Morishita brał bowiem bezpośredni udział przy wszystkich trzech trafieniach dla Wojskowych. Dwukrotnie asystował, a raz pomimo ostrego kąta sam wpakował piłkę do bramki.

Do tego wszystkiego dodać trzeba jego odpowiedzialną postawę w obronie, kiedy asekurował swoich kolegów, jeśli nie zdążyli na czas wrócić na pozycje. Nie zdarzało się to często, bo Japończyk miał znacznie więcej zadań z przodu, ale był czujnym obserwatorem i potrafił zrobić wyjątek, gdy tylko było to potrzebne. Nagroda MVP po tym meczu po prostu musi trafić właśnie do niego.

4. Finały zawsze mogłyby tak wyglądać!

Najważniejszy wniosek nie dotyczy żadnej z drużyn, lecz po prostu tego, jak atrakcyjny dla postronnego widza był ten mecz. Piłkarze stworzyli na PGE Narodowym prawdziwe widowisko, które trzymało w napięciu przez całe 90 minut. W finale było po prostu wszystko, czego można byłoby wymagać od wymarzonego piłkarskiego starcia. Mnóstwo goli, wysoka stawka, wspaniała otoczka kibicowska i ogromna determinacja obu drużyn. Tym razem to Legia była lepsza, ale Pogoń nie poddawała się do ostatniej chwili, o czym może świadczyć honorowa bramka z doliczonego czasu gry. Granatowo-bordowi przegrali, ale przynajmniej zostawili na murawie mnóstwo sił i potu. Poprosimy więcej takich finałów!

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,895FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ