ŁKS ze wsparciem trybun, ale Ruch z golem i górą w klasyku!

W 15. kolejce Betclic 1 Ligi na kibiców czekał prawdziwy piłkarski klasyk. ŁKS Łódź i chorzowski Ruch to drużyny z tradycjami, których rywalizacja może emocjonować pod względem sportowym, ale i kibicowskim. Najważniejsze dla wszystkich były jednak po prostu 3 punkty, które w starciu z rywalem z czołówki zawsze są szczególnie cenne.

Prawe skrzydło silnym punktem Rycerzy Wiosny

Obraz gry ukształtował się już chwilę po rozpoczęciu meczu i przez długi czas utrzymywał się niezmieniony. To Ruch miał kontrolę nad spotkaniem, długo utrzymywał się przy piłce i nie panikował, gdy przeciwnicy naciskali. Co prawda brakowało klarownych okazji bramkowych, ale widać było, że piłkarze Niebieskich dobrze wiedzą, co mają robić. W obliczu tak udanego wejścia w spotkanie gości, pewne problemy z odnalezieniem się na boisku miał ŁKS. Atut własnego boiska i głośnego dopingu to jedno, ale nie zastąpi on dokładności i spokoju w wychodzeniu spod pressingu.

REKLAMA

Tego ewidentnie brakowało łodzianom, którzy jednak od początku mieli jedną mocną stronę. Była nią obsada prawej strony boiska, gdzie poruszali się Andreu Arasa, Michał Mokrzycki i Kamil Dankowski. Cała trójka skutecznie uniemożliwiała Ruchowi ataki z wykorzystaniem tej strefy, a także sami potrafili skonstruować groźną akcję na skrzydle. Najczęściej za ostatnie dogrania odpowiadał wymieniony przed chwilą jako pierwszy 21-letni Hiszpan. Jego szybkość sprawiała, że umiał odnaleźć się w pobliżu pola karnego lub nawet w jego bocznej części. Nie było jednak najważniejszego – celnych dośrodkowań. Zawodnik z doświadczeniem gry w rezerwach Leganes popełniał zresztą i inne błędy techniczne, przez które jego zaangażowanie i waleczność nie przynosiły zamierzonych efektów. Gdyby jednak do dobrej orientacji w przestrzeni i umiejętności szukania wolnego miejsca dołożył nieco więcej finezji, mógłby stać się kluczową postacią w ofensywie gospodarzy.

Ruch imponował boiskową ogładą

Ruch może nie miał dogodnych szans na otwarcie wyniku, ale były pewne elementy gry warte docenienia. Mamy na myśli przede wszystkim perfekcyjne unikanie jakiejkolwiek paniki czy choćby chaosu w grze chorzowian. Niezależnie od strefy gry, w której akurat znalazła się piłka, priorytetem zawodników przyjezdnych było utrzymanie nerwów na wodzy. Nie było niepotrzebnych strat, a piłka często szybko przemieszczała się po ziemi. Gdy nawet dochodziło do długich zagrań, były one przemyślane i celne. Zupełnie inaczej niż w przypadku graczy ŁKS-u, którzy często zagrywali zbyt nisko, zbyt lekko lub bez pomysłu, po prostu wstrzelając piłkę w bliżej nieokreślone miejsce w okolicy bramki.

Z drugiej strony wysoki stopień ogólności pochwał pod adresem Ruchu wynika też z tego… że trudno pochwalić klub z Chorzowa za jakiekolwiek konkrety pod przeciwną bramką. Może i gra była dość ładna dla oka, ale to tylko poprawność i nic ponad nią. Podopieczni Dawida Szulczka przez całą pierwszą połowę nie oddali nawet jednego celnego strzału. Ich wysokie posiadanie futbolówki i obecność na połowie rywali prowadziły więc tylko i wyłącznie do utrzymania się bezpiecznego remisu. Bo i ŁKS nie zrobił wiele, by Ruch obawiał się straty gola.

Szalony początek drugiej połowy!

Po dość sennej pierwszej części meczu, drugie 45 minut rozpoczęło się od mocnego uderzenia ŁKS-u. Nie minęła nawet minuta od wznowienia gry po przerwie, a już pojedynek indywidualny przy linii bocznej boiska wygrał piłkarz gospodarzy. Wykorzystał przewrócenie się rywala i niewiele myśląc, ruszył w kierunku bramki. Podał do Pirulo, a on po raz kolejny pokazał, że wie, co robić w polu karnym. Zamarkował strzał, ale zamiast uderzać, tylko przełożył piłkę na drugą nogę, czym kompletnie zmylił obrońcę. Na końcu nie zrobił jednak najważniejszego, bowiem jego strzał zmierzał na tyle blisko środka bramki, że zatrzymał go bramkarz Ruchu, Martin Turk.

Chwilę później Ruch udowodnił, że w kluczowych momentach ma wyższość nad ekipą z Łodzi. Niebiescy stworzyli sobie bardzo podobną pozycję do strzału, co ich rywale 3 minuty wcześniej. Tym razem strzelał jednak Bartłomiej Barański i zrobił to o wiele lepiej od piłkarza gospodarzy, a piłka zatrzepotała w siatce! Aleksander Bobek, golkiper łodzian, nie miał zupełnie nic do powiedzenia, a jego drużyna od tego momentu musiała gonić wynik.

Pirulo (anty?)bohaterem

ŁKS ruszył do odrabiania strat, ale kolejnym atakom było daleko do perfekcji. Wrzutki na wiwat następowały naprzemiennie z aktywnością poszczególnych piłkarzy, którzy jednak za każdym razem robili coś źle. Najtrudniej osądzić Pirulo, którego czesto widać było meldującego się pod bramką Ruchu. Optymista powie, że Hiszpan starał się jak mógł i był aktywny. Nie zawsze była to jednak aktywność pozytywna. 32-latek już przy stanie 0:1 został obsłużony świetnym podaniem, a jego dobre przyjęcie kierunkowe pozwoliło na wyjście na wprost bramkarza. Tyle że wtedy… Pirulo kompletnie spanikował. Zamiast strzelać, chciał ominąć bramkarza, ale przez to wyrzucił się pod linię końcową. Ratowanie się dośrodkowaniem było już tylko rozpaczliwą próbą uratowania zmarnowanej szansy. W ocenie występu Pirulo pomógł trener ŁKS-u, który najwyraźniej nie był zadowolony z postawy swojego zawodnika, gdyż w 64. minucie zdjął go z boiska.

Zmiany w składzie nie pomogły jednak gospodarzom w wywalczeniu chociaż remisu. Mecz, dzięki mądremu utrzymaniu wyniku w końcówce przez piłkarzy z Chorzowa, zakończył się jednobramkowym zwycięstwem Ruchu. Zwycięstwem może nie tak pewnym jak kilka dni wcześniej w pucharowej batalii z Avią Świdnik, ale niezwykle ważnym i zasłużonym. Dzięki niemu Ruch wyprzedza teraz ŁKS o 1 punkt i umacnia swoją obecność w strefie barażowej do Ekstraklasy.

ŁKS Łódź 0:1 Ruch Chorzów (Bartłomiej Barasiński 49′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,734FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ