Wygrana Liverpoolu z Evertonem niespodzianką nie jest, ale tak dobry występ zespołu Jurgena Kloppa przy tym, co prezentują po Mistrzostwach Świata – już tak. Liverpool pewnie pokonał derbowego rywala, a gdyby mieli lepiej nastawione celowniki zwycięstwo byłoby jeszcze bardziej okazałe.
Mecz od początku wyglądał jak na derby przystało
Duża intensywność i zaangażowanie z obu stron. Nie przekładało się to na zbyt wysoki poziom piłkarski spotkania, dużo za to było walki, starć i pojedynków. Gra w jakiej dobrze czuje się Everton. Patrząc na personalia The Toffees i ich ostatni mecz z Arsenalem zagrany na bardzo dużej intensywności (przebiegli największy dystans w tym sezonie) oraz problemy Liverpoolu w tym obszarze w obecnym sezonie wydawało się, że w takim chaosie lepiej odnajdą się goście. Niemniej jednak, zespół Jurgena Kloppa dziś pod kątem intensywności wyglądał najlepiej od, hmm, chyba od zwycięstwa z Manchesterem City. Wcale nie odstawali od Evertonu. Ranga meczu i atmosfera na Anfield podczas derbów Merseyside najwidoczniej wyzwoliła w piłkarzach nowe pokłady energii, ale z drugiej strony Everton ma też tak słabych technicznie piłkarzy, że dużo łatwiej do nich doskoczyć, założyć pressing i odebrać futbolówkę wysoko niż przeciwko przeciętnej drużynie w Premier League.
Zespół Seana Dyche’a skutecznie realizował plan gry defensywnej, ale za nic w świecie nie potrafił być efektywny w posiadaniu piłki. Pierwsza konkretna okazja przyszła po rzucie rożnym. Tarkowski trafił w słupek, błyskawiczną kontrę wyprowadził Liverpool i 13 sekund po tym, jak Everton był o centymetry od objęcia prowadzenia musiał już odrabiać straty po golu Salaha.
Na 2:0 Liverpool również strzelił po kontrataku
Odbiór w bocznym sektorze w tercji środkowej, podprowadzenie piłki przez Robertsona, dośrodkowanie Alexandra-Arnolda i pierwszy gol Cody’ego Gakpo dla Liverpoolu. Druga połowa przebiegała już pod dyktando gospodarzy. Całkiem dobrze wyglądał ofensywny tercet z Salahem i Nunezem po bokach, a Gakpo na środku ataku. W drugiej linii imponował 18-letni Stefan Bajcetic, który po raz kolejny pokazał, że jest gotowy na grę na poziomie Premier League. Nieźle prezentowali się również boczni obrońcy. To był dobry mecz Liverpoolu, aczkolwiek z głosami, że wracają do żywych jeszcze poczekamy.
Sean Dyche – po wygranej z Arsenalem w debiucie – dziś przekonał się, że utrzymanie Evertonu nie będzie łatwym zadaniem. Brak zmiennika o podobnym profilu dla Calverta-Lewina, który ostatnio częściej ma kontuzję niż jej nie ma może okazać się bardzo kosztowne. Dziś nie było nikogo kto mógłby być adresatem długich podań. Prawie wszystkie zagrania na połowę wracały, a próby krótkiego rozegrania oznaczały tylko kłopoty.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej