Liverpool potwierdził, że pod wodzą Arne Slota potrafi grać dojrzale i elastycznie nawet przeciwko największym. Na Anfield pokonał Real Madryt 1:0 po spotkaniu, które momentami przypominało starcie dwóch odmiennych filozofii gry. Anglicy postawili na tempo, pressing i prostotę w ataku, a Królewscy – mimo nazwisk z najwyższej półki – nie potrafili znaleźć odpowiedzi na tę intensywność.
Courtois kontra reszta świata
Pierwsza połowa nie pozostawiała wątpliwości – Real był częściej przy piłce, ale Liverpool z piłką robił znacznie więcej. The Reds grali szybciej, bardziej bezpośrednio i dzięki temu dochodzili do klarownych sytuacji. Już w pierwszym kwadransie mogło być 2:0, jednak fenomenalny Thibaut Courtois zatrzymywał każdą próbę. Belg bronił instynktownie, raz uratował swój zespół po uderzeniu Szoboszlaia, innym razem po sytuacji sam na sam z Ekitike. VAR anulował rzut karny dla Liverpoolu po interwencji sędziego przy monitorze – to był moment ulgi dla Realu. Do przerwy wynik 0:0 był w pełni zasługą bramkarza z Madrytu, który dosłownie utrzymywał swój zespół przy życiu.
Po przerwie obraz gry się nie zmienił. Liverpool nadal dominował tempem i pressingiem, a Real nie potrafił przebić się przez agresywną pierwszą linię gospodarzy. W 63. minucie po faulu Jude’a Bellinghama blisko pola karnego gospodarze wznowili grę szybko i wykorzystali chwilowe rozluźnienie w szeregach Królewskich. Dominik Szoboszlai dośrodkował w pole karne, gdzie bez krycia znalazł się Alexis Mac Allister – Argentyńczyk strzałem głową pokonał bezradnego Courtois’a.
Trener Realu próbował zaskoczyć rywala ustawieniem. Podobnie jak w El Clásico, Xabi Alonso ustawił Eduardo Camavingę nietypowo – tym razem na prawej pomocy, by ograniczyć wpływ Mohameda Salaha. Plan nie przyniósł efektu. Liverpool swobodnie przenosił grę z lewej na prawą stronę, omijając środkowy blok Realu. Po stracie gola Alonso wprowadził Rodrygo, ale Real nadal był wolny, przewidywalny i zupełnie pozbawiony dynamiki. Mimo obecności Mbappé i Viníciusa, Królewscy nie potrafili stworzyć zagrożenia. Obaj byli odcięci od podań, często zmuszani do gry tyłem do bramki. Gdy Liverpool bronił w średnim bloku, Real wyglądał bezradnie.
Slot i jego Liverpool – pressing, tempo, dyscyplina
Arne Slot postawił na sprawdzony, niemal identyczny skład jak w poprzednim sezonie i to widać było w każdej fazie gry. Liverpool znakomicie reagował po stracie piłki, był zorganizowany zarówno w wysokim pressingu, jak i w niskiej obronie. Po objęciu prowadzenia gospodarze wycofali się, lecz nadal panowali nad sytuacją. Real nie miał przestrzeni – Mbappé nie dostał żadnego długiego podania na wolne pole, a Salah był skutecznie asekurowany przez bocznych pomocników.
Florian Wirtz rozegrał najlepszy mecz w barwach Liverpoolu odkąd trafił na Anfield. Formalnie ustawiony na lewym skrzydle, w praktyce poruszał się swobodnie po całej szerokości boiska. Schodził do środka, otwierał przestrzeń Robertsonowi i regularnie znajdował wolne sektory między liniami. Nie miał udziału przy bramce, ale był jednym z architektów dominacji Liverpoolu w środku pola.
Słabość Realu obnażona
Xabi Alonso wystawił identyczny skład jak w meczu z Barceloną, ale system z czterema środkowymi pomocnikami i Camavingą na boku nie funkcjonował. Gra Realu była jednostronna, przechylona na lewą stronę, a z prawej nie powstawało żadne zagrożenie. Indywidualności w ofensywie zawiodły, a w obronie tylko Eder Militão utrzymywał wysoki poziom. Jego partner Dean Huijsen popełniał błędy i był najbardziej niepewnym punktem Królewskich. Na pochwałę zasłużył za to Conor Bradley. Irlandczyk, zastępujący Alexandra-Arnolda, rozegrał bardzo solidne spotkanie. Zneutralizował Viníciusa w wielu pojedynkach 1 na 1 i mimo braków w rozegraniu, jego praca w defensywie była imponująca.
Liverpool był lepszy w każdym elemencie oprócz bramkarza. Courtois zagrał mecz życia, ale sam nie wystarczył, by uratować punkt. Real był zbyt wolny, zbyt schematyczny i zbyt mało elastyczny, by przeciwstawić się zorganizowanej, intensywnej drużynie Slota. Z kolei Liverpool pokazał, że nie potrzebuje dominować piłką, by kontrolować mecz. Efektywność, pressing i organizacja – to trzy słowa, które najlepiej opisują zespół z Anfield tej nocy.
