Dokładnie w dniu 122. rocznicy założenia klubu Real Madryt podejmował na Santiago Bernabeu RB Lipsk, w ramach rewanżowego spotkania 1/8 finału Ligi Mistrzów. Los Blancos mogli więc sprawić prezent sobie i swoim kibicom i przypieczętować awans do kolejnej rundy Champions League. Do tego potrzebowali nie przegrać na własnym stadionie, bowiem po pierwszym meczu mieli jednobramkową przewagę.
Ancelotti przekombinował na start?
Włoski szkoleniowiec Realu Madryt zdecydował się na dość eksperymentalną jedenastkę. Obok Viniciusa ustawił pięciu pomocników, co jednak na boisku wyglądało jeszcze inaczej. Jude Bellingham grał jako teoretyczny napastnik, a Fede Valverde jako prawoskrzydłowy. Real był więc ustawiony w formacji 4-3-3, z mocno naciąganymi rolami zawodników.
Rezultat był taki, że Królewscy w pierwszej połowie nie oddali ani jednego celnego strzału. W ofensywie zawodnicy byli zagubieni, do tego brakowało kogokolwiek w polu karnym. W defensywie również nie wyglądało to dobrze. Lipsk był w stanie tworzyć sobie okazje, i jedynie nieskuteczność Loisa Opendy stanęła im na przeszkodzie do otwarcia wyniku i odrobienia strat z pierwszego spotkania. Drużyna Marco Rose wyglądała na bardziej zmotywowaną, co miało bezpośrednie przełożenie na przebieg gry. Może i Real był częściej przy piłce, ale to goście z Niemiec lepiej wiedzieli, co chcą z nią robić.
Wymiana ciosów
Po przerwie Ancelotti prostował ustawienie Realu. Na boisku pojawił się Rodrygo, i ponownie oglądaliśmy pomoc Królewskich ustawioną w diamencie i dwóch Brazylijczyków na ataku. Zawodnicy wiedzieli, gdzie i kiedy mają być, a swoje dodały też pewne wypracowane automatyzmy. Do tego Bellingham mógł być częściej pod grą, nie musząc udawać napastnika. Lipsk się jednak nie poddawał, coraz więcej ryzykując. To w końcu wykorzystał Real. Toni Kroos przejął piłkę i rozpoczął kontrę, którą po asyście Bellinghama golem zakończył Vinicius. Inna sprawa, że Brazylijczyka być może nie powinno już być na boisku, po wręcz idiotycznym zachowaniu i pchnięciu Williego Orbana.
Los Blancos nie cieszyli się jednak długo z prowadzenia. Raptem kilka minut później Orban zdobył gola wyrównującego, czym uświetnił swój 300. występ w koszulce drużyny z Lipska. Od tego momentu ponownie oglądaliśmy ekipę z Niemiec w ofensywie i Real Madryt niepotrafiący na dłużej przejąć kontroli nad meczem. Problemem znowu okazała się skuteczność pod bramką Łunina, a także podejmowanie decyzji. Przy większym wyrachowaniu Lipsk powinien nie tylko mieć wynik dający dogrywkę, ale być może i awans do kolejnej rundy.
Real Madryt miał moment, po którym wróciły demony z pierwszej połowy. Rodrygo mimo wejścia na boisko dopiero po przerwie zaliczał anonimowy występ, czasami wręcz uciekając od gry. Królewscy zdawali się sprawdzać, ile są w stanie jeszcze wytrzymać bez straty gola. Jedynym pomysłem było dogrywanie piłki do Viniciusa i liczenie na jego rajdy. To pozwalało na dojście pod pole karne Lipska, ale nic więcej. Real zaprezentował się słabo, znacznie poniżej swoich możliwości. Może mówić o sporym szczęściu, że po regulaminowym czasie gry mógł cieszyć się z awansu do kolejnej rundy.