O obecnej sytuacji, w której znalazła się Legia Warszawa nie da się nie mówić bez przytoczenia oczekiwań, jakie na ten sezon mieli przy Łazienkowskiej. Po mocnym okienku transferowym, w których przekonali do podpisania kontraktu kilku graczy, którzy – wydawało się – powinni szukać angażu w silniejszej lidze niż Ekstraklasa, celem było mistrzostwo. Dyrektor sportowy, Michał Żewłakow w programie Liga+ Extra w stacji telewizyjnej Canal+ powiedzial, że jego brak będzie dla klubu katastrofą. Na końcowym etapie rundy jesiennej Legia musi szybko zmienić jednak priorytety. I sama jest sobie winna.
Zwolnienie Edwarda Iordanescu
W ogromnej chęci zdobycia mistrzostwa oraz presji na ten tytuł, jaką klub poniekąd sam sobie narzucił można upatrywać jednego z powodów zwolnienia Edwarda Iordanescu. Legia pod jego wodzą nie notowała zadowalających wyników. Odpadła z Pucharu Polski, w bólach weszła do fazy ligowej Ligi Konferencji (rozpoczynając od el. LE), a w lidze strata do lidera wynosiła 10 punktów. 4 miesiące pracy zazwyczaj nie są wystarczającym okresem, aby jednoznacznie wydać werdykt w kontekście trenera i skreślić jego projekt, natomiast biorąc pod uwagę wypowiedzi samego Iordanescu, który sprawiał wrażenie, jakby nie chciał już pracować w Legii oraz ciągłe plotki wypuszczane przez rumuńskie media o możliwym odejściu szkoleniowca, zarząd miał podstawy, aby uważać, że 47-latek nie zrealizuje postawionych przed nim celów, więc zdecydował się na zakończenie współpracy.
Wówczas wydawało się, że dla Legii liczy się szybkie wyjście z dołka. Natychmiastowy progres, ponieważ nie mogą dłużej pozwalać sobie na regularne wpadki. Trzeba odrabiać straty w lidze, aby nie wypaść z wyścigu o tytuł już jesienią. Moment był ku temu bardzo dobry, ponieważ trzy następne ligowe mecze Legioniści rozgrywali z zespołami znajdującymi się w pobliżu strefy spadkowej – wyjazd na Widzew oraz domowe starcia z Lechią i Bruk-Betem.
Legia Warszawa traci czas z Inakim Astizem
Niemniej jednak, Legia po zwolnieniu trenera zupełnie nie wie w jakim kierunku ma iść. Stanęła w miejscu, a sezon trwa. Od zakończenia współpracy z Edim Iordanescu minął już prawie miesiąc, a klub nadal nie znalazł jego następcy. Tymczasowym szkoleniowcem został Inaki Astiz, wcześniej asystent Iordanescu i ten układ trwa już od pięciu spotkań. Oczywiście, w futbolu zdarzają się przypadki, gdy taki „okres tymczasowości” trwa jeszcze dłużej, natomiast kluby decydując się na dłuższy proces poszukiwania trenera w trakcie sezonu, mają świadomość, że wchodzą w okres przejściowy i muszą wliczyć go w koszta. Legia zadziałała odwrotnie. Nie spisała sezonu na straty. Tymczasowemu trenerowi powierzyła zespół w momencie, gdy cele klubu na sezon nadal są bardzo wysokie, a każde potknięcie kosztuje bardzo dużo.
W ten sposób misja uratowania sezonu jest jeszcze trudniejsza niż była, gdy z Łazienkowską żegnał się Edi Iordanescu. Pod wodzą Inakiego Astiza zespół nie wygrał jeszcze meczu. W lidze w trzech spotkaniach zdobył dwa punkty, a strata do lidera zwiększyła się do 12 „oczek”. Szanse na tytuł są już iluzoryczne, choć pozostaje cień nadziei w postaci braku wyraźnego faworyta do triumfu. W ostatnim miesiącu Legioniści skomplikowali sobie także sytuację w Lidze Konferencji. Przegrywając z Celje na wyjeździe (1:2) oraz ze Spartą Praga u siebie (0:1) postawili się pod ścianą przed dwoma ostatnimi kolejkami. Wprawdzie przed nimi dwa teoretycznie najłatwiejsze mecze (Lincoln Red Imps u siebie i Noah Erywań na wyjeździe), jednak piłkarze podejdą do nich z nożem na gardle, ponieważ aby załapać się do TOP 24 i grać dalej w LK na wiosnę najprawdopodobniej potrzeba minimum 7 punktów (Legia obecnie ma 3).
Sezon do uratowania
Dotychczas w kontekście ratowania sezonu mieliśmy na myśli mistrzostwo Polski, o którym głośno mówi(ło) się w stolicy kraju. Zatrudniając już nowego trenera Legia pod terminem „ratowanie sezonu” powinna zakładać awans do eliminacji europejskich pucharów oraz udana przygoda w Lidze Konferencji na wiosnę. To wszystko wciąż jest jeszcze realne, natomiast z każdym kolejnym dniem bez pierwszego szkoleniowca prawdopodobieństwo na taki scenariusz spada. Tak jak spadały szansę na mistrzostwo Polski, aż zmalały do blisko zera.
Wiele jednak wskazuje, że okres tymczasowości w Legii jeszcze trochę potrwa. Klub wybrał swojego idealnego kandydata na trenera, ale problem w tym, że Marek Papszun ma ważny kontrakt z Rakowem i Michał Świerczewski nie zamierza puścić szkoleniowca za drobne. Dariusz Mioduski i jego ludzie stoją więc przed trudnym dylematem. Wycofanie się z walki o Papszuna byłoby wizerunkową kompromitacją, a negocjacje z częstochowianami mogą trwać długo, bo trudno przypuszczać, że właściciel Rakowa pójdzie na ustępstwa.
Legia Warszawa przegrywa więc ten sezon brakiem klarownej wizji. Z perspektywy czasu zwolnienie Edwarda Iordanescu, które zdaniem wielu kibiców wydawało się niezbędne, tylko pogorszyło sytuację w zespole, ponieważ Legia nie miała planu co dalej. Mimo że rumuński szkoleniowiec regularnie wysyłał sygnały, że nie chce dalej pracować na Łazienkowskiej, klub nie przygotował listy potencjalnych następców. Pod koniec listopada możemy napisać już, że to kolejny sezon, w którym Legia Warszawa nie wykorzystała swojego potencjału nawet w minimalnym stopniu. Brak długofalowej strategii odbija się klubowi czkawką niemal co roku.
