Legia Warszawa po 13. kolejce Ekstraklasy znajduje się na 10. miejscu w tabeli z dorobkiem 16 punktów (przy jednym meczu zaległym). W czwartkowy wieczór właśnie odpadła z Pucharu Polski. Dla klubu, w którym w tym sezonie brak mistrzostwa miał być katastrofą są to ogromnie rozczarowujące wyniki. Zawodzi przede wszystkim ofensywa. Średnia liczba strzelonych goli w porównaniu z poprzednim sezonem spadła z 1,76 do 1,16. Mniej gol od Legii w Ekstraklasie strzeliła tylko Arka Gdynia i Piast Gliwice. W pięciu meczach tego sezonu zespół Edwarda Iordanescu nie potrafił trafić do siatki. Skąd biorą się problemy ofensywne Legii?
Legia traci szansę na trofeum
Choć Legia w meczu z Pogonią Szczecin trafiła do siatki to jednak za główny czynnik porażki wskazuje się niewystarczająco dobrą grę w ofensywie. Do takiego wniosku doszedł również szkoleniowiec zespołu. – To co wydarzyło się dzisiaj, stworzyliśmy szanse, nie chce zrzucać winy na moich zawodników, ale rzeczywistość jest taka, że można kreować szansę, wrzucać piłki w pole karne. Mieliśmy 40 innych szans na kreowanie bramek, ale kiedy się nie strzela to się nie wygrywa meczów. Brakuje nam pewnych rzeczy – analizował porażkę Iordanescu na konferencji prasowej. – Ciągle robimy to samo, atakujemy, kreujemy szanse z każdego kątu, z każdej pozycji i muszę być szczery – są rzeczy, które mogę kontrolować i rzeczy, które są poza moją kontrolą, pod względem piłki i całego środowiska wokół drużyny – dodawał rumuński trener.
Okoliczności porażki z Pogonią muszą być dla piłkarzy i trenera Legii wyjątkowo frustrujące. Bramkę na 1:2 stracili po kontrataku wyprowadzonym tuż po tym, jak Damian Szymański w znakomitej sytuacji, uderzając z bliskiej odległości trafił w Valentina Cojocaru. Jedna niewykorzystana znakomita szansa była różnicą pomiędzy objęciem prowadzenia a koniecznością odrabiania strat na 3 minuty przed końcem podstawowego czasu dogrywki. Legia Warszawa zagrała bardzo podobny mecz do wielu w ostatnich tygodniach. Miała inicjatywę, posiadała piłkę, budowała ataki pozycyjne, a dzięki skutecznemu pressingowi oraz dobrej reakcji po stracie futbolówki długimi fragmentami zamykała przeciwnika na własnej połowie. Optycznie była zespołem lepszym. W dwóch pierwszych tercjach boiska grała co najmniej dobrze, momentami nawet bardzo dobrze, natomiast w strefie ataku – już kiepsko. Kibice znów mogli przeżywać deja vu z wielu meczów w ostatnich tygodniach.
Edward Iordanescu jest świadomy mocnych i słabych stron swojego zespołu
W niedzielny wieczór, po meczu z Lechem Poznań, Edward Iordanescu gościł w programie Liga+ Extra w stacji telewizyjnej Canal+. W tej niedługiej rozmowie padło kilka ciekawych wypowiedzi 47-latka, które dowodzą, że jest on świadomy mocnych i słabych stron swojego zespołu. Wie, co udało mu się poprawić względem poprzedniego sezonu, ale także, w czym Legia zaliczyła regres. – Na razie nie jesteśmy jeszcze na takim poziomie, na jakim byśmy chcieli być, ale mamy dużą kontrolę, posiadanie piłki, schematy i systemy, niezłą progresję. W strefie ataku nie dzieje się to, co powinno się dziać – zaznaczał Iordanescu. – W porównaniu z poprzednim sezonem, poprawiliśmy pozycję ataku, jeśli chodzi o posiadanie, dokończone podania, złożoność akcji, ale ostatnie 25 metrów… Tutaj czegoś brakuje, tam potrzebna jest kreatywność. Oczekuję od skrzydłowych i napastników, by lepiej rozwiązywali sytuacje. Snajper musi znaleźć przestrzeń, sposób na trafienie do siatki, musi mieć więcej pewności siebie – dodawał.
W dwóch ostatnich zdaniach z powyższego cytatu Edi Iordanescu zawarł cząstkę swojego spojrzenia na futbol. Zawiera się ona w teorii, że zadaniem trenera jest doprowadzenie zespołu pod pole karne przeciwnika, a tam piłkarze mają sami szukać rozwiązań. Wykazać się kreatywnością, podejmować ryzyko. Edward Iordanescu zdążył stworzyć w Legii odpowiednią bazę pod kontrolowanie meczu i dominowanie przeciwnika. Jego piłkarze w wielu meczach utrzymywali się przy futbolówce blisko pola karnego rywala i nie pozwalali im na wiele kontrataków. Według oficjalnych danych Ekstraklasy – Legia ma drugą najlepszą defensywę w lidze, patrząc przez pryzmat współczynnika goli oczekiwanych straconych (xGC) oraz piątą najlepszą ofensywę (wskaźnik xG), natomiast nie odzwierciedla to pozycji w tabeli, jaką zajmują Legioniści. W takich sytuacjach często kluczowa jest cierpliwość, ponieważ w dłuższej perspektywie model xG zazwyczaj oddaje rzeczywistą pozycję w tabeli. Zarząd na Łazienkowskiej nie wytrzymał jednak próby nerwów i po porażce z Pogonią w Pucharze Polski zwolnił trenera.
Dlaczego Legia ma problem w ofensywie?
Legii Warszawa w obecnym sezonie brakuje skuteczności, ale nie można sprowadzać ich problemów w ofensywie tylko do tego. Obserwując działania zespołu Edwarda Iordanescu w fazie ataku pozycyjnego można odnieść wrażenie, że akcje są za wolne. Nie chodzi tu o samo tempo wymiany podań, a bardziej wykorzystywanie wolnych przestrzeni. Legia rzadko próbuje zagrywać podania za linię obrony, a ofensywni zawodnicy również niewystarczająco często dają opcję do takiego zagrania, wykonując ruch za plecy obrońców. Brakuje również większej odwagi w rajdach z piłką oraz wchodzeniu w pojedynki. Jedynym zawodnikiem, który w jednym meczu zanotował co najmniej 3 udane dryblingi od wrześniowej przerwy na mecze reprezentacyjne był Ermal Krasniqi przeciwko Górnikowi Zabrze. Legia nie ma zawodnika, który robi indywidualną przewagę pod polem karnym przeciwnika, a na tym opiera się system gry Edwarda Iordanescu.
Tego problemu rumuński szkoleniowiec również wydawał się być świadomy. – Jakich piłkarzy dobierzemy, taki profil drużyny tworzymy. Do 4-3-3 z klasycznymi skrzydłowymi potrzebna jest szybkość na skrzydłach. (…) Jeśli jest się piłkarzem, który ma dobrą szybkość to zawsze będziesz grać bardziej wertykalnie – mówił w niedzielę w Lidze+ Extra. Gdy Iordanescu podpisywał kontrakt z Legią, wskazywano, że kluczowymi komponentami w jego zespole mają być przebojowi skrzydłowi. W rzeczywistości w kadrze Legii więcej jest jednak piłkarzy, którzy grając w bocznych sektorach boiska, preferują schodzenie w półprzestrzeni, aby stworzyć przewagę w środku (Kacper Urbański, Wahan Biczachczjan). Iordanescu dostał piłkarzy o preferowanej charakterystyce, natomiast ani Ermal Krasniqi, ani Noah Weisshaupt nie zdążyli jeszcze pokazać przy Łazienkowskiej ponadprzeciętnych umiejętności.
Nie można także pominąć kontuzji Jean-Pierre’a Nsame
Tuż przed wrześniowym zgrupowaniem reprezentacji Kameruńczyk zerwał ścięgno Achillesa, a był on głównym źródłem zdobywania bramek. Mileta Rajovic, mimo że jest najdroższym transferem w historii Ekstraklasy, nie potrafi choćby częściowo uzupełnić luki po Nsame. Nieobecność tak dobrego snajpera znacząco odbiła się na sile ofensywnej Legii, co również regularnie po ostatnich spotkaniach zaznaczał trener.
Edward Iordanescu sprawiał wrażenie trenera, który bardzo dobrze diagnozował problemy w grze swojego zespołu, ale nie potrafił (i nawet nie za bardzo próbował) znaleźć na nie recepty. Między wierszami budował narrację, że on robi wszystko, co w jego mocy, ale ofensywni piłkarze zawodzą. Teraz już nowy trener będzie musiał pokazać, że z tej kadry można wyciągnąć znacznie więcej.


