W derbach Mazowsza, inaugurujących 30. kolejkę PKO BP Ekstraklasy, górą Legia Warszawa! Tym samym podopieczni Kosty Runjaicia przełamali passę trzech meczów bez zwycięstwa. Z kolei dla Wisły Płock jest to trzecie kolejne starcie zakończone porażką.
Zaczęło się niepozornie
Od pierwszych minut wydawało się bowiem, że będzie to raczej dość wyrównane starcie. Nic bardziej mylnego – po 10. minutach pierwszą groźną sytuację wykreowała sobie warszawska Legia. Wtedy po zgraniu Artura Jędrzejczyka piłkę obok słupka posłał Bartosz Slisz. Raptem 60 sekund później bezmyślnym faulem we własnym polu karnym „popisał się” Adam Chrzanowski, pociągając za koszulkę Tomasa Pekharta. Sam środkowy defensor płocczan w wywiadzie w przerwie przyznał, że było to głupie zachowanie z jego strony. Podyktowaną jedenastkę na gola pewnie zamienił kapitan Legii – Josue.
Nafciarzy nie obudziła stracona bramka
Ci mieli problemy z dłuższym utrzymaniem się przy futbolówce, a także wyprowadzeniem jej z własnej połowy. Zupełnie bezużyteczni byli wahadłowi – Piotr Tomasik i Martin Sulek. Elektryczna była cała trójka stoperów przyjezdnych, którzy padali ofiarą wysokiego pressingu Legii. Po jednym z takich wysokich odbiorów, ładny techniczny strzał z półobrotu posłał Bartosz Kapustka, ale na posterunku był Bartłomiej Gradecki.
Na pierwszą niebezpieczną okazję ze strony Wisły musieliśmy czekać aż do 45. minuty. Wtedy to w szesnastkę rywali dostał się Rafał Wolski, ale jego uderzenie wybronił Kacper Tobiasz.
Po przerwie obraz gry zbytnio się nie zmienił
Legia zaczęła z wysokiego C za sprawą mocnego strzału z dystansu w wykonaniu Makany Baku. O ile na Niemca zazwyczaj się narzeka, o tyle dziś wypadł całkiem nieźle. Był aktywny na lewej stronie (nieco przygasł po zejściu na drugą flankę, gdy jego miejsce zajął Filip Mladenović), nie zapominał wracać do tyłu. W akcjach z przodu dużą przewagę robili także podłączający się się skrajni środkowi obrońcy – Jędrzejczyk i Yuri Ribeiro. Ich ofensywne wejścia wprowadzały zamieszanie w szeregach obronnych Wisły Płock.
Dopiero po 20 minutach drugiej odsłony piłkarze Pavola Stano zaczęli podchodzić nieco wyżej, nie mając nic do stracenia. Słowacki szkoleniowiec reagował z ławki, wpuszczając Dawida Kocyłę, Dominika Furmana, Marko Kolara i Milana Kvocerę. W 71. minucie nieźle na bramkę Kacpra Tobiasza przymierzył Piotr Tomasik, ale młodzieżowiec Legii nie dał się pokonać.
W końcówce koszmarny błąd przy próbie wyprowadzenia piłki popełnił jeszcze Jakub Szymański, niemal podając wprost pod nogi Ernesta Muciego. Albańczyk znakomicie wykorzystał ten prezent, mocnym strzałem pieczętując zwycięstwo swojej drużyny.
Kosta Runjaić musi docenić ten wynik
Zwycięstwo odniesione bez nadmiernego przemęczania się przed wtorkowym finałem Pucharu Polski. Nieco odpoczynku dostał Mladenović czy Ernest Muci, całego meczu nie rozegrali także Josue i Pekhart.
Płocczanie zaś wciąż wyglądają dość mizernie, a po formie z początku sezonu już dawno nie ma śladu. Brak Davo daje się we znaki, a i defensywa nie jest zbyt pewna w swoich poczynaniach.