Legia Warszawa gubi punkty! Wielkie emocje przy Łazienkowskiej

Po imponujących zwycięstwach Lecha Poznań i Jagiellonii Białystok również Legia Warszawa zamierzała dać reszcie ligi pokaz swoich piłkarskich możliwości. Stołeczny klub w swoim pierwszym oficjalnym spotkaniu w 2025 roku gościł przy Łazienkowskiej Koronę Kielce, którą czeka trudna walka o utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie. Faworyt? Oczywisty, chociaż ostatnie pojedynki warszawsko-kieleckie rzadko bywały jednostronne.

Legia Warszawa przekombinowała

Początek spotkania zwiastował spodziewany scenariusz. Legia Warszawa utrzymywała się przy piłce i próbowała znaleźć lukę w defensywie rywala. Rafał Mamla nie miał jednak większych problemów z uderzeniami Kacpra Chodyny oraz Wojciecha Urbańskiego. Legioniści czuli się pewnie — zbyt pewnie, co w 18. minucie mogło i powinno skończyć się golem dla Korony Kielce. Po błędzie Vahana Bichakhchyana z kontrą pomknął Wiktor Długosz, który w decydującym momencie uderzył jednak w Gabriela Kobylaka.

REKLAMA

Gospodarze dostali ostrzeżenie, jednak nie wyciągnęli żadnego wniosku. Dalej próbowali zamykać rywala na jego połowie, ustawiając linię obrony na środku boiska. Co więcej, w 22. minucie pozwolili sobie na fatalną pomyłkę. Kobylak podawał piłkę do Rafała Augustyniaka, który był naciskany przez jednego z przeciwników. Składamy się do tezy, że winę za tego gola ponosi golkiper Legii.

Po chwili Adrian Dalmau dał prowadzenie Koronie Kielce. Jakby tego było mało, kilkadziesiąt sekund później z boiska wyrzucony został Ryoya Morishita.

Japończyk dotknął wybiegającego na czystą pozycję Długosza. 24-latek chciał wymusić karę dla oponenta, a arbiter przyznał mu rację. Uczciwie trzeba sobie jednak przyznać — Legia Warszawa przekombinowała z ustawieniem na murawie, czym dała Koronie szanse na wyprowadzanie kontr. Kielczanie poczuli słabość przeciwnika, więc nie dziwne, że kilka razy z tego skorzystali.

Zaskakująca końcówka pierwszej połowy

Legia Warszawa w meczu, który miała pewnie wygrać, strzelając kilka bramek — przegrywała 0:1 i od 23. minuty musiała grać w osłabieniu. W 40. minucie do wyrównania doprowadził jednak Steve Kapuadi, który zachował zimną krew po dośrodkowaniu z rzutu wolnego.

Gospodarze chcieli pójść za ciosem, a przed przerwą arbiter podyktował jeszcze jedenastkę po faulu Mamli na Pawle Wszołku. Augustyniak wziął na siebie odpowiedzialność za wykonanie karnego i uderzył w słupek.

Po zmianie stron kolejne gole wydawały się kwestią czasu. Na murawie pojawił się Rúben Vinagre, a swoją szansę miał Bichakhchyan. Po przeciwnej stronie boiska aktywny pozostawał Długosz, kolejne trafienie mógł zanotować Dalmau. To nie był pojedynek kandydata do mistrzostwa i możliwym spadkowiczem. Oczywiście, swoje zrobiła przewaga jednego zawodnika. Kielczanie przy Łazienkowskiej chcieli walczyć o pełną pulę. Statystycznie — obie ekipy w drugiej połowie notowały mniej więcej po 50% posiadania piłki. Goście mogli zresztą nadziać się na kontry, jednak Claude Goncalves nie poradził sobie z możliwością wykończenia wypadu pod bramkę Mamli.

Legia Warszawa miała gonić poznańskiego Lecha, tymczasem w 19. kolejce nieoczekiwanie pogubiła punkty. Co więcej, Korona Kielce może czuć niedosyt, bowiem przy odrobinie szczęścia mogła sięgnąć po zwycięstwo przy Łazienkowskiej.

Legia Warszawa — Korona Kielce 1:1 (Kapuadi 40′ – Damlau 22′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,730FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ