Legia Warszawa w ćwierćfinale Pucharu Polski mierzyła się z Jagiellonią Białystok. Wynik 3:1 dla gospodarzy nie do końca oddaje przebieg spotkania, które w rzeczywistości mogło skończyć się nawet triumfem białostoczan. Mieli oni swoje szanse, ale zabrakło im dojrzałości w końcówce. To właśnie ten fragment meczu przesądził o rezultacie, a w nim na boisku wszystko działo się pod dyktando warszawskiej Legii. Jak było jednak wcześniej? Odpowiedź znajdziecie w pomeczowych wnioskach!
1. Marc Gual jest słaby? Tak, ale nie słabszy od Szkurina
Kibice Legii od dłuższego czasu wyrażają swoje zniecierpliwienie i niechęć względem Marca Guala. W pewnym sensie jest to zrozumiałe, gdyż napastnik w tym sezonie nie imponuje swoimi statystykami indywidualnymi. W meczu z Jagiellonią zagrał jednak obok nowego nabytku Wojskowych, Ilji Szkurina, i w porównaniu z nim wcale nie był już taki słaby. Było tak z prostego powodu – były zawodnik Miedzi Legnica zagrał jeszcze gorzej od niego. Był bardzo niewidoczny i rzadko dostawał piłkę, ale nie może tłumaczyć tego tylko nieuzasadnionym brakiem podań od kolegów. Często po prostu kiepsko poruszał się po boisku, nie pilnując linii spalonego czy będąc o pół kroku spóźnionym względem partnerów. Z kolei Gual przynajmniej próbował zaistnieć. W pierwszej połowie oddał jeden groźny strzał po ziemi (minimalnie niecelny), a także był bliski asysty. Dobrze podał bowiem do Bartosza Kapustki, który chwilę później trafił tylko w słupek bramki Jagiellonii.
Żaden ze snajperów gospodarzy nie zanotował fenomenalnego występu, na czym po raz kolejny ucierpiała zresztą ofensywa Legii. Z dwojga złego to Gual zaprezentował się nieco lepiej. Dawał swojej ekipie więcej w ataku, a także grał nieco niżej i dzięki temu angażował się też w grę obronną. Po tym meczu chyba nikt nie będzie dalej wierzył, że Szkurin stanie się magicznym lekiem na całe zło, które dotyczy podopiecznych Gonçalo Feio. W 66. minucie zrozumiał to najwyraźniej także sam trener Legionistów, który zdjął go z boiska.
2. Legia szukała guza
Na stadionie im. Marszałka Józefa Piłsudskiego Legia wcale nie była drużyną, która udowodniłaby swoją siłę i dominowałaby nad rywalami. To Jaga otworzyła wynik meczu, częściej była nieprzepisowo zatrzymywana przez rywali, a także wyglądała lepiej czysto technicznie. Miała pomysł, co zrobić z piłką, co najlepiej pokazuje obejrzenie całej akcji bramkowej w wykonaniu przyjezdnych:
Ta akcja to jest istne Siemieniec ball. Niecała JEDNA MINUTA wystarczyła by od swojej bramki rozklepać zespół rywala. To nie FC Barcelona – to jest Jagiellonia Białystok🤯🔥#LEGJAG #PucharPolski pic.twitter.com/vQCmqWUSoN
— MsPL (@MsPL192114) February 26, 2025
Z kolei Legia popełniała dużo błędów i często po prostu waliła głową w defensywny mur postawiony przez rywali. Nieco humorystyczną i najbardziej jaskrawą wizualizacją tego problemu może być ten krótki film:
Tiki taka #LEGJAG pic.twitter.com/seU59wg1zT
— Domino Jachaś #Jachaś2025 (@domijachas) February 26, 2025
Niestety takich niewymuszonych strat w wykonaniu Legii było znacznie więcej. Wielu graczy nie pokazało swojego maksimum, a akcje były przerywane i nieco chaotyczne. Kulminacja problemów Legii nastąpiła jednak nie w ofensywie, lecz pod własną bramką. Chodzi mi o absurdalne zachowanie Pawła Wszołka, który mógł dać Jagiellonii prezent w postaci absurdalnego rzutu karnego. Mógłby, gdyby nie arbiter, który po obejrzeniu powtórki tej sytuacji… zdecydował o anulowaniu jedenastki. Było to – delikatnie mówiąc – dziwne posunięcie, gdyż faul wydawał się po prostu ewidentny i mógł dać Jadze świetną szansę na wyjście na prowadzenie 2:1 w końcówce meczu.
Dajemy karne, jak gość skacze do piłki i jest nabijany bedąc tyłem do niej, a nie dajemy w takim przypadku 🙂 #LEGJAG pic.twitter.com/bRIap4zNya
— Adrian Somorowski (@asomorowski) February 26, 2025
Na szczęście dla Legii tak się jednak nie stało, a reakcja gospodarzy na problemy była wymarzona. Zamiast załamywać ręce, ruszyli do ataku i nie chcieli pozostawić rozstrzygnięcia meczu przypadkowi. No i udało się, a to, co działo się po anulowanym karnym to już pełna kontrola boiskowych wydarzeń przez Wojskowych!
3. Bez błędów bramkarza wygrywanie jest prostsze
Legia Warszawa „słynie” ostatnio z tego, że pozycja bramkarza wiąże się z wieloma zwrotami akcji, a nawet aktami sabotażu. No bo jak nazwać „popisy” Vladana Kovačevicia z meczu z Radomiakiem, gdy ten nie potrafił wykonać nawet tak prostych czynności, jak wyłapanie wrzuconej z autu piłki? Teraz jednak zagrał solidnie – nie popełnił żadnej rażącej pomyłki, a także dobrze grał nogami, co również ma duże znaczenie w takich dość zamkniętych i wyrównanych meczach. Tym razem zespołem, któremu nie pomagał golkiper, była Jagiellonia. Strzegący dostępu do jej bramki Sławomir Abramowicz mógł zachować się lepiej przy bramce Ryoyi Morishity z końcówki spotkania.
GOL NA 2:1 DLA @LegiaWarszawa Z PERSPEKTYWY MURAWY ✅
— TVP SPORT (@sport_tvppl) February 26, 2025
📲 Oglądaj #LEGJAG ▶️ https://t.co/NN9zDdWS1o pic.twitter.com/t3A2tDbgvF
Właśnie takie detale ostatecznie zadecydowały o końcowym rezultacie meczu. Legia może nie grała wspaniałego meczu, ale wygrała i może czekać na rywala w półfinale Pucharu Polski. Tam będzie mogła pracować nad poprawą stylu przy jednoczesnym utrzymaniu równie korzystnego wyniku, co w starciu z Jagiellonią.