Górnik Zabrze ma jak dotąd dwa oblicza w PKO BP Ekstraklasie. To lepsze pokazuje jak dotąd u siebie, gdzie nie stracili jeszcze ani jednej bramki. Na wyjeździe jest już inaczej, gdyż poza własnym stadionem w 4 meczach zdobyli 4 punkty (tyle samo, co w 2 domowych starciach). W tabeli podopieczni Jana Urbana przed pojedynkiem w 7. kolejce zajmowali 10. miejsce. Lechia Gdańsk, czyli ich dzisiejszy rywal, wciąż nie pokonał swoich największych bolączek. Zamykali oni bowiem tabelę, mając na koncie zaledwie 2 oczka. Byli bardzo blisko pierwszego zwycięstwa od powrotu do Ekstraklasy, lecz w ostatnich minutach wypuścili je z rąk na rzecz Rakowa.
Dwa szybkie ciosy
Mecz rozpoczął się dość spokojnie – w pierwszych 10 minutach oddany został tylko jeden strzał. Na samym początku więcej przy piłce utrzymywali się gdańszczanie, lecz podopieczni Jana Urbana wkrótce potem przejęli inicjatywę. Jako pierwsi groźną akcję miała Lechia, kiedy to w 8. minucie Camilo Mena ograł obrońców, ale potem źle przymierzył. Dogodniejszą okazję miał 4 minuty później Górnik. Lukas Podolski posłał długie podanie do Taofeeka Ismaheela, a Nigeryjczyk zgrał do środka, do Luki Zahovicia. Słoweniec pokonał Szymona Weiraucha, lecz pośpieszył się z wyjściem do piłki i gol został anulowany. Lechia dostała ostrzeżenie od rywala, a zwłaszcza jej obrońcy, którzy w tej sytuacji nie zachowali się najlepiej.
Zabrzanie rozkręcili się na dobre. Dobrze pracowali w ofensywie, nie pozwalali przeciwnikowi na zbyt wiele. Jednakże, o ironio, wynik otworzyła Lechia. W 24. minucie Anton Carenko odnalazł sobie miejsce w okolicach 16. metra i oddał mierzony strzał w kierunku dalszego słupka. Michał Szromnik był bezradny wobec uderzenia Ukraińca. W momencie trafienia Carenki Lechia miała ledwie około 30% posiadania piłki – zatem nie trzeba dużo nią grać, by osiągnąć korzyści. Jakby tego było mało, 4 minuty później Lechiści wyprowadzili drugi, bolesny cios. Rifet Kapić dostarczył piłkę kolegom z rzutu rożnego i Elias Olsson wygrał powietrzny pojedynek, szybko podwajając prowadzenie.
Górnik wraca do gry
Dwa szybko strzelone gole dodały Lechii animuszu i nie chciała poprzestać na dwubramkowym prowadzeniu. Mogłoby być i trzybramkowe, gdyż jeden z piłkarzy Lechii zauważył, że przeciwnik dotknął piłki ręką w polu karnym. Umówmy się, to reklamowanie nieprzepisowego zagrania nie miało większego sensu – piłka trafiła piłkarza Górnika w udo. Nawet na powtórkach zapewnianych przez realizatora można było dostrzec, że o karnym nie ma mowy. Chwilę po tej akcji jeszcze próbował Tomasz Wójtowicz, lecz trafił minimalnie tuż obok słupka. Górnik nie pozostawał jednak bierny i szukał bramki kontaktowej, z czym miał jednak problemy. Do przerwy nic nie wskórali. Choć liczba strzałów była podobna, to lepsze jakościowo oddawali podopieczni Szymona Grabowskiego.
Jan Urban musiał w przerwie zareagować, jeśli Górnik chciał wrócić do walki. Ekipa z Górnego Śląska nadal próbowała atakować, lecz już zaczęło jej to wychodzić lepiej niż w pierwszej połowie. Na korzyści długo czekać nie trzeba było. W 53. minucie zabrzanie wyprowadzili ładną, koronkową akcję, szybko wymieniając podania między sobą. Erik Janža zagrał na wolne pole do Pawła Olkowskiego, a zmiennik dobrze wykończył tę akcję i Górnik złapał kontakt.
Co za walka, co za emocje!
Górnik potrzebował tego gola. Dał on zabrzanom nadzieję na zdobycie punktów, zaś w szeregach Lechii wkradła się pewna obawa o utratę korzystnego rezultatu. Gdańszczanie zostali zobligowani do zachowania koncentracji, ale też i do ponownego powiększenia przewagi. Po godzinie gry mieli dwie świetne okazje. Najpierw Olkowski wyręczył Szromnika po uderzeniu Meny, a potem bramkarz wykazał się nie lada refleksem, broniąc uderzenie głową Bujara Pllany. Wkrótce potem Lechiści dopięli swego. W 68. minucie Pllana źle przyłożył głowę do strzału, lecz obok niego był Bohdan Wjunnyk i ukraiński napastnik strzelił trzeciego gola dla beniaminka. Wyciągnęli nauczkę z przegranego starcia z Rakowem i zrobili dużo, by dowieźć trzy punkty do końca.
Ta konfrontacja weszła w decydującą fazę. Lechia miała znaczną przewagę, lecz nie bez powodu mówi się, że dwubramkowe prowadzenie to nie jest bezpieczny wynik. Walka była zacięta, choć w końcówce to Górnik atakował częściej. Nic w tym dziwnego. Zabrzanie mieli coraz mniej czasu na odrobienie strat, a trzy punkty z każdą chwilą przybliżały się do ekipy z Trójmiasta. 14-krotni mistrzowie Polski nie mieli zamiaru składać broni, co zasygnalizowali gdańszczanom w 82. minucie. Felipe Nascimento huknął z około 20 metrów, nie dając Weirauchowi najmniejszych szans na obronę.
Zabrzanie nie ustępowali i jeszcze próbowali podkręcić tempo w ostatnich minutach meczu, jednak korzyści im to nie dało. Takie mecze, jak ten, aż chce się oglądać. Działo się bardzo dużo, a piłkarze rozpieszczali oko kibiców licznymi atakami i bramkami. Gdyby Górnik był skuteczniejszy w pierwszej połowie, to wywalczyłby przynajmniej punkt. Jednakże Lechia nie popełniła tego samego błędu, co kolejkę temu i utrzymała korzystny wynik. Podopieczni Szymona Grabowskiego wygrali swój pierwszy mecz od powrotu do elity, lecz nie opuścili jeszcze strefy spadkowej. Gdańszczanie zajmują aktualnie 16. miejsce.