Lech Poznań pokonał wczorajszego wieczoru przy Bułgarskiej – jakby nie patrzeć – półfinalistę ubiegłej edycji Ligi Mistrzów i zapewnił sobie awans do fazy pucharowej Ligi Konferencji. Choć aktualnie dzięki wprowadzeniu tychże rozgrywek jest o to łatwiej – fakty są takie, że Ekstraklasa po raz pierwszy od sezonu 2016/17 ma swojego przedstawiciela w europejskich pucharach na wiosnę.
Lech Poznań zagrał najlepszy mecz w sezonie
Wczorajszy występ z Villarrealem był bez wątpienia najlepszym w wykonaniu Kolejorza odkąd John van den Brom przejął stery (nawet biorąc poprawkę na to, że Villarreal miał już pewne 1. miejsce w grupie). Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem można było mieć obawy, ponieważ za kartki pauzował lider środka pola, Jesper Karlstrom. Ponadto trener zaskoczył i w wyjściowej jedenastce postawił na chimerycznego i apatycznego Kristoffera Velde oraz Filipa Marchwińskiego, który sprawia wrażenie, jakby – mimo już 20 lat na karku – ciągle nie dostosował się do seniorskiego futbolu. W podstawowym składzie zabrakło z kolei Filipa Dagerstala, który w niedzielę z Rakowem zagrał dopiero pierwszy mecz po kontuzji, a w poprzednich spotkaniach Ligi Europy był wyróżniającą się postacią w szeregach Kolejorza.
John van den Brom tym razem się nie pomylił. Wszystko przebiegło zgodnie z jego planem, a ważniejsze niż personalia z perspektywy Lecha był sposób gry. Villarreal zostawił im przestrzeń za linią obrony, a poznaniacy udowodnili już nie raz, że z tego potrafią korzystać. W meczu z Villarrealem byli zdyscyplinowani taktycznie w defensywie. Po tym, jak początkowo goście stworzyli sobie kilka sytuacji Lech w defensywie ustawiał się jeszcze węziej i zagęszczał środkową strefę, a dwójka z przodu (Ishak i Marchwiński) odcinała podania do przeciwnej „6-tki”. Hiszpanie grali ofensywnie, a to dawało szansę Kolejorzowi na owocne kontrataki, do których ławą ruszał cały ofensywny kwartet.
Pozytywna absencja?
Nie dowiemy się już, jak wyglądałby ten mecz, gdyby do dyspozycji był Jesper Karlstrom, ale można obronić tezę, że paradoksalnie jego absencja wyszła zespołowi na dobre. Ze Szwedem trener mógłby zdecydować się na ustawienie 4-5-1 z Karlstromem, Murawskim i Kvekveskirim w środku, jak w ostatnim spotkaniu Ligi Europy z Austrią Wiedeń. A to zaś miałoby swoje konsekwencje w sposobie gry Lecha. Można zakładać, że broniąc z jednym wysuniętym graczem, a nie dwoma (choć czasami defensywne ustawienie Lecha wyglądało też na 4-1-4-1) Villarreal miałby o wiele łatwiej realizować ulubioną grę swojego nowego trenera, Quique Setiena – podania, dominacja i w konsekwencji głębokie bronienie Lecha. A tak Lech, choć ustawiał zasieki na własnej połowie to nie dawał spychać się pod własną szesnastkę.
Drugi czynnik to ofensywa. Kiedy popatrzymy na gole strzelane wczoraj przy Bułgarskiej – przy każdym gospodarze mieli zaangażowanych czterech zawodników w ofensywę. Gdyby ofensywnego pomocnika zastąpił środkowy/defensywny wówczas szybkie ataki Kolejorza zapewne nie miałyby takiego impetu.
Mecz z Villarrealem pokazał, że Lech najlepiej czuje się wtedy, gdy może wykorzystać przestrzeń w szybkich atakach. Nie jest to typowa defensywna gra i liczenie na kontrataki. Lech przeciwko dużo silniejszemu rywalowi bardzo często rozpoczynał grę od bramki krótkimi podaniami i nie stosował najprostszych środków, aby ominąć pressing rywala. Środkowi obrońcy pewnie czują się w rozegraniu (niezależnie kto z trójki Milic, Satka, Dagerstal akurat gra), a Kvekveskiri z piłką przy nodze przerasta poziom Ekstraklasy. Gruzin w rozegraniu nie potrzebował obok siebie partnera, przez co ustawienie Kolejorza w tej fazie gry przypominało 4-1-2-3 z Marchwińskim schodzącym do drugiej linii. Lech podejmuje ryzyko w rozegraniu, ale gdy uda im się ominąć pressing rywala – znajduje się w dogodnej sytuacji, aby zagrozić bramce. W ataku często ma równowagę liczebną (cztery na cztery) i sporo miejsca do eksploatacji.
Nadzieje na wiosnę
Druga lokata w grupie oznacza, że Lech w 1/16 finału Ligi Konferencji zmierzy się ze spadkowiczem z Ligi Europy. Patrząc na potencjalnych rywali Poznaniacy do większości pojedynków nie będą przystępować jako faworyt. Styl gry, który przełożył się na najwięcej dobrego pod wodzą Johna van den Broma możliwy jest do realizacji właśnie w konfrontacjach, w których Lech nie będzie musiał prowadzić gry, w których będzie mógł zastosować „prawo słabszego”.
Do fazy pucharowej Ligi Konferencji jeszcze daleko, ale Lech wyrobił już w sobie cechę, która bardzo przydaje się w systemie pucharowym – zespół Johna van den Broma bardzo rzadko przegrywa. Oczywiście początek sezonu był słaby, ale gdy uwzględnimy wszystkie czynniki – wtedy to był zupełnie inny zespół. Nowy szkoleniowiec nie miał czasu na spokojne poznanie zespołu w treningu, Lech podróżował z jednego końca Europy na drugi, a jakby tego było mało trzech najlepszych środkowych obrońców wypadło z kontuzją. Od momentu, gdy Kolejorz przypieczętował awans do fazy grupowej Ligi Konferencji z siedemnastu meczów przegrał tylko trzy:
- z Villarrealem (czyli bardzo trudnym rywalem) na wyjeździe po golu straconym w 89. minucie
- z Rakowem Częstochowa po golu straconym w 93. minucie, gdzie John van den Brom odszedł od klasycznego ustawienia dla Lecha i zagrał reaktywnie. Dostosował się do rywala przechodząc na ustawienie z trójką obrońców. Swego czasu Maciej Kędziorek mówił, że kiedy pracował w Rakowie i rywale specjalnie zmieniali ustawienie, aby zneutralizować ich atuty to dla nich była to idealna sytuacja, więc możemy stwierdzić, że holenderski trener popełnił błąd w przygotowaniu planu na ten mecz
- ze Śląskiem Wrocław w Pucharze Polski, gdzie – choć nie było wielkich rotacji – to zabrakło liderów ofensywy – Ishaka i Skórasia. Będąc od początku sezonu w rytmie gry dwa razy w tygodniu mogli też potraktować ten mecz trochę jak odpoczynek mentalny
Lech często nie gra dobrze, ale nawet jak im nie idzie to rzadko przegrywa.
Kluczowa jest tu postawa defensywy. John van den Brom na tym zaczął budować fundament zespołu. Lech może nie porywać swoją grą, nie tworzyć tylu sytuacji, ile mógłby, gdyby w pełni wykorzystał swój potencjał ofensywny, ale dzięki dyscyplinie taktycznej traci bardzo mało bramek i regularnie zbiera punkty. Kolejne ekstraklasowe zespoły mają problem, aby oddać celny strzał przy Bułgarskiej. W Lidze Konferencji z kolei tylko 5 zespołów dopuściło do mniejszej liczby celnych uderzeń na swoją bramkę. W futbolu mamy zespoły, które specjalizują się w wygrywaniu oraz takie, które specjalizują się w nie przegrywaniu. Te pierwsze najlepiej sprawdzają się w systemie ligowym, natomiast te drugie – w formatach pucharowych. Lech tej jesieni sprawia wrażenie właśnie takiego zespołu pucharowego. Drużyny, która sama może nie wygrywa tak często, jakby chciała i – oceniając realnie jej potencjał – mogła, ale za to bardzo trudno ją pokonać. A to w kontekście pucharowej wiosny może nastrajać optymizmem.