Stadion we Wrocławiu nie należy do najbardziej ulubionych boisk Lecha Poznań. Śląsk Wrocław ostatnie dwa domowe mecze z Kolejorzem wygrał, a teraz znów zainkasowali komplet punktów w bezpośrednim starciu. Poznaniacy podobnie jak Jagiellonia Białystok potknęli się w meczu z dołem tabeli. Zieloni natomiast tracą już tylko trzy oczka do miejsca dającego utrzymanie.
Walemark zepsuł, Walemark pomógł naprawić
Ale Szwed zaliczył pierwszą połowę. Oprócz tego, że generował jakieś tam zagrożenie pod bramką Rafała Leszczyńskiego (bo o poważnym nie może być mowy), to przyłożył rękę do obu bramek, które padły do przerwy. Zarówno do straconej, jak i tej strzelonej.
Na początku meczu Patrik Walemark wziął się za rozgrywanie piłki z prawego skrzydła. Zszedł sobie więc z nią do środka i uporczywie nękany przez rywala posłał niecelne podanie w poprzek boiska. Przejął je Piotr Samiec-Talar, który napędził akcję Śląska. Co prawda defensywa Lecha, a konkretniej Bartosz Salamon, poradziła sobie początkowo z zagrożeniem, ale zaraz do piłki dopadł Assad Al Hamlawi i z pierwszej piłki uderzył w stronę bramki. Zrobił to na tyle dobrze, że po jego strzale przy napisie „Śląsk Wrocław” na tablicy wyników pojawiła się cyfra „1”. Bramka naprawdę palce lizać.
𝐀𝐒𝐒𝐀𝐃 𝐀𝐋 𝐇𝐀𝐌𝐋𝐀𝐖𝐈! 🎯 Fenomenalne trafienie napastnika Śląska! 😍 Gospodarze prowadzą z Lechem Poznań 1:0!
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) March 29, 2025
📺 Transmisja meczu w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/54KRMEj7C2 pic.twitter.com/kYyWunGKB5
Później skrzydłowy Lecha próbował naprawić swój błąd, ale do tego doszło dopiero pod koniec pierwszej połowy. Wcześniej po jego akcji strzał Filipa Jagiełły obronił Rafał Leszczyński. Bramkarz Śląska dał radę też wyciągnąć się i zatrzymać główkę Mikaela Ishaka. Gol wyrównujący padł dopiero w 41. minucie za sprawą właśnie obu Szwedów. Walemark poszedł do końca na piłkę odbijającą się w polu karnym i dał się kopnąć Petrowi Schwarzowi. Błąd Czecha poskutkował jedenastką dla Lecha, a następnie bramką Ishaka. Trochę szczęścia mieli poznaniacy w tej akcji, bo zachowanie Schwarza było naprawdę głupie.
Szczególnie że gospodarze notowali bardzo dobry okres na boisku. Potrafili dobrze naciskać na rywali i powodowali, że nie dało się odróżnić, która drużyna jest na 3. miejscu w tabeli, a która ją zamyka. Mogli też udokumentować swoją przewagę golem, ale zarówno próba Arnau Ortiza, jak i strzał Jose Pozo nie leciały w światło bramki.
Al Hamlawi na dwa, Schwarz na trzy
Po przerwie formę trzymał Śląsk. Głównym motorem napędowym akcji ofensywnych był wpuszczony na boisko Mateusz Żukowski. Zawodnik Wojskowych został bohaterem żartów już w pierwszej połowie, gdyż siedząc na ławce, został ukarany żółtą kartką, która eliminuje go z gry w meczu z Motorem Lublin. Jego rajdy prawą stroną nie przynosiły wymiernych korzyści, ale wrocławianom i tak udało się znów wyjść na prowadzenie. Po rzucie wolnym z prawej strony strzał z dystansu oddał Ortiz. Piłka odbiła się od słupka, trafiła Dino Hoticia i znalazła się w zasięgu Al Hamlawiego. Strzelec pierwszego gola szybko złożył się do strzału i w ekwilibrystyczny sposób wbił piłkę do bramki. A więc reprezentant Palestyny strzelił już 5 gola na przestrzeni ostatnich 4 spotkań.
𝐃𝐔𝐁𝐋𝐄𝐓 𝐀𝐒𝐒𝐀𝐃𝐀 𝐀𝐋 𝐇𝐀𝐌𝐋𝐀𝐖𝐈𝐄𝐆𝐎! ✌️⚽ Śląsk znów prowadzi z Lechem! 🔥
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) March 29, 2025
📺 Transmisja meczu w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/54KRMEj7C2 pic.twitter.com/CJt8ucXLPk
Odpowiedzieć na stratę gola szybko chciał Alfonso Sousa, ale tak jak w pierwszej połowie, jego próba cechowała się brakiem celności. Portugalczyk mógłby się uczyć od rywali, którzy jak już znajdowali się w dogodnej sytuacji, to sprawiali problemy Bartoszowi Mrozkowi. Bramkarz poznańskiej drużyny ratował swoją drużynę raz po raz, a zdarzało mu się nawet robić to dwa razy w jednej akcji. Tak było, gdy obronił strzał Henrika Udahla w sytuacji sam na sam, a później zdołał odbić dobitkę Jakuba Jezierskiego.
Śląsk Wrocław uporczywie dążył do zamknięcia meczu trzecią bramką. Żukowski po prostu musi trafić do bramki w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się w końcówce meczu po świetnej wrzutce od Schwarza. Nerwy były do samego końca, aż Antoni Kozubal przewinił we własnym polu karnym, a Lecha z jedenastu metrów dobił Schwarz.
Dla Lecha to druga porażka z rzędu, która w przypadku poniedziałkowego zwycięstwa Rakowa Częstochowa w Lubinie znacznie skomplikuje mu skuteczną walkę o mistrzostwo. Lechici mogą jednak mieć pretensje tylko do siebie, bo w tym meczu nie było widać różnicy poziomów, której można by było oczekiwać od zespołu z ligowej czołówki. A Śląskowi należą się gratulacje. Coś, co wydawało się całkowicie niemożliwe, coraz bardziej się materializuje. A obecnie do znajdującej się na 15. miejscu Lechii Gdańsk doskoczyli na odległość trzech punktów. To tyle, co nic.