Po tragicznym początku sezonu Chelsea zaczęła prezentować oznaki znacznej poprawy gry pod wodzą Mauricio Pochettino, czego dowodem był występ przeciwko Arsenalowi. Co prawda „The Blues” wypuścili z rąk zwycięstwo, lecz kibice mogli czuć dumę z postawy swojej drużyny. Podopieczni argentyńskiego szkoleniowca przed meczem z Brentford notowali serię czterech meczów bez porażki we wszystkich rozgrywkach. Na Stamford Bridge przyjechała ekipa Thomasa Franka, która ostatnim wygranym meczem z Burnley zakończyła serię sześciu meczów bez zwycięstwa.
Otwarte i żywe spotkanie
Od samego początku można było odnieść wrażenie, że spotkały się zespoły, których w tym spotkaniu interesuje tylko komplet punktów. Goście próbowali swoich szans przede wszystkim w kontratakach. Brakowało im jednak jakości. Thomas Frank doskonale wiedział, że jego zespół jest słabszy piłkarsko. Starał się przełamać obronę Chelsea długimi podaniami czy też stałymi fragmentami gry. Jego drużyna nie jest zespołem, który lubi utrzymywać się przy piłce. To było widoczne również i w tym meczu.
Zupełnie inaczej grali dzisiaj podopieczni Mauricio Pochettino. Groźni byli zawodnicy z formacji ofensywnej. Tak naprawdę każda akcja musiała przejść przez Cole’a Palmera i Raheema Sterlnga. Gospodarze stwarzali sobie groźne sytuacje, lecz jak to w ostatnim czasie bywa u Chelsea — brakowało skuteczności. „The Blues” byli lepszym zespołem, lecz nie potrafili swoich szans zamienić na gole. Żywiołowość i otwartość tego meczu mogły się jednak podobać. Nikt nie zamierzał odpuszczać. Jedyne czego brakowało to soli piłki nożnej, jaką są gole. Obie ekipy miały plan na ten mecz i co by nie mówić dość skutecznie go realizowały. Brakowało tylko postawienia kropki nad „i”.
Chelsea nie potrafi wykorzystać swoich szans
Druga połowa zaczęła się podobnie jak pierwsze 45 minut meczu. Chelsea dominowała swoich przeciwników posiadaniem piłki. Stwarzała sobie z minuty na minutę coraz to groźniejsze okazje, lecz brakowało w nich skuteczności. Same podania to nie wszystko. Bramka wisiała w powietrzu i wydawało się, że gol gospodarzy to kwestia czasu.
Koniec końców tenże padł, lecz dla podopiecznych Thomasa Franka. Obrona Chelsea zagapiła się. Z łatwością piłkarze Brentford po wyrzucie z autu dostali się pod pole karne swoich rywali i w 58. minucie dośrodkowanie Bryana Mbeumo wykorzystał Ethan Pinnock. „The Blues” nie potrafili strzelić gola, to „Pszczoły” wzięły sprawę w swoje własne ręce. Brentford pokazało swoim rywalom, w czym tkwi ich problem. Wystarczyła jedna składniejsza akcja. Zryw, który zapewnił gola. Po nim goście mogli już tylko się bronić i czekać na kontrataki. A gospodarze dalej bili głową w mur. Chelsea w ostatnich minutach postawiła wszystko na jedną kartę. W pole karne udał się Robert Sanchez, lecz gospodarze zostawili tak naprawdę pustą bramkę. Mbeumo wykorzystał szansę i dobił The Blues.
Gdy wydawało się, że w niebieskiej części Londynu powoli wychodzi słońce to przychodzi taki mecz jak ten z Brentford
To spotkanie idealnie uwypukliło po raz kolejny problemy Chelsea ze skutecznością i z linią obrony. Ekipa Thomasa Franka znakomicie wykorzystali swoją szansę na gola, a następnie cofnęli się pod swoją bramkę i znakomicie bronili jej dostępu. Mecz z Brentford był ostatnim przed bardzo ciężkim terminarzem. Przed piłkarzami Mauricio Pochettino spotkania z Tottenhamem, Manchesterem City, Newcastle, Brighton i Manchesterem United. Aż strach pomyśleć, gdzie Chelsea będzie znajdować się po tam morderczym terminarzu. Skoro nie potrafią wygrać z Brentford to ciężko o optymizm. Z drugiej strony, ten mecz był do spokojnego wygrania, gdyby tylko gospodarze potrafili wykorzystać swoją przewagę i zamiast oddawać 15 niecelnych strzałów, popracowali nad wykończeniem akcji.