Prawdziwa kanonada w Madrycie! Real kapitalnie rozpoczął spotkanie przeciwko Deportivo Alaves i do 85. minuty prowadził 3:0. Koncertowe spotkanie grali m.in. Lucas Vasquez, Rodrygo, Jude Bellingham czy Kylian Mbappe. Kontrowersje sędziowskie i zaskakująca końcówka sprawiły jednak, że zdobycie kibice Królewskich do końca drżeli o 3 punkty.
Błyskawiczne prowadzenie i klasowa akcja Mbappe
Królewscy nie kazali dzisiejszego wieczoru czekać swoim kibicom nawet minuty na pierwszą bramkę spotkania z Deportivo Alaves. Fede Valverde popisał się doskonałym, długim przerzutem na lewą stronę do Viniciusa Juniora. Ten w charakterystyczny dla siebie sposób pomknął z futbolówką do linii końcowej, skąd dograł groźnie w pole karne rywali. A na futbolówkę świetnie nabiegł Lucas Vasquez i już w 53. sekundzie rywalizacji Real prowadził 1:0 z ekipą Babazorros.
Po tym trafieniu gospodarze nieco spuścili z tonu. Zespół Carlo Ancelottiego spokojnie kontrolował wynik, nie szarżując za wszelką cenę w stronę bramki przeciwnika raz za razem. Dopiero w 22. minucie do siatki trafił Kylian Mbappe, ale w trakcie podania Jude’a Bellinghama znajdował się na pozycji spalonej. Niestety, poza nielicznymi momentami ciekawej piłkarskiej batalii, większość emocji towarzyszących temu spotkaniu była dość negatywna. Wiązało się to m.in. z decyzjami arbitra Alejandro Ruiza, który karał żółtymi kartkami graczy w białych koszulkach pod dowolnym pretekstem, sugerując niepotrzebne wchodzenie w dyskusje. Na całe szczęście, o pozytywny akcent przed przerwą zadbał Mbappe. Gwiazda Los Blancos zainicjowała akcję efektownym zagraniem piętką do Bellinghama, Anglik odegrał na jeden kontakt do wybiegającego Francuza, a ten zatańczył w polu karnym Alaves i podwyższył prowadzenie.
Na Santiago Bernabeu zagotowało się od „popisów” sędziego
Podobnie jak w pierwszej odsłonie meczu, tak i w drugiej podopieczni Carletto postanowili wejść na boisko z przytupem. Tym razem próbkę indywidualnych umiejętności dał od siebie Rodrygo. Brazylijczyk podprowadził futbolówkę pod pole karne Los Blanquiazules, z łatwością minął Manuela Sancheza i uderzył płasko po dalszym słupku.
Szybko, łatwo i przyjemnie. Taki przebieg do mniej więcej 75. minuty miał ten mecz z perspektywy Realu Madryt. Królewscy kontrolowali spotkanie, posiadając korzystny wynik w postaci trzybramkowego prowadzenia. Ancelotti zdecydował się więc na wprowadzenie zmienników w postaci Endricka i Luki Modricia, a później Jesusa Vallejo i Ardy Gulera. Zanosiło się na spokojne dowiezienie schludnego rezultatu, a może nawet jego podwyższenie. Ale nic z tych rzeczy.
Wszystko zaczęło się od strzału w słupek Abderrahmana Rebbacha. Rezerwowy drużyny gości miał sporo pecha, że piłka po jego strzale nie wpadła do siatki. Następnie w okolicach 80. minuty Endrick kopnął rywala w krocze, za co dostał jedynie żółtą kartkę. Duża kontrowersja. Alaves potrzebowało kilkudziesięciu sekund, by strzelić dwa gole. Najpierw Carlos Benavidez, a po chwili Kike Garcia zmniejszyli przewagę Realu do tylko jednego trafienia. Goście do końca walczyli o trzecią bramkę, jednak ostatecznie nie zdołali urwać punktów faworytom.