FC Barcelona powraca na zwycięską ścieżkę w LaLiga w wielkim stylu! Zespół Hansiego Flicka boleśnie rozprawił się z Deportivo Alaves, a gwiazdą wieczoru został Robert Lewandowski, który zdobył swojego pierwszego hat-tricka w tym sezonie.
Lewandowski w trybie bestii
Topowe drużyny cechują się tym, że grając co kilka dni na różnych frontach potrafią osiągać oczekiwane przez siebie i fanów rezultaty. Barca pokazała w tym tygodniu dokładnie jak powinno to wyglądać. We wtorek ograli Young Boys w widowiskowym stylu 5:0, a dziś barceloński walec przyjechał (a może właściwie „przejechał się”) po Deportivo Alaves. Duma Katalonii otworzyła wynik już w 7. minucie (mimo, że boisko minutę wcześniej z powodu urazu opuścił Ferran Torres). Raphinha po raz kolejny w tym sezonie pokazał swój kunszt techniczny dośrodkowując z rzutu wolnego. Na końcu jego dogrania znalazł się Robert Lewandowski, który wpisał się na listę strzelców po raz pierwszy tego wieczoru.
Jak się niedługo później okazało, był to dopiero wstęp do koncertu duetu Raphinha – Lewandowski. W 22. minucie ta dwójka przekuła błąd Alaves w ataku pozycyjnym na zabójczą kontrę, na której końcu znów znalazł się kapitan reprezentacji Polski, podwyższający swój dorobek bramkowy. Barcelona była dziś w tzw. „sztosie” i zamierzała iść po kolejne trafienia.
Trzeci gol z 32. minuty to z kolei akcja firmowa „Lewego”. Zejście do zewnętrznej i uderzenie z ostrego kąta po ziemi w przeciwległy róg bramki. Tylko snajper z krwi i kości, posiadający ten instynkt „finiszera” mógł zdecydować się na strzał z tak niewygodnej na pierwszy rzut oka pozycji. W ten oto sposób Lewandowski skompletował hat-tricka – trzeciego w koszulce Barcy, a drugiego w rozgrywkach LaLiga.
Dopełnienie formalności po przerwie
Przy takim wyniku osiągniętym w pierwszej odsłonie meczu, planem minimum na drugą pozostało utrzymanie korzystnego rezultatu. Co mogło zaskoczyć niektórych kibiców Barcelony, Hansi Flick nie zdecydował się na zmiany tuż po przerwie, aby dać odpocząć kilku zawodnikom podstawowego składu. Można to było odebrać jako sygnał do dalszej walki o jeszcze lepszy wynik, co ekipa z Katalonii pokazywała już w tym sezonie kilkukrotnie. Początek drugiej części meczu nie układał się jednak najlepiej dla gości. Deportivo potrafiło kilkakrotnie zagrozić bramce niepewnego między słupkami Penii i w defensywnie Blaugrany dało się zauważyć odrobinę niechlujności i zamieszania.
Na szczęście dla Barcelony, na małym chaosie się kończyło. Drużynie „Babazorros” brakowało bowiem jakości przy wykończeniu, przez co większość strzałów lądowała poza światłem bramki. Entuzjastyczne zrywy to wszystko na co było stać dziś podopiecznych Luisa Garcii. Za to Barca niczym ich poprzedni ligowy rywal – Osasuna, zagrała dziś zabójczo skutecznie. Przed wyższą porażką gospodarzy uchronił jedynie znakomity Antonio Sivera w bramce. To między innymi dzięki wyczynom 28-latka w szesnastce Alaves na listę strzelców nie zdołał wpisać się Ansu Fati, który zmienił w 67. minucie Lamine Yamala. Należy jednak pochwalić gracza wypożyczonego wcześniej do Brighton za pozytywny impuls w postaci chociażby dwóch celnych strzałów.
Koniec końców FC Barcelona wypełniła więc formalność w postaci podtrzymania trzybramkowego prowadzenia. Mimo braku kolejnych goli, na plus należy zaliczyć zachowanie czystego konta i regularne łapanie rywali na spalone (ponad 10-krotnie). Tak właśnie powinny wyglądać starcia lidera tabeli z wyraźnie niżej notowanymi rywalami.