Ponad 17 lat po debiucie „nadszedł dzień dzisiejszy”. Kamil Grosicki zakończył reprezentacyjną karierę. Turbogrosik zapisał kawał historii w narodowych barwach, a jej ostatnim aktem był towarzyski występ przeciwko Mołdawii rozegrany w Chorzowie. 36-latek zszedł z boiska przy wyniku 1:0, a jego koledzy przez resztę spotkania męczyli się z Mołdawią.
Mecz rozgrywany na Superauto.pl Stadionie Śląskim prócz bycia ostatnim spotkaniem w reprezentacji Polski Grosika, był także sprawdzianem przed starciem z Finlandią w Helsinkach. Narracja przed pojedynkiem przeciwko Finom jest taka, że będzie to jeden z najważniejszych meczów w tych eliminacjach.
Grosicki i… długo, długo nic
Pierwsza połowa biegła pod zdecydowane dyktando naszych piłkarzy. Ciężko się było jednak spodziewać innego scenariusza. Naszym rywalem była przecież Mołdawia. Abstrahując od doświadczeń z ostatnich eliminacji – takie spotkania to dla Polski powinien być spacerek.
Ofensywne nastawienie było widać od samego początku, ale czasem brakowało jakości. Ponad przeciętność wybijał się przede wszystkim główny aktor piątkowego wieczoru – Kamil Grosicki. Skrzydłowy naszej kadry był wszędzie, pokazywał się do gry i nadawał tempa akcjom ofensywnym. Już w pierwszej minucie oddawał strzał, a z biegiem czasu tylko się rozkręcał. Mimo to Mołdawianie skutecznie się bronili. Impas przełamać zdołał tuż przed upływem pół godziny gry Matty Cash. Piłka po złym wybiciu bramkarza finalnie trafiła pod nogi piłkarza Aston Villi, a ten strzałem z powietrza i bez przyjęcia precyzyjnie umieścił ją w bramce rywali.
Zaraz po golu swój 95. występ w trykocie z orzełkiem na piersi zakończył Grosicki. Cash zaś rozochocił się zdobytym golem i grał z jeszcze bardziej ofensywnym nastawieniem niż dotychczas. Rywale rzadko wychodzili z własnej połowy, ale zdarzało się, że docierali nawet pod bramkę, w której stał Marcin Bułka. Za każdym razem takie sytuacje powodowały stres, że historia z czerwca 2023 roku się powtórzy.
Stadion Śląski widywał lepsze mecze w tym sezonie
Po przerwie znów – piłka niby w naszym posiadaniu, niby fajnie sobie gramy, ale ciekawszych akcji z tego nie było. Michał Probierz wykorzystał drugie czterdzieści pięć minut, aby skorzystać z jak największej liczby zawodników, których miał na ławce rezerwowych.
Nie skorzystał jednak Virgiliu Postolachi ze świetnej okazji po tym, jak z prawej strony futbolówkę dobrze dograł mu na 5. metr przed bramką Sergiu Platica. Bułka całe szczęście nie skapitulował. Zrobiło się groźnie. Zaraz potem mógł skutecznie odpowiedzieć Adam Buksa, ale nie spodziewał się dogrania wzdłuż bramki od Jakuba Modera. Długo się nic nie działo, aż znów duet Platica i Postolachi chcieli zagrozić bramce – strzał był niecelny, ale temperatura lekko się podniosła. Zamknąć mecz mógł Jakub Kamiński po dwójkowej akcji z Krzysztofem Piątkiem. Zawiodła jednak skuteczność z niewielkiej odległości.
Cóż powiedzieć więcej, jak to, że Mołdawia w końcówce wyglądała po prostu lepiej na boisku. Niesamowite były to męczarnie w drugiej części tego meczu. Przy odrobinie szczęścia rywale mogli najzwyczajniej w świecie wygrać ten mecz. Polacy jednak tuż przed końcem zdołali podwyższyć na 2:0 za sprawą strzału z dystansu Bartosza Slisza.
Faktem jest to, że nasze reprezentacja wygrała z Mołdawią. Faktem jest też to, że kolejny raz w tym roku wygląda to bardzo przeciętnie, żeby nie powiedzieć słabo.