Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale Jan Urban sprawił, że reprezentację chce się oglądać

,,Idziemy w dobrym kierunku, nieszczęśliwy splot okoliczności, kontuzje” – mawiała satyryczna kreacja Michała Probierza w filmach na kanale Dzieli nas piłka. Choć to tylko parodia, to tkwiło w niej ziarenko prawdy. Niezależnie od tego, jak bardzo w rozwoju cofała się nasza reprezentacja, to wciąż wszystko było w porządku. Po obecnej przerwie reprezentacyjnej moglibyśmy trochę przeformułować ten cytat. ,,Idziemy w dobrym kierunku, odpowiednio reagujemy na okoliczności, dobrze się przygotowujemy” – to chyba odpowiednie hasła, które mógłby wygłosić Jan Urban.

Dawno po zgrupowaniu polskiej kadry atmosfera nie była tak pozytywna, jak teraz. Trudno nie czuć optymizmu – Jan Urban wydaje się być odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Zadowoleni mogą być właściwie wszyscy. Trener, bo tchnął w zespół nowe życie. Piłkarze, bo najwyraźniej odzyskali radość z grania. Kibice, bo biało-czerwoni się nie skompromitowali, a wręcz dali im nadzieję na lepsze jutro. Działacze PZPN-u na czele z Cezarym Kuleszą, bo wydaje się, że dokonali właściwego wyboru selekcjonera. A Michał Probierz w spokoju może sobie golnąć porządne whisky i pograć w golfa za pieniądze z kontraktu.

REKLAMA

Idziemy w dobrym kierunku

Po meczach z Holandią i z Finlandią można było się przekonać, że jednak da się osiągać dobre wyniki na początku kadencji w reprezentacji. Michał Probierz na swoim pierwszym zgrupowaniu też zdobył 4 punkty w eliminacjach do Euro 2024 – zrobił to jednak po zwycięstwie w słabym stylu z Wyspami Owczymi oraz remisie z… Mołdawią, w dodatku na Stadionie Narodowym. Jak nisko musiały spaść nasze standardy, że wierzyliśmy w niego przez kolejne 19 spotkań, nim został zwolniony. 

A dziś? Styl może nie zachwyca. Raczej, na ten moment, nie powiemy, że znaleźliśmy to, czego przez ostatnie kilka lat szukaliśmy, a dał nam to tylko Paulo Sousa, czyli ładnej dla oka gry. Z Holandią biało-czerwoni zremisowali w brzęczkowym stylu, zaś zwycięstwo z Finami okupili ciężką pracą i twardą walką. Na boisku, w obu spotkaniach, wyglądali jednak pewnie. Ich postawa pokazywała, że wiedzą, po co wyszli i jak mają zrealizować swoje cele. Bielizna brudna była jedynie przez kontakt z murawą. Na konferencjach prasowych słyszymy kompetentnego trenera mówiącego z sensem i rozsądkiem, a także twardo stąpającego po ziemi. Na murawie faktycznie idzie dostrzec pierwsze rezultaty jego pracy. ,,Idziemy w dobrym kierunku” przestaje być byle jakim frazesem.

Odpowiednio reagujemy na okoliczności 

Póki co otrzymaliśmy mały, nomen omen, probierz potencjału reprezentacji pod batutą Jana Urbana. Selekcjoner właściwie rozpoznał jej największą bolączkę czyli podłamaną mentalność. Wszelkie plany dadzą w łeb, jeśli nastawienie drużyny jest nieadekwatne. Tak samo działa to z poziomem sportowym – zahukani piłkarze dadzą z siebie mniej. A tacy byli nasi reprezentanci po kolejnych falach krytyki. Jan Urban nie wprowadził może mentalności zwycięzców, ale wzmocnił ich rezon, sprawiając, że grali na miarę przynajmniej podstawowych oczekiwań.

Przeciwko Holendrom przebywanie w niskim bloku nie wiązało się z tchórzliwą postawą po konfrontacji z rzeczywistością, a z poprawną kalkulacją tego, jak warto zagrać. W tym wypadku opłacało się schować za podwójną gardą, którą zazwyczaj trudno przełamać, ale nie oznaczało to skupiania się tylko i wyłącznie na obronie. Polacy próbowali wyprowadzać ciosy, w których widoczny był pomysł na kłucie silniejszego rywala. Zawodziła decyzyjność oraz dokładność.

W drugim spotkaniu kluczem do zwycięstwa było stłamszenie Finów, którzy w pierwszej połowie oddali zaledwie jeden strzał na bramkę i mieli duże problemy z wychodzeniem spod pressingu Polaków. Choć atak pozycyjny w wykonaniu biało-czerwonych nie wyglądał najlepiej, to nieustępliwością i szybkimi atakami udało się im zdobyć korzystny rezultat. Nie byli jednowymiarowi, potrafiąc zareagować na równie skuteczny pressing Finlandii. Tym bardziej szkoda końcówki, która pokazała, że przed trenerem Urbanem wciąż sporo pracy pod kątem mentalności oraz koncentracji. 

Dobrze się przygotowujemy

Warto zauważyć, ile dzieje się taktycznie w zespole Urbana. Przede wszystkim zwróćmy uwagę na wykorzystywanie różnych formacji – od tej z trójką obrońców, przez tą z czwórką z tyłu, a kończąc na kolejnej z piątką defensorów. Zmiany między nimi przebiegają płynnie. Nie ma większych problemów z przechodzeniem w inne ustawienia. Żadnemu piłkarzowi nie mieszają się założenia. Wszystko jest uporządkowane jak pruska armia. 

Ciekawym rozwiązaniem było ustawianie Jakuba Kamińskiego, jednego z wygranych zgrupowania, na szpicy – jako najbardziej wysuniętego zawodnika. Jego heatmapa, szczególnie ta po meczu z Finlandią, pokazuje, że w fazach ofensywnych pojawiał się w każdym sektorze. Czy to środek, czy któryś z boków, nominalny skrzydłowy był wszędzie. Takie wyjście sprawdziło się w obu meczach, jeśli weźmiemy pod uwagę samo zamieszanie w szeregach rywali, jakie powodował Kamiński.

Dobrze wygląda też organizacja niskiej i wysokiej obrony. Holendrzy męczyli się z przebijaniem przez zasieki Polaków, którzy zazwyczaj poprawnie przekazywali sobie krycie i często znajdowali się tam, gdzie musieli być. Natomiast Finowie w ogóle nie mieli swobody przy wyprowadzeniu piłki. Nie raz biało-czerwoni byli bliscy wysokiego odbioru. Pozytywnie też wygląda fakt, że ich niedzielni rywale najczęściej oddawali strzały z dystansu.

REKLAMA

Pozostaje czekać na dalsze rezultaty pracy Jana Urbana. Kolejna przerwa będzie sprzyjać rozbudowie obecnej bazy. W końcu Polacy zmierzą się z Litwą w eliminacjach do mundialu, a także zagrają sparing z Nową Zelandią. Z kim uczyć się nowych rzeczy i utrwalać dotychczasowe schematy, jak nie z takimi rywalami?

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    112,186FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ