Kiedy Gabriel Magalhães doznał kontuzji w meczu z Fulham na samym początku kwietnia, na Emirates zapadł grobowy nastrój. Kanonierzy stracili lidera defensywy tuż przed dwumeczem w Lidze Mistrzów z Realem Madryt. Od tamtego momentu minęły już prawie dwa miesiące. Brazylijczyk wciąż nie wrócił do gry, ale jego nieobecność wcale nie odbiła się na wynikach Arsenalu. Jakub Kiwior nie tylko wszedł w buty Gabriela i nie zawiódł, ale i przeżywa prawdopodobnie najlepsze tygodnie podczas swojej kariery. Polak zszokował wszystkich.
Niezawodny żołnierz
Cofnijmy się jednak nieco dalej niż do kwietnia, bo aż do poprzedniego sezonu. W lutym kontuzjowani byli wszyscy nominalni lewi obrońcy The Gunners: Jurrien Timber, Oleksandr Zinchenko i Takehiro Tomiyasu. Arsenal był wówczas na trzecim miejscu w tabeli i brał udział w wyścigu o mistrzostwo, mając marginalną stratę do lidera w tabeli. Odpowiedzią Artety na problemy kadrowe była zmiana pozycji 24-letniego stopera. Kiwior grał już wcześniej kilkukrotnie na lewej obronie u hiszpańskiego menedżera, ale teraz musiał wejść w tę rolę na stałe. W dodatku w kluczowym momencie sezonu.
Polak był potrzebny już w 23 kolejce i to z nie byle kim, bo prowadzącym w Premier League Liverpoolem. Wchodził za Zinchenke w przerwie przy stanie 1-1, a Arsenal wygrał 3-1, w dodatku po jego asyście. Arteta wiedział już, że Kiwior to właściwa odpowiedź na problemy kadrowe. Wystawił go w pierwszym składzie w kolejnych sześciu spotkaniach, a 24-latek odwdzięczył mu się w najlepszy możliwy sposób. Arsenal z Kiwiorem na lewej obronie pewnie wygrał następne 5 meczów, a Polak zanotował w nich gola i 2 asysty. W najważniejszym starciu z Manchesterem City również nie zawiódł i przyczynił się do cennego bezbramkowego remisu. Polska jak i angielska prasa rozpływały się nad jego występami, ale do zdrowia wrócili już Zinchenko i Tomiyasu.
To na nich postawił Arteta w 8 z 9 pozostałych spotkań w lidze. Wychowanek GKS-u Tychy dostał szansę już tylko z Wolves, a Arsenal przegrał z Aston Villą, co ostatecznie przekreśliło ich szansę na mistrza. Do City zabrakło im 2 punktów, mimo że na 18 spotkań w 2024 roku wygrali 16. Chociaż w klubie wszyscy byli załamani, to Kiwior mógł być zbudowany świetnymi występami i liczyć na więcej szans w następnej kampanii. Był już gotowy do gry pod presją o najwyższe cele.
Kiwior trafił do zamrażarki
Arsenal mimo imponujących występów Kiwiora zdecydował się sprowadzić mu konkurencję. Latem ściągnięto Ricardo Calafioriego po udanym Euro w jego wykonaniu. Włoch to lewonożny stoper, dobrze czujący się również na boku obrony, którego atutem miała być gra z piłką przy nodze. Obrońca z bardzo podobnym profilem do Polaka szybko stał się jednym z ulubieńców Artety. Jakby tego było mało, do składu przebił się również Myles Lewis-Skelly. Mimo zaledwie 18 lat na karku pokazał ogromny wachlarz umiejętności i gdy Calafiori doznał kontuzji, to szkoleniowiec odważnie postawił właśnie na młodego Anglika. Lewa obrona została zabetonowana, minuty Williama Saliby i Gabriela były niepodważalne. W efekcie Kiwior poszedł w odstawkę.
Do grudnia zaliczył zaledwie 2 występy od pierwszej minuty. Oba w Carabao Cup. Nadzieją na odmianę sytuacji była kontuzja Gabriela przed końcem roku. Polak dwa razy znalazł się w jedenastce z United i Fulham w Premier League, zagrał też w Lidze Mistrzów z Monaco. Potem Brazylijczyk wrócił i było już tylko gorzej. Aż do kwietnia 25-latek uzbierał tylko 4 występy – 1 w Carabao, 3 w LM (dwa ostatnie spotkania fazy ligowej i rewanż z PSV po wygraniu pierwszego spotkania 7-1). Nie był już tak chwalony jak wcześniej. Popełniał proste błędy, choćby tak kuriozalne jak podanie piłki do napastnika rywali przeciwko Bournemouth. Nie dawał pewności w defensywie i z piłką przy nodze, przegrywał pojedynki, a wśród kibiców zaczęły się pojawiać opinie, że trzeba go sprzedać, bo jest już za słaby na Arsenal.
Szansa od losu
Właśnie w takich okolicznościach Gabriel doznał kolejnej kontuzji, tym razem dużo poważniejszej, bo takiej, która wykluczyła go z gry na resztę sezonu. Arteta nie miał wyboru i musiał postawić na Polaka od początku kwietnia, tuż przed ćwierćfinałem z Realem. Sytuacja bardzo podobna do tej sprzed roku, gdy Kiwior z przymusu wskoczył na lewą obronę. Finał tej historii też jest podobny, bo 25-latek swoimi występami zaimponował wszystkim. Z Królewskimi schował do kieszeni Mbappe, Viniciusa i Rodrygo, nie popełniał błędów i dobrze antycypował zagrania rywali. W nagrodę Arteta twardo na niego postawił nawet mimo powrotu do zdrowia Calafioriego i White’a. Mecz z Newcastle był już dwunastym z rzędu występem Polaka od pierwszej minuty.
Ten sezon pokazał jasno, że Kiwior potrzebuje regularnej gry w pierwszym składzie. Gdy gra raz w miesiącu w mało znaczących meczach to widać, że na boisku brakuje mu pewności siebie, co przekłada się na jakość jego występów. Jednak gdy 25-latek dostaje szansę i jest potrzebny, to nigdy nie zawodzi. Nieważne czy na lewej obronie, prawym czy lewym stoperze, z Ipswich czy z Realem na Bernabeu. W ostatnich tygodniach wygląda lepiej i pewniej nawet od Saliby, uważanego przecież za jednego z najlepszych obrońców na świecie. Nie brakuje mu też genu boiskowego lidera, co doskonale pokazało spotkanie z Newcastle i starcie z Danem Burnem. Takiego niezawodnego i uniwersalnego żołnierza jak Kiwior chciałby mieć u siebie każdy trener, dlatego Kanonierzy będą go chcieli zatrzymać u siebie.
Czas na transfer?
Mimo wszystko wątpię, że w przyszłym sezonie Polak będzie regularnie dostawał szansę na grę od Artety, przynajmniej do czasu ewentualnej kontuzji któregoś z podstawowych obrońców. Przecież pod koniec kampanii 23/24 też imponował, a nie przełożyło się to na liczbę jego minut w obecnych rozgrywkach. Hiszpański trener po prostu nie lubi rotować składem, zwłaszcza w obronie. Dla dobra swojej kariery Kiwior musi zmienić otoczenie, bo gdy do zdrowia wróci Gabriel, Polak znów będzie marnować się na ławce. Dzisiaj jest już zbyt dobrym i dojrzałym piłkarzem, żeby sobie na to pozwolić. Spokojnie byłby podstawowym wyborem w znacznej części klubów z lig top5.