21 stycznia 2020 roku – Na Tottenham Hotspur Stadium Koguty pokonują Manchester City 2:0 i rozsiadają się w fotelu lidera. Jose Mourinho nie jest już wypalonym trenerem, tylko taktycznym geniuszem. Jego ekipa jest na fali i wygląda na poważnego kandydata do zdobycia mistrzostwa. Z kolei The Citizens spadają na dziewiątą pozycję w tabeli. Zarówno drużyna, jak i trener od początku sezonu wydają się być wypaleni. Decyzja o przedłużeniu kontraktu Guardioli jest kwestionowana, a miejsce City w TOP4 oddala się coraz bardziej.
13 lutego 2021 roku – Na Etihad Stadium Manchester City bierze rewanż za poprzednie starcie z Tottenhamem. Ogrywa ich 3:0 i nie pozostawia żadnych złudzeń, kto tego dnia zasłużył na trzy punkty. Z perspektywy czasu przewidywania po pierwszym starciu tych drużyn można w zasadzie wyrzucić do kosza. Obie drużyny w tym czasie zamieniły się miejscami w tabeli. Dla The Citizens było to 16 kolejne zwycięstwo we wszystkich rozgrywkach, a wspominane wcześniej spotkanie było ich ostatnią porażką. Podopieczni Guardioli właśnie są na autostradzie do triumfu w Premier League. Tottenham natomiast wygląda na drużynę nie mającą pomysłu na grę, a posada Jose Mourinho stoi pod znakiem zapytania. Spurs z poprzednich sześciu meczów aż pięć przegrali i jedyną szansą na uratowanie tego sezonu może okazać się triumf w Lidze Europy.
Nieprzewidywalny sezon
O tym, ile może się zmienić w futbolu w trakcie dwóch – trzech miesięcy co roku przekonujemy się zaraz po rozlosowaniu par Ligi Mistrzów, kiedy to jeden zespół wydaje się być oczywistym faworytem. Jednak gdy dwa miesiące później przychodzi do starcia obu ekip obraz obraca się niemal o 180 stopni. Mimo wszystko, bardzo dobrym tego przykładem jest również obecny sezon Premier League. Od początku startu rozgrywek sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. Faworyta do tytułu robiliśmy już z Tottenhamu, Chelsea, Liverpoolu, Manchesteru United, a teraz Manchesteru City. O puchary miało bić się Southampton, a o utrzymanie walczyć Arsenal. W zasadzie każdy zespół zmagał się już w tym sezonie z kryzysem oraz notował zwyżkę formy.
Niemniej jednak najlepiej obrazują to starcia Manchesteru City z Tottenhamem. Do pierwszego spotkania Koguty przystępowały jako faworyt. Wygrana tylko utwierdziła nas w przekonaniu, że ten sezon może być tym, w którym Tottenham powalczy o coś więcej. Nic bardziej mylnego. Na rewanż na Etihad zespół Mourinho jechał już tylko po jak najniższy wymiar kary. The Citizens – pomimo początkowych turbulencji – nie wykoleili się. Wręcz przeciwnie, ruszyli ze zdwojoną siłą. Ogrywają każdego, kto im stanie na drodze, bez względu na formę czy klasę przeciwnika. Guardiola znalazł złoty środek, jego ekipa funkcjonuje niczym maszyna i na dzisiaj nie wydaje się, aby ktokolwiek mógł zagrozić im w walce o mistrzostwo. Ponadto The Citizens są jednym z głównych faworytów do zdobycia Ligi Mistrzów. Niewykluczone, że sezon, który rozpoczęli tak fatalnie, zakończą jeszcze z poczwórną koroną.
Stary, dobry Manchester City
Ktoś może pomyśleć, że przecież do końca sezonu Premier League zostały jeszcze trzy miesiące, a przewaga Obywateli nie jest na tyle duża, żeby już ich koronować. To fakt, Manchester City może niedługo wytracić swój impet i wówczas narracja będzie zupełnie inna. Mimo wszystko, obecnie jest mi w to po prostu ciężko uwierzyć. The Citizens wreszcie wyglądają jak za najlepszych sezonów pod wodzą Guardioli, a ponadto do gry powoli wracają Kevin De Bruyne i Sergio Aguero. Co więcej, takiej formy, jaką obecnie dysponuje City, nie miał jeszcze nikt. Spekulacje w kwestii mistrzostwa na początku sezonu wynikały raczej nie z tego, że wszystkie zespoły z czołówki grały nadzwyczaj dobrze, a po prostu z tego, że nikt nie był tak skuteczny, jak City bądź Liverpool w ostatnich trzech sezonach i każdy gubił punkty.
Dzisiaj The Citizens wyglądają na drużynę, która od reszty stawki jest lepsza o co najmniej dwie klasy. O żadnym innym zespole na przestrzeni całego sezonu nie mogliśmy tego powiedzieć. Po nieudanym starcie sezonu, Guardiola namieszał nieco w składzie. W fazie rozegrania do środka pomocy schodzi Joao Cancelo, wyżej przesunięty został Ilkay Gundogan, a rolę fałszywej dziewiątki pełnił już i Kevin De Bruyne, i Phil Foden, i Raheem Sterling. Ponadto nowe życie odzyskali John Stones, Bernardo Silva czy Oleksandr Zinchenko. Guardiola poskładał wszystkie elementy w całość i na boisku jego drużyna wreszcie funkcjonuje, jak dawniej.
Wypalony Tottenham
Z kolei dla Tottenhamu początek trwającej kampanii wydaje się być jedynie wspomnieniem. Miejsce w TOP4 oddala się coraz bardziej, a obecna dyspozycja Spurs również nie wróży najlepiej. Koguty dzisiaj grają tak, jak zaraz przed zatrzymaniem rozgrywek w ubiegłym roku, czyli najgorszym okresie w trakcie całej kadencji Mourinho. Bez pomysłu, bez polotu i bez przekonania. Przeciwko Man City Tottenham nie wyglądał, jak drużyna mająca ambicje grać w Lidze Mistrzów. Po raz kolejny defensywa popełniała łatwe błędy, a sytuacji bramkowych zespół kreował sobie jak na lekarstwo. Z jednej strony, można ich usprawiedliwiać, że The Citizens w obecnej formie bardzo ciężko jest się postawić, ale z drugiej gracze Mourinho prezentują się tak już od kilku dobrych tygodni.
Oczywiście, do końca sezonu zostało jeszcze sporo meczów do rozegrania i niewykluczone, że Koguty znajdą się jeszcze w pierwszej czwórce gwarantującej grę w Lidze Mistrzów. Niemniej jednak, Liga Europy bądź Carabao Cup, w którym Spurs są już w finale, mogą okazać się jedyną deską ratunku dla Jose Mourinho. Wstawienie czegoś do gabloty nawet kosztem braku występów w Champions League w przyszłym sezonie może ocieplić nieco wizerunek Portugalczyka w oczach kibiców. Problem w tym, że w finale czeka Manchester City. Ale do tego czasu jeszcze ponad dwa miesiące. Choć ciężko w to uwierzyć, to wystarczająco dużo, aby sytuacja odwróciła się o 180 stopni.