Jak Manchester City zdobył mistrzostwo Anglii?

Na pięć ostatnich sezonów Manchester City cztery razy chował do gabloty trofeum dla najlepszej drużyny w Anglii. Odkąd Pep Guardiola przyszedł na Etihad Stadium rozgrywki ligowe stały się ich domeną. Pod względem liczby zdobytych punktów był to trzeci najlepszy sezon pod wodzą Katalończyka, czyli teoretycznie – mogło być lepiej. Jakie elementy wyróżniały The Citizens w zakończonym przed kilkoma dniami sezonie?

REKLAMA

Napastnik (a raczej jego brak) głównym tematem

Kiedy sezon się rozpoczynał tematem nr 1 w kontekście Manchesteru City był brak nominalnego napastnika. Już poprzednie rozgrywki Obywatele kończyli ustawiając na szpicy najczęściej De Bruyne lub Bernardo Silvę, z których żaden nie grał jak napastnik. Wydawało się jednak, że aby zrobić krok w przód Pep Guardiola zażyczy sobie snajpera, który na przestrzeni całego sezonu załaduje 20+ goli. Celem był Harry Kane, ale ostatecznie nie udało się wyciągnąć Anglika z Tottenhamu. Manchester City nadal musiał radzić sobie bez napastnika.

Sam Guardiola zdawał sobie sprawę, że przy każdej stracie punktów, niezależnie od tego, jak mecz rzeczywiście się potoczył, diagnozy mediów będą jednoznaczne – zabrakło napastnika. I tak też było. Hiszpan musiał przygotować się na to, że będzie zmuszony odpowiadać na tego typu pytania na konferencjach pomeczowych.

Manchester City miał chwiejny początek.

W pierwszych 10 meczach zdobyli 19 punktów, co nie jest tempem godnym przyszłego mistrza Anglii. O ile remis z Liverpoolem i ewentualnie porażkę z Tottenhamem w 1. kolejce, kiedy nie mieli kilku kluczowych piłkarzy można zrozumieć, tak remis z Southampton i porażka Crystal Palace mogły Guardiolę trochę niepokoić. Ponadto Obywatele ponieśli jeszcze trzy porażki w innych rozgrywkach – w meczu o Superpuchar Anglii lepsze okazało się Leicester, w fazie grupowej LM pokonało ich PSG, a z Pucharu Ligi po rzutach karnych wyrzucił ich West Ham. To nie było złe wejście w sezon, ale do ideału było daleko. Na pozycji napastnika Pep ciągle eksperymentował. Nieźle spisywał się tam Ferran Torres, ale Hiszpan szybko złapał kontuzję, więc rotacyjnie grali tam Foden, Sterling, czy rzadziej Grealish.

30 października, po porażce z Crystal Palace Manchester City miał już na koncie 6 meczów bez strzelonego gola we wszystkich rozgrywkach, czyli tyle samo, ile w całym sezonie 2020/21. Choć mieli spotkania, w których spuszczali rywalom łomot, to jednak często nie potrafili poradzić sobie z dobrze broniącymi przeciwnikami. Ich defensywa spisywała się za to znakomicie. W pierwszych siedmiu meczach, do październikowej przerwy na kadrę dopuścili zaledwie do 8 celnych strzałów. Czyste konta stracili jedynie z Tottenhamem i Liverpoolem. We wszystkich statystykach defensywnych byli dwie długości przed resztą. A – jak mówi piłkarskie porzekadło – atakiem wygrywa się mecze, a obroną tytuły.

Ucieczka od peletonu

W przypadku Manchesteru City nie trzeba się jednak było zastanawiać, czy sama defensywa zapewni im mistrzostwo Anglii. Mając doświadczenie z poprzednich sezonów powinniśmy się spodziewać, że i ofensywa wreszcie stanie się bardziej regularna. Meczem, który rozpoczął ucieczkę od peletonu były derby z United. Piłkarze Pepa Guardioli wygrali 2:0, ale wynik nie odzwierciedlał skali dominacji boiskowej. To było też pierwsze spotkanie, w którym Guardiola zdecydował się wystawić w roli fałszywej „9-tki” De Bruyne’a. To jednak nie ta zmiana pozwoliła złapać regularność Obywatelom, bo Belg zachorował na COVID-19 i musiał zrobić sobie przymusowy odpoczynek.

Po przerwie na reprezentację, która nastała po wygranej w derbach – Manchester City złapał niesamowitą regularność, a słowem, które najlepiej podsumuje ten okres była kontrola. Mówił o niej Guardiola, zwracali na nią uwagę eksperci i skutecznie egzekwowali to piłkarze na boisku. Manchester City każdemu rywalowi zabierał piłkę, zamęczał go cierpliwymi atakami i pakował futbolówkę do siatki – raz rzadziej, raz częściej, ale zawsze tyle razy, aby finalnie dopisać sobie 3 punkty do ligowej tabeli. Zespół Guardioli wygrał 12 meczów z rzędu i w konsekwencji wypracował sobie dość sporą przewagę nad wiceliderem. Koniec 2021 roku był momentem, kiedy Manchester City stał już jedną nogą na najwyższym stopniu podium. Wydawało się, że tylko nagła i niespodziewana zniżka formy może odebrać im tytuł.

Wskazując architektów najlepszego okresu Manchesteru City w tym sezonie na pierwszy plan wychodzą Bernardo Silva, Joao Cancelo i Rodri.

Ta trójka w największej mierze odpowiadała za wcześniej wspomnianą kontrolę meczów, dominację rywala. Bernardo był kluczowy dla utrzymywania się przy piłce, ale także dorzucał liczby z przodu. Cancelo wyróżniał się fantastyczną wizją gry z głębi pola, a Rodri stał się idealną „6-tką” dla Guardioli. To on był głównym mózgiem zespołu odpowiadającym za cyrkulację piłki i pierwszym, który ruszał do odbioru w przypadku straty. Przebudził się także Sterling, który w grudniu dołożył sporo goli i asyst.

Lekkie turbulencje

Serię zwycięstw zakończyło Southampton, które na własnym boisku zremisowało z Obywatelami 1:1. Ten mecz zwiastował, że nadchodzące tygodnie nie będą już dla Man City tak sielankowe. Oczywiście, niektóre spotkania nadal pewnie wygrywali, ale przed marcową przerwą na reprezentację zespół Guardioli przegrał z Tottenhamem i zremisował z Palace (bardzo słabo też zaprezentował się w wygranym meczu z Evertonem), co sprawiło, że zaczęli czuć na plecach oddech Liverpoolu. Manchester City przestał już być zespołem nieosiągalnym dla reszty. Grali trochę wolniej, nie zawsze potrafili zepchnąć przeciwnika do głębokiej i rozpaczliwej defensywy, a ktokolwiek grał na „9-tce” – nie wnosił do gry za wiele. Przerwa reprezentacyjna była im potrzebna.

Guardiola widział, że poziom, który prezentował jego zespół w ostatnich tygodniach nie był optymalny, więc wprowadził drobną korektę. Nieco odszedł od typowego dla jego zespołów ustawienia. 4-3-3 Guardioli w wielu fragmentach bardziej przypominało 4-2-3-1. Bernardo Silva (lub ktokolwiek kto go zastępował) miał za zadanie grać nieco niżej i wspomagać Rodriego, przez co większą swobodę w ofensywie miał De Bruyne. Belg już wcześniej notował bardzo dobre liczby, ale niekiedy można było odnieść wrażenie, że jego obecność rozregulowuje balans w zespole. Pod koniec sezonu już tak nie było. Kevin De Bruyne po przerwie reprezentacyjnej w 12 meczach we wszystkich rozgrywkach strzelił 8 goli i zaliczył 7 asyst. Belg (z dużą pomocą Guardioli) uratował mistrzostwo dla City. Bardzo ważnym elementem w drodze po tytuł były także stałe fragmenty gry. W całej historii Premier League nie było lepszej drużyny pod tym względem.

REKLAMA

Manchester City na dwóch biegunach

Można odnieść wrażenie, że taki sezon w niebieskiej części Manchesteru przerabiali już kilkukrotnie. Triumf w Premier League, ale niedosyt po odpadnięciu z Ligi Mistrzów. Wprawdzie dojście do półfinału, gdzie lepszy okazał się Real Madryt dla żadnej drużyny w Europie nie powinno być wstydem, jednak wiemy, ile już czasu Pep Guardiola próbuje bezskutecznie wygrać trofeum dla najlepszej drużyny na Starym Kontynencie. Na krajowym podwórku Pep jest jednak prawdziwym szefem, a kolejne tytuły ciągle sprawiają mu niesamowitą radość. Wystarczy przypomnieć sobie jego reakcje po końcowym gwizdku pełnego emocji spotkania z Aston Villą.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,594FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ