Powrót do ligowych rozgrywek w Polsce po udanej dla nas przerwie reprezentacyjnej zaczął się od Częstochowy. Tam bowiem w inauguracyjnym starciu 26. kolejki PKO BP Ekstraklasy tamtejszy Raków podejmował Ruch Chorzów. Choć Medaliki są od 6 ligowych spotkań niepokonane, to z pewnością nie zadowalają ich remisy z ŁKS-em czy Puszczą. Mimo to zajmują 3. miejsce i mają niemałe szanse na obronę tytułu. W pogoni za Jagiellonią, potrzeba było pokonać przedostatni w tabeli Ruch. Niebiescy to jak dotąd jedyna ekipa w tym sezonie, która na wyjeździe nie wygrała ani meczu. Raków natomiast u siebie jest niezwykle silny, gdyż na własnym stadionie w lidze ostatni raz przegrali… 14 maja 2023 roku! Faworyt tego meczu wydawał się być oczywisty, lecz podopieczni Janusza Niedźwiedzia mieli zamiar pokrzyżować plany mistrzowi Polski i zdobyć choćby jeden punkt, potrzebny w walce o utrzymanie.
Piękny gol, szkaradne 45 minut
Na pierwszy strzał tego meczu trzeba było poczekać tylko kilka sekund. Już w pierwszych chwilach Patryk Sikora, trochę jak Florian Wirtz w meczu towarzyskim z Francją, oddał strzał z dość sporego dystansu. W przeciwieństwie do Niemca wykończenie było już gorsze, choć przy obronie Vladan Kovačević miał pewne problemy. Krótko potem inicjatywę przejęli podopieczni Dawida Szwargi. Mimo posiadania piłki mieli spore kłopoty z wejściem w pole karne Ruchu. To spotkanie było na dość niskiej intensywności, aż do 14. minuty. Ante Crnac otrzymał piłkę od Dawida Drachala, a potem Chorwat poszukał dogodnego miejsca do oddania strzału. Był około 25 metrów od bramki i podjął decyzję o uderzeniu. Jej efekt był spektakularny – świetnym i mocnym strzałem pokonał swojego rodaka, Dante Stipicę, choć golkiper Ruchu mógł zachować się nieco lepiej.
Chorzowianie byli bezradni po stracie gola. Nie mogli odnaleźć odpowiedzi na bramkę Crnaca, przedostanie się w pole karne było niemałym wyzwaniem. Raków natomiast chciał iść za ciosem i dyktował warunki gry. Obrońcy Rakowa praktycznie wyłączyli swoją bramkę z gry, nie dopuszczając żadnego z Niebieskich do okolic 16. metra. Tempo meczu wyraźnie zmalało, gra toczyła się głównie w środkowej części boiska, zaś pod bramkami było spokojnie. Rakowowi nigdzie się nie spieszyło, cierpliwie czekali na swoją okazję. Ruch natomiast nie mógł przełamać swojej niemocy, nawet nie korzystając z prezentu w postaci kardynalnego błędu Gustava Berggrena. Niebiescy byli dłużej w posiadaniu piłki, to oni częściej atakowali, ale nic to nie dało. Do przerwy nic szczególnego więcej się nie wydarzyło. Padły jedynie 2 celne strzały w przeciągu 45 minut – łączny wskaźnik xG wyniósł 0,19. Typowy, ekstraklasowy paździerz.
Wielki powrót Hiszpana na boisko!
Drugą połowę częstochowianie rozpoczęli obiecująco. Po dośrodkowaniu zawodnika Rakowa Crnac był bliski ustrzelenia dubletu. Oddał niebezpieczny strzał po bardzo dobrej wrzutce, lecz jego zamiary uprzedził Sikora i w ostatniej chwili głową zablokował to uderzenie. Mistrz Polski wyraźnie podkręcił tempo w porównaniu do pierwszej połowy i szukał podwyższenia prowadzenia. Ruch natomiast utknął we własnej części boiska. Po 55 minutach meczu podopieczni Janusza Niedźwiedzia wreszcie się przełamali i odważniej ruszyli na bramkę Rakowa. Mimo to trudno im było sklecić akcję godną uwagi bramkarza, w przeciwieństwie do Medalików. W 65. minucie swoją szansę miał Łukasz Zwoliński. Wyrwał się spod opieki obrońcy, lecz nieco pogubił się z piłką. Mimo ostrego kąta oddał strzał, który Stipica zdołał obronić.
O ile w pierwszej połowie więcej próbował Ruch, tak w drugiej części częstochowianie zdominowali swojego rywala. To oni więcej strzelali, atakowali i ogólnie byli bliżej drugiego gola. Brakowało częstochowianom w pierwszej kolejności skuteczności. Uświadomili im to rywale, którzy o mało co nie doprowadzili do wyrównania. W 78. długie podanie otrzymał Daniel Szczepan. Przemierzył z piłką kilka metrów, znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem Rakowa, którego pewnie ograł. Mimo to Szczepan nie wyczuł tempa i wystartował do piłki przedwcześnie. O uznaniu gola nie było mowy. Jednakże nadal to był sygnał wysłany podopiecznym Dawida Szwargi, że jednobramkowe prowadzenie jest kruche i mogą je stracić w jednej chwili. W 86. minucie doszło do momentu, na który czekał chyba każdy kibic Rakowa – Ivi Lopez po prawie rocznej absencji ponownie wybiegł na murawę!
Moneta bohaterem Chorzowa!
Wiele wskazywało na to, że Ruch będzie zmuszony po raz kolejny w tym sezonie przełknąć gorzki smak porażki. Wszyscy byli przekonani, że Raków, mimo niezbyt spektakularnej gry, dowiezie 3 punkty do końca i wyprzedzi Śląska Wrocław. W 5. minucie doliczonego czasu gry Szymon Szymański dograł piłkę do Łukasza Monety. 29-latek huknął prawą nogą w okienko, nie dając bramkarzowi Rakowa najmniejszych szans. Nie umniejszając sukcesu Niebieskim, zachowanie podopiecznych Dawida Szwargi przy tym uderzeniu to był kryminał. Zostawili Monecie mnóstwo miejsca, dzięki czemu rzutem na taśmę zdobyli jeden, lecz cenny punkt.
Raków pozostał przez ten remis na 3. pozycji w tabeli. Najważniejszym wydarzeniem tego meczu wydaje się być długo wyczekiwany powrót na boisko Iviego Lopeza. Po raz ostatni w lidze można było go widzieć 16 kwietnia 2023 roku w starciu z Widzewem Łódź. Kibice w Białymstoku, Wrocławiu czy Poznaniu mogli odetchnąć z ulgą. To spora szansa dla Jagiellonii i Śląska na odskoczenie mistrzowi Polski, z kolei dla Lecha – na awans na 3. miejsce.