Piłka nożna jest fantastycznym sportem. Trenerzy mogą poświęcać dziesiątki godzin na opracowanie taktyki. Rozkładają na czynniki pierwsze każdą z możliwych statystyk, szukając sposobu na zdobycie przewagi nad rywalem. Gdy jednak wydaje się, że wszystko jest zaplanowane i wystarczy jedynie przełożyć plany na praktykę, wydarza się coś, czego nikt przewidzieć nie mógł. Tak też było w meczu Mainz kontra Borussia Dortmund.
Emre Can i wszystko jasne
Nuri Sahin od kilku tygodni musi mierzyć się ze sporą krytyką i sugestiami, że nie nadaje się na stanowisko trenera BVB. Na naszym facebookowym profilu wskazywaliśmy ostatnio, że turecki szkoleniowiec ma w obecnym sezonie nie gorsze wyniki niż… Xabi Alonso w Bayerze Leverkusen. Sahinowi brakuje jednak punktów w meczach wyjazdowych. Mainz w obecnych rozgrywkach ligowych nie wygrało ani jednego meczu na własnym terenie, więc wydawało się logiczne, że Dortmund może w końcu się przełamać.
Początek spotkania pokazywał, że gospodarze łatwo nie oddadzą punktów. Mimo wszystko Borussia Dortmund miała argumenty, by powalczyć o zwycięstwo. Miała także kogoś takiego jak Emre Can. Kapitan BVB grywa ostatnio na środku obrony i z oczywistych względów musi być kluczowym graczem, którego doświadczenie i zdolności przywódcze pomagają kolegom. Co zrobił 30-latek? W 27. minucie postanowił wyprostowanymi nogami wjechać w rywala. O tak, bo czemu nie! Na szczęście Jae-sung Lee uniknął poważniejszego urazu, jednak arbiter nie miał wątpliwości i wyrzucił Cana z boiska. Kojarzycie filmik, który podbija ostatnio socjale, na którym trener w niższej lidze włoskiej okłada piłkarza, który zarobił czerwoną kartkę? Sahin miał wszelkie prawo zachować się podobnie. Rozum Cana na chwilę zaliczył drzemkę. Głupota jednego zawodnika zabiła plany całej drużyny.
Co mogło być dalej? Ledwie kilka minut później Lee z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki. W polu karnym brakowało defensora, który mógłby wybić piłkę przy dużym chaosie. Ten, który powinien to zrobić, chwilę wcześniej opuścił bowiem murawę. 32-letni Koreańczyk uznał jednak, że musi dalej wcielać się w bohatera meczu. Wkrótce… Sprokurował jedenastkę, którą wykorzystał Serhou Guirassy. Mainz przed zmianą stron zadało kolejny cios, a wykorzystał dogranie Danny’ego da Costy i dziury w obronie Borussii Dortmund.
Borussia Dortmund skazana na kolejną wpadkę
Emre Can zepsuł misterny plan Sahina. Mając na ławce głównie młodzież, przegrywając 1:2 i grając w osłabieniu, Borussia Dortmund nie miała większej nadziei na odrobienie strat. Co więcej, skoro kapitan jako pierwszy opuścił okręt, to i koledzy zostali wybici z rytmu — zanim na dobre zdołali go złapać. Dalszy scenariusz był oczywisty. Już w 54. minucie prowadzenie Mainz podwyższył Paul Nebel.
Zawodnicy z Dortmundu po zmianie stron postanowili solidaryzować się z kapitanem i wyglądali, jakby również pozostali poza boiskiem. Zero aktywności w ofensywie, wyczekiwanie na końcowy gwizdek i pogodzenie z porażką. Przykry, piekielnie przykry widok. Można uderzać w szkoleniowca, zarzucać mu popełniane błędy. Nie możemy jednak uczciwie ocenić jaki pomysł na mecz przeciwko Mainz miał Nuri Sahin. Zanim takowy został bowiem wprowadzony w życie, Emre Can postanowił okazać akt absolutnego idiotyzmu. Tu nie chodzi nawet o stratę punktów czy porażkę. Poważnej drużynie, mającej poważne aspiracje takie mecze jak ten przeciwko Mainz po prostu nie przystoją.