Po występach Słowacji czy Słowenii w 1/8 finału widzowie meczu Rumunia – Holandia mogli mieć nadzieję na zaprzeczenie logice i sprawienie jakiejś niespodzianki przez zespół z Bałkanów. Tak się jednak nie stało, gdyż Holendrzy zagrali koncertowe spotkanie, które mogło zakończyć się znacznie wyższą porażką Rumunów.
Holendrzy przyparli Rumunów do muru
Tak jak można się było spodziewać, od początku tego pojedynku to Holandia starała się narzucać swój styl gry. Oranje grali lepiej, a Rumunia zmuszona była do sporadycznych kontrataków, które nie przynosiły pożądanego skutku. Długie, dobrze zapowiadające się piłki były szybko przejmowane przez linię defensywną faworytów. Ciągle brak jednak było jakichkolwiek konkretów po którejkolwiek ze stron. Te przyszły w 20. minucie.
Gdy Cody Gakpo wszedł w pole karne, serca kibiców reprezentacji Holandii zaczęły bić szybciej. Mocny strzał po krótkim słupku zaskoczył Nite, który próbował zareagować, ale był w tej sytuacji spóźniony. Holenderski skrzydłowy mógł cieszyć się ze zdobycia pierwszej bramki w tym meczu. Skrzydłowy Liverpoolu od początku turnieju był motorem napędowym całej kadry, co potwierdził w meczu 1/8 bardzo szybko.
Rumunia próbowała chwilami grać na swoich warunkach, ale to było po prostu niemożliwe. Holandia całkowicie zdominowała pierwszą połowę, a gdy sędzia zagwizdał po raz ostatni, zawodnicy trenera Iordanescu wiedzieli, że w drugiej części meczu muszą zagrać futbol o parę półek wyższy, aby mieć tu jakiekolwiek szanse na końcowy triumf. Po stronie Holendrów głównym mankamentem było wykończenie. Szczególnie jeśli chodzi o stałe fragmenty gry. Podopieczni Ronalda Koemana po pierwszych 45 minutach mieli aż 10 rzutów rożnych na swoim koncie i nie potrafili przełożyć tego na klarowne sytuacje bramkowe.
Nie zanosiło się na niespodziankę i takowej nie było
W drugiej odsłonie rywalizacji przepaść między Rumunami a Holendrami jeszcze bardziej się powiększyła. Oranje grali jak z nut – błyskawicznie wychodzili z piłką i konstruowali kolejne ataki w mgnieniu oka. Wszystko układało się dla nich znakomicie aż do momentu finalizacji, na który można w ich przypadku narzekać od początku turnieju. Swoje sytuacje mieli Reijnders, van Dijk, ponownie Gakpo, Memphis, czy Veerman. Żaden z nich nie był w stanie umieścić piłki w siatce, aby zapewnić swojej drużynie bezpieczną przewagę nad Rumunią. Ronald Koeman wściekał się, podskakiwał, generalnie wychodził z siebie widząc rozczarowujące wykończenie swoich podopiecznych.
Natomiast totalna dominacja Holandii nie została przerwana przez sensacyjnego gola wyrównującego ze strony graczy Iordanescu. Triumf mistrzów Europy z 1988 roku przypieczętował Donyell Malen. Skrzydłowy BVB dostał piłkę jak na tacy dzięki błyskotliwej asyście Gakpo, który dograł futbolówkę tuż sprzed linii końcowej. Gracz Borussii dołożył jeszcze drugie trafienie w doliczonym czasie gry, definitywnie zamykając przeciwnikom ścieżkę awansu.
Rumuni byli w tym starciu zespołem o kilka klas słabszym i trzeba powiedzieć szczerze, że Holandia jak najbardziej zasłużenie awansowała do ćwierćfinału. Tam zmierzy się z kimś z pary Austria/Turcja. Natomiast 1/8 finału to dla Rumunii i tak wielki sukces, który kibice z tego kraju będą wspominać jeszcze długo.