Weekend już za nami, lecz 26. kolejka wciąż się nie zakończyła. Na Stadio Olimpico w Rzymie rozegrano bowiem pierwszy, z dwóch poniedziałkowych meczów. Drużyna gospodarzy, czyli AS Roma podejmowała ekipę Torino FC. Giallorossi dopiero co w czwartek awansowali do następnej fazy Ligi Europy, a dzisiaj musieli wykonać kolejny krok w pogoni za czołówką Serie A. Szczególnie, że Atalanta znajdująca się tuż nad nimi straciła punkty w starciu z AC Milanem. Zadanie nie było łatwe, bo zespół z Turynu ma za sobą naprawdę dobre miesiące. Przyjezdni walczyli, jednak nie mogli nic poradzić na świetną dyspozycję Paulo Dybali.
Emocje dopiero w końcówce połowy
Zacząć mogło się kapitalnie dla ekipy Daniele De Rossiego. Sardar Azmoun dostał podanie na wolne pole i pognał w kierunku bramki rywali. Po dotarciu do pola karnego rozejrzał się i po koleżeńsku dograł futbolówkę do Rasmusa Kristensena. Duńczyk jednak zawiódł, gdyż mając przed sobą pustą bramkę trafił w słupek. To zdecydowanie powinien być gol! Niewykorzystana sytuacja się nie zemściła, ale Torino przesunęło ciężar gry bliżej bramki gospodarzy. Pomagali w tym sami zawodnicy ze stolicy. Parokrotnie zdarzało im się popełniać błędy przy wyprowadzaniu piłki spod swojej bramki. Całe szczęście dla nich, piłkarze Torino nie zdołali wykorzystać tych żadnej z tych pomyłek.
Roma starała się prowadzić grę natomiast ich ataki rozbijały się o mur defensywny przeciwników. Dodatkowo, Torino dobrze wychodziło z kontratakami i stwarzało sobie realne zagrożenie pod bramką Mile Svilara. Blisko skutecznego sfinalizowania jednej z takowych kontr był Samuele Ricci. Mimo że na pierwszy rzut oka wyglądało to jak konkurent do bramki kolejki, to piłka przeleciała po złej stronie słupka. Powiedziałbym, że gol dla Torino to kwestia czasu, ale w 41. minucie rzut karny otrzymała Roma. Saba Sazonov, który zastąpił na boisku kontuzjowanego Matteo Lovato, podciął Sardara Azmouna. Z punktu jedenastu metrów uderzył Paulo Dybala i pewnie pokonał Vanję Milinkovicia-Savicia.
Odpowiedź zespołu Ivana Juricia była natychmiastowa. Jeden z najlepszych graczy na boisku w pierwszej połowie, Raoul Bellanova dośrodkował piłkę w pole karne, a tam doskonale odnalazł się Duvan Zapata i głową skierował piłkę do bramki. Kolumbijczyk zmiażdżył stoperów Romy warunkami fizycznymi, ale to jak włoski skrzydłowy wkręcił Angeliño w ziemię, to można nazwać majstersztykiem. Zaraz po tym, z dystansu uderzył Nikola Vlasić a ze strzałem poradził sobie Svilar, choć z problemami. Długo przyszło nam czekać na bramkę w pierwszej połowie, a kiedy się doczekaliśmy, to dostaliśmy drugą w gratisie. Kibice zgromadzeni na stadionie nie mieli na co narzekać, no chyba że fani I Lupi, gdyż nie nacieszyli się zbyt długo z prowadzenia swojej drużyny.
Solowy koncert Dybali
Pochwalony wcześniej został Bellanova, ale dobry mecz rozgrywał także Svilar. Na początku drugiej części spotkania to jego postawa na linii bramkowej uratowała gospodarzy przed utratą gola. Na sytuację dla Romy nie trzeba było długo czekać. Torino grało tego wieczoru dobrze, szczególnie w obronie, ale na lewą nogę Dybali nie mogli poradzić nic. Argentyńczyk znalazł trochę miejsca na 25. metrze i posłał strzał, jakby idealnie w punkt. Piękne uderzenie, po którym Paulo mógł się cieszyć z dubletu.
Zawodnicy na boisku się zmieniali, ale bohater był tylko jeden. To zawodnik z polskimi korzeniami będzie się śnił bramkarzowi Torino przez parę następnych dni. Tym razem to Romelu Lukaku, wpuszczony na boisko chwilę wcześniej, podał Dybali piłkę w polu karnym, a 30-latek z ostrego kąta jakoś zmieścił piłkę obok Milinkovicia-Savicia. To pierwszy hat-trick Argentyńczyka w barwach AS Romy.
Kwadrans na pokazanie się dostał Karol Linetty, ale nie wpłynął znacząco na grę swojego zespołu. Nie zrobił tego też Nicola Zalewski, gdyż De Rossi nie zdecydował się wpuścić Polaka na boisko. Gra Torino na chwilę siadła, ale stać ich było na zdobycie jeszcze bramki kontaktowej. Samuele Ricci objechał defensywę gospodarzy, a jego strzał po odbiciu od Deana Huijsena przeleciał obok bezradnego Svilara. Katastrofalną zmianę dał Renato Sanches, który zamieszany w utratę bramki, następnie dał się objechać Zapacie, co znów stworzyło zagrożenie pod bramką Romy.
Wyrównać już się nie udało. Ekipa De Rossiego kontynuuje swój marsz w kierunku miejsc premiowanych awansem do Ligi Mistrzów i zbliża się do Atalanty na odległość dwóch oczek.